Phiconcept – klasyka z domieszką ekstrawagancji

Jego nazwisko może być Wam znane. To finalista drugiej edycji programu „Project Runaway”. Ten kreatywny gdynianin z pochodzenia, prowadzi w Trójmieście markę „Phiconcept”, której pop-up store jest dostępny w gdańskiej 100czni. Kto jest jego wymarzoną klientką? Dlaczego nie warto krzyczeć kolorem? I czy wciąż odczuwa na sobie efekt telewizyjnego show? O tym wszystkim rozmawiamy z młodym projektantem – Patrykiem Wojciechowskim.

Dzisiaj, po kilku latach prowadzenia biznesu fashion, moda to dla Ciebie wciąż pasja czy przede wszystkim sposób na życie?

To moja codzienność. Dzisiaj robię tylko to, co widzisz. Nie mam czasu na inne rzeczy. Moda nadal jest pasją, ale z racji tego, że jest biznesem, od czasu do czasu szukam odskoczni.

fot. Studium Fotografii Frames – Kaźmierczak 2

Działasz pod dwiema markami – Phiconcept to brand, w którym każda z nas znajdzie coś dla siebie. Pod własnym nazwiskiem tworzysz natomiast ubrania bardziej ekstrawaganckie.

Zgadza się. W Phiconcept proponuję klasyczne formy i stonowane kolory, z domieszką ekstrawagancji. Ubrania są lekko designerskie, ale w granicach normy. Pod własnym nazwiskiem promuję natomiast rzeczy niecodzienne, nietypowe. Takie, w których nie każda kobieta zdecydowałaby się wyjść na ulicę (śmiech).

Jaki jest profil Twojej klientki?

Mam taki wzór kobiety idealnej, dla której tworzę. To spełniona artystka. Ukończyła studia i zarabia swoje pierwsze pieniądze. Wie, czego chce. Ma około 30 lat. Znalazła już swój styl i ma świadomość tego, co dzieje się w sztuce. Ma wyszlifowane poczucie estetyki.

Taka, która nie musi krzyczeć kolorem…

Tak, bo czasami mniej znaczy więcej. Jestem miłośnikiem detalu.

Twoje klientki to raczej Polki czy osoby z zagranicy?

Pół na pół, ale ostatnio coraz częściej odwiedzają mnie klienci zagraniczni. Dla Szwedów, Niemców czy Duńczyków cena, którą oferuję, jest bardzo atrakcyjna. Dla nas wciąż może być za wysoka. Mam oczywiście grono stałych klientów z Polski, którzy nieustanie do mnie wracają. Muszę jednak podkreślić, że moje projekty nie są zachowawcze. Sklasyfikowałbym je bardziej jako odważne. A nie każdy ma tę odwagę…

Zastanawia mnie cena, o której wspomniałeś. Biorąc pod uwagę jej stosunek do jakości, nie jest specjalnie wygórowana.

Niektórzy wciąż preferują zasadę – taniej, ale więcej. Ta świadomość zmienia się bardzo powoli.

Kolekcje tworzysz z dobrych jakościowo materiałów. Produkcja nie jest masowa. Całość jest sygnowana Twoim nazwiskiem, które jest znane w środowisku modowym. To przemawia za ceną, która nie może być porównywalna do tej ze sklepów sieciowych. Jak przebiega produkcja?

Większość tworzymy w mojej pracowni w Gdyni. Gdy mam większe zamówienia, przenoszę produkcję do Łodzi. Dzianiny ściągam właśnie stamtąd. Tkaniny natomiast sprowadzam albo z Włoch, albo ze sprawdzonych miejsc w Polsce. Moim głównym kryterium wyboru jest jakość. Czasami jakaś tkanina zainspiruje mnie do stworzenia projektu, ale zazwyczaj działa to odwrotnie. Projekt jest pierwszy i pod niego szukam tkaniny.

fot. Studium Fotografii Frames – Kaźmierczak 2

W jakiej ilości sztuk powstają ubrania?

Naszym limitem jest belka materiału. Czasami zamawiamy kolejną.

W poprzednich kolekcjach widoczna była Twoja fascynacja naturą. Czym inspirujesz się dzisiaj?

Ludźmi i wydarzeniami. Aktualnie bardzo mocno interesują mnie subkultury. Te, które już powstały i te, które dopiero się tworzą.

Patryku, kiedyś marzyłeś, aby zostać malarzem. Brakuje Ci tej formy sztuki?

Niekoniecznie, bo przecież moda to sztuka. Spełniam się w niej jako artysta. Poza tym przemycam moje fascynacje. Markę Phiconcept stworzyłem dla ludzi, którzy są zaabsorbowani sztuką. Nawet samo logo oznacza złotą proporcję, która w sztuce przewija się od zarania dziejów.

Nosisz własne ubrania?

Oczywiście, że tak. Co prawda bez spodni i butów, bo tego nie projektuję.

Wiem, że pytają o to wszyscy, ale muszę nawiązać do Projectu Runaway. Minęło kilka lat. Wciąż odczuwasz na sobie efekt tego programu?

Już coraz słabiej, ale od czasu do czasu przychodzą do mnie ludzie, którzy mnie poznają. Czasami proszą o wspólne zdjęcie. To miłe.

fot. Studium Fotografii Frames – Kaźmierczak 2

A czy pomocne w prowadzeniu biznesu?

Project Runaway był na pewno trampoliną na start. Pierwsze pół roku miałem z górki. Dzisiaj poruszam się raczej po linii prostej.

To dobrze?

I dobrze i niedobrze. Rozgłos jest fajny i bardzo pomaga, ale z drugiej strony – ile można? (śmiech).

Warto brać udział w takich programach?

No pewnie, że warto! To super przygoda! Później zaczynają się schody, gdy postanawiasz uruchomić własną markę (śmiech). Gdybym wtedy wiedział to, co wiem teraz, być może zająłbym się czymś innym, a ubrania tworzyłbym hobbystycznie (śmiech). Wcześniej dziwiłem się, dlaczego w Polsce otwiera się tak niewiele marek modowych. Po pierwsze – nie ma wystarczającej ilości klientów, a po drugie – nie wystarczy być artystą. Trzeba być człowiekiem orkiestrą, który zaprojektuje, uszyje, zatrudni ludzi, sprzeda, dopilnuje formalności. Trzeba być jednocześnie i artystą, i biznesmanem. To bardzo ciężka droga, której cały czas się uczę.

Jakie masz plany na najbliższą przyszłość?

Teraz jestem na 100czni. Po sezonie będę tworzył nową kolekcję, skierowaną głównie na rynek zagraniczny. Sprzedaż internetowa będzie dostępna dla wszystkich. Chcę ruszyć z nową kolekcją, nowymi katalogami i nową energią.

Oceń ten artykuł

Polecane:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *