Przyszło nam żyć w czasach, w których status jednostki w pełni niemal wyznaczają posiadane przez nią rzeczy. Począwszy od mieszkania, przez samochód, skończywszy na modelu telefonu czy noszonych przez nas butów – to wszystko definiuje nasz status materialny, ustawiając nas w odpowiednim miejscu na drabinie społecznej.
W tym biegu po bogactwo uczestniczymy, niestety, wszyscy. Nawet najbardziej świadomi ludzie łapią się na mimowolnym niemal wpatrywaniu w sklepowe witryny czy internetowy oferty – wszyscy chcemy mieć, bo „mieć” znaczy dzisiaj „istnieć”. Jednak większość dóbr, za którymi tak gonimy, w zasadzie nie jest i nigdy nie będzie nam potrzebna. Za czym więc tęsknimy? Za poczuciem przynależności, które idzie za posiadaniem. Za tym poczuciem tęsknili najpewniej ludzie, którzy zimą zeszłego roku ustawili się w gigantycznych kolejkach pod jednym ze sklepów obuwniczych w Warszawie. Tam miała odbyć się premiera najnowszego modelu butów – projekt, podobno, wykonał Kanye West, całość wyprodukował Adidas i opatrzył ceną około 900 zł. Grupa fanów postanowiła więc koczować pod sklepem w dzień i w noc, by dostąpić zaszczytu zakupienia tego wyjątkowego obuwia. Szaleństwo? Najpewniej. Ktoś się go jednak podejmuje. To nasi znajomi, rodzina, przyjaciele, koledzy kolegów… Podobne zrywy mają miejsce znacznie częściej, np. przy okazji premier sprzętów z jabłuszkiem.
Bo te firmy sprzedają nie tylko rzecz, ale – przede wszystkim – styl życia. Każdy z produktów ma dopisaną do siebie odpowiednią historię, tło, które nadaje mu wyjątkowej atrakcyjności. Chcesz być nowojorskim hipsterem w środku polskiej szarówki? Nie obędziesz się bez MacBooka. Chcesz mieć modny makijaż i opinię celebrytki na Instagramie? Twój status przypieczętuje szminka z kolekcji Kylie Jenner.
Każdy, nawet najbardziej zbędny produkt rozkwitnie przy użyciu odpowiednich zabiegów marketingowych. A wśród marketingowców są też klienci – oni wiedzą najlepiej, czego pragniemy, jak reklamować tak, żeby sprzedać. Obecnie sprzedaje się nie rzecz, a wizerunek. Kupując, kreujemy siebie – swoją społeczną pozycję, popularność.
Konsumowanie dóbr to nasza codzienność. Na potęgę wyrzucamy, wymieniamy, udoskonalamy to, co posiadamy. Dziś niczego się już nie naprawia, produkty ulegają nieustannej wymianie na coraz to lepszy, nowszy model. Gdzie w tym wszystkim rozsądek? Jak nasze szalone zakupy jesteśmy w stanie godzić z tak modnym ostatnio podejściem ekologicznym? Pijemy koktajle z rzepy i jarmużu, a zapominamy o tym, że ekologia zaczyna się w głowie. Zamiast więc kupować kolejny telefon, umieszczając poprzedni w szufladzie, zastanówmy się czy naprawdę, da nam to szczęście, spełnienie? A może tylko chwilową satysfakcję?
W świecie, w którym wartość człowieka mierzy się zasobnością jego portfela, nie ma miejsca na sentymenty, chciałoby się rzec. Ale przecież ten świat to my – tworzymy go, budujemy dla kolejnych pokoleń. I coraz częściej zauważamy absurdalność konsumpcyjnego podejścia. Wyrzucamy więc zbędne produkty, układając sobie nowe, minimalistyczne życie, przyjazną przestrzeń. Robiąc to jednak, nie zapominajmy, że worek ubrań, których już nie chcemy, więcej pożytku przyniesie ubogim niż śmietnikowi. Małymi krokami budujmy bardziej przyjazny, empatyczny, ludzki świat.