Zdrowy egoizm – o co chodzi?

Beauty luxury blonde woman with and mirror. Attractive young woman in beautiful dress sitting in front of a large mirror, to primp

„Zadbaj o siebie”, „Nie przejmuj się tym, co myślą o tobie inni”, „Pokochaj samą siebie” – takie hasła słyszymy średnio kilka razy dziennie ze swoich telewizorów. Takie okrzyki zdobią przeglądane przez nas strony internetowe. Żyjemy w epoce, w której miłość do samego siebie staje się nie tylko akceptowana, ale wręcz pożądana.

Zapominamy o niegdyś tradycyjnych, cierpiętniczych modelach życia, w których sens naszego istnienia kalkulowany był na podstawie ilości dokonanych przez nas poświęceń. Wkroczyliśmy w dobę zdrowego egoizmu. „Jestem mądra, wartościowa, zasługuję na miłość, nie muszę na wszystko się zgadzać” – powtarzamy przed snem niczym mantrę. I uczymy się miłości do samych siebie.

Gorsza, lepsza, swoja?
Ktoś powiedział kiedyś, że aby pokochać drugiego człowieka, trzeba najpierw pokochać siebie. Bo jak możemy mówić o miłości do drugiej osoby, skoro tak naprawdę nie wiemy, czym ona jest i nie darzymy nią siebie. Żeby szerzyć miłość, powinniśmy najpierw zacząć od siebie.
W dobie atakujących nas zewsząd idealnych klonów naprawdę trudno zachować rozsądek i wysokie poczucie własnej wartości. Naszego ego z każdej strony bombardowane jest obrazami ludzi-ideałów, medialnych tworów, które my automatycznie przyjmujemy jako autorytety. I nie o samą urodę tu chodzi. Spełnieni, bogaci, tryskający energią ludzie z telewizorów sprawiają, że coraz mniej wierzymy w samych siebie. Oni przecież codziennie uprawiają jogging, mają wspaniałe, szczęśliwe rodziny, zdrowo się odżywiają. Na pewno też nie mają żadnych nałogów, a w podróży są cztery razy w roku.
„Zazdroszczę im, chcę być jak oni”. Ile razy zdarzały się nam podobne myśli? Zakładam, że tysiące, zwłaszcza gdy sami akurat nie najlepiej stoimy finansowo i w dodatku znów wróciliśmy do palenia. Nijak nie pasujemy do idealnego świata stworzonego przez media. Niespodzianka – oni też nie pasują! Życie, które pokazują w mediach społecznościowych czy w telewizji, nie jest prawdziwe. Każdy z nas może z powodzeniem stworzyć w internecie alternatywną rzeczywistość i kreślić siebie w sposób, którego pozazdroszczą nam inni. Tylko po co?

Zapomnij o regułach
Podstawowa zasada, której musimy się nauczyć, by zacząć wieść szczęśliwe życie brzmi: jestem wartościową osobą. Brzmi banalnie. Czy ktoś może tego nie wiedzieć? A jednak! Co roku tysiące ludzi zgłaszają się do poradni psychologicznych, zapisują na terapie, zwierzają się bliskim. Ci ludzie nie robią tego bez powodu. Częstym powodem ich życiowych problemów jest brak szacunku i miłość wobec samych siebie. Żeby wkroczyć na taką miłosną ścieżkę, musimy trzymać się kilku reguł. Wszystkie można określić jednym, ogólnym stwierdzeniem – zdrowy egoizm.
Zdrowy egoizm to postawa, którą jako pierwszy spopularyzował Josef Kirschner, m.in. w książce pt. „Cel przez egoizm. Udane życie w miłości do samego siebie”. Dziś tezy przedstawione przez Kirschnera są chlebem powszednim. Nikt już chyba nie wątpi w to, że kochać samego siebie jest rzeczą zupełnie naturalną; nie ma w niej nic złego czy wstydliwego. „Myśl najpierw o sobie”, „Dąż do własnej doskonałości”, „Realizuj swoje marzenia” – to tylko kilka z apeli autora. I właśnie na tym polega zdrowy egoizm – na naturalnej dbałości o własny dobrostan.
Nasz odwieczny problem z pokochaniem samych siebie rodzi się najczęściej już we wczesnym dzieciństwie. Któż z nas nie pamięta próśb i gróźb naszych rodziców – „podziel się zabawkami, oddaj koledze cukierka, nie kłóć się i nie pyskuj”? To właśnie takie drobne gesty, powtarzane przez lata, budują w nas poczucie bycia gorszym i mniej wartościowym niż wszyscy inni. Nauczeni, że to kolega z ławki bardziej zasługuje na wystąpienie w szkolnym apelu i tego, że to starsza kuzynka zawsze ma rację, nie dziwimy się potem, że awans dostaje inny pracownik naszego działu. Wpajane nam w dzieciństwie reguły rezonują całe życie, odbijają się echem w naszych dorosłych zachowaniach i wyborach. Stłamszeni w klatce fałszywego altruizmu, nie tylko nie umiemy zadbać o siebie, ale naprawdę nie troszczymy się też o nikogo innego.

Odzyskać radość pomagania
Klucz do radosnego dzielenia się tym, co mamy leży w dobrowolności takiej decyzji – nie w przymusie czy poczuciu obowiązku. Żeby wkroczyć w życie z nową energią, zdrowy egoista musi się nauczyć, jak się poruszać w świecie, który nie zawsze jest przyjaznym miejscem. Przede wszystkim powinniśmy nauczyć się odmawiać – nie zawsze musimy zostawać z dziećmi siostry, godzić się na wyprawę, na którą nie mamy ochoty, czy pić kolejnego piwa na imprezie. To nasze życie i to my musimy nauczyć się nim kierować. To pozwoli nam odzyskać moc sprawczą i wrócić na tory, z których przypadkiem wypadliśmy na drodze egzystencji. Bądźmy asertywni, nauczmy się odmawiać. Trudna sztuka szczerego wyrażania swoich myśli i uczuć to absolutne podstawy wiedzy, którą musimy opanować. Co ważne – werbalizowanie wprost naszych myśli nie jest równoznaczne z agresją, nie neguje szacunku do drugiej osoby.
Asertywność nie tylko uchroni nas przed wieloma rzeczami, na które nie mamy ochoty, ale pozwoli też wyciszyć swoje wewnętrzne lęki i bolączki, dając nam poczucie życia w zgodzie z samym sobą. Tego uczucia nie da się niczym zastąpić. A że zdrowy egoista nie może bać się szczerości, uda mu się uniknąć sprzeczności między tym, co robi, a tym, co czuje. Jeszcze jedno – nie musimy się nikomu tłumaczyć, wymyślać pokrętnych dróg wyjścia z jakiejś sytuacji. Nie to nie. Po prostu.

Pokochać pomaganie
Zdaje się, że największym problemem wszystkich „sztucznych altruistów” jest fałszywe przekonanie o tym, że mamy obowiązek zachowywać się tak, jak tego oczekuje społeczeństwo, w którym żyjemy. Podobne myślenie tworzy świat pełen sfrustrowanych kłamców, którzy kolejny raz pomagają sąsiadce lub rezygnują z własnych przyjemności na rzecz przyjaciela. Tymczasem nie ma bezinteresownej pomocy w świecie, w którym ktoś zmusza nas do określonych zachowań. Ludzie zwykle oczekują od nas tyle, ile dotąd im oferowaliśmy. Dlatego to od nas zależy, na jak wiele swobody pozwolimy naszym bliskim czy dalszym znajomym. Tak naprawdę wszyscy jesteśmy trochę jak dzieci – nieustannie wychowywani, ciągle uczymy się czegoś nowego, poznajemy nowych ludzi, którzy kierują się innymi wartościami, mają odmienne hierarchie i zasady. Uczmy się od nich i pozwólmy, by oni uczyli się od nas. Ale tylko w jasno wyznaczonych przez nas granicach. Jeśli coś Cię krępuje, sprawia, że czujesz się źle z samym sobą, to znak, że ktoś przekracza granicę funkcjonującą w Twojej głowie. Pozwól jej stamtąd wyjść – niech inni też ją poznają. To pozwoli im dostosować się do zasad panujących w twoim życiu.
Gdy ktoś oczekuje, że kolejny raz mu pomożesz i nie zadaje sobie nawet trudu, żeby Cię o to poprosić, to sygnał, że dotąd spełniałeś zachcianki swoich bliskich, zapominając o własnym komforcie. I najpewniej nie tylko nie sprawiało Ci to przyjemności, ale wręcz doprowadzało do wściekłości. Coś jednak nie pozwalało Ci przerwać tej zaklętej sieci, wydostać się na zewnątrz i wykrzyczeć, że nie masz czasu albo ochoty na kolejne zakupy z przyjaciółką czy nadgodziny w pracy? Czas to zmienić.
Zdrowy egoizm uczy nas, jak szanować swój czas i własne potrzeby. Pomoc dawana innym powinna być zawsze wynikiem naszej szczerej chęci. Jeśli kogoś kochamy, zwykle przychodzi naturalnie. Ale i w takim wypadku nie mamy obowiązku rzucać wszystkiego i na załamany kark biec z kawą do spragnionego kofeiny ukochanego. Wypijmy najpierw swoją kawę, zjedzmy pyszne ciastko, a kiedy poczujemy, że i nam takie obdarowywanie sprawi przyjemność, udajmy się w stronę najbliższej kawiarni. Musisz odpowiedzieć sobie na pytanie, czy Twoje działania pomocowe nie są podyktowane obawą odrzucenia albo złości ze strony partnera lub partnerki. Jeśli tak, to najwyższy czas na radykalną zmianę postawy. Inaczej nigdy nie ucieszymy się z tego, co możemy zrobić dla innych z własnej, nieprzymuszonej woli.
Niech zdrowy egoizm będzie więc tylko hasłem – czymś, co każdy z nas zinterpretuje sam dla siebie. Bądźmy odważni w kreowaniu własnego życia, silni w przekonaniach, wrażliwi i… zakochani w sobie. Oto wstęp do budowania szczęścia.

Tekst: Katarzyna Sudoł

Oceń ten artykuł

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *