Kamila Kielar – Do przyrody trzeba czuć respekt

Odbyła samotne podróże po Alasce, Kanadzie i Jukonie. W zeszłym roku przeszła zachodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych. Mówi o sobie Bear Girl, bo kocha niedźwiedzie i przyrodę Północy. Poznajcie Kamilę Kielar!

Co masz w sobie z niedźwiedzicy?

Siła i odwaga to cechy, które jako pierwsze przychodzą mi na myśl, ale wolałabym siebie nie oceniać pod tym kątem. Używając pseudonimu Bear Girl, myślałam raczej o niedźwiedziu jako symbolu północnej przyrody i z nią łączyłabym moje podobieństwo do tego zwierzęcia. Lubię przebywać na łonie natury, dobrze się tam czuję.

Spodziewałaś się przed wyjazdem na Erasmusa do Finlandii, że Północ tak Cię pochłonie?

Wiedziałam, że na samej wymianie będzie fajnie, ale nie sądziłam, że ten kraj, a później Laponia i cała, szeroko pojęta Północ, tak mi „zajdą za skórę”. Cieszę się jednak, że tak się stało.

Trochę przypadkiem.

To prawda. Początkowo chciałam jechać na Erasmusa do Turcji, ale zaproponowali mi Finlandię. Zgodziłam się bez przekonania, a teraz mija trzynaście lat, odkąd regularnie jeżdżę do Laponii.

Wtedy też zaczęła się Twoja fascynacja niedźwiedziami?

Tak, choć początkowo poznawałam północną przyrodę głównie w wersji skandynawskiej – tam niedźwiedzi jest zdecydowanie mniej. Z czasem zaczęłam jednak poszerzać obszar moich wypraw o Alaskę, Rosję, Kanadę, gdzie tych zwierząt spotykałam znacznie więcej. Siłą rzeczy zwróciły moją uwagę, zaczęłam bardziej się nimi interesować, czytać książki na ich temat. Zwyczajnie nie da się przebywać miesiącami w alaskańskim outdoorze i nie być wyszkolonym w temacie niedźwiedzich zachowań.

Pamiętasz swoje pierwsze spotkanie z niedźwiedziem?

To było na Alasce, w Parku Narodowym Katmai. Minęłam się z nim na odległość kilku metrów. Nie było niebezpiecznie, bo trzeba podkreślić, że niedźwiedzie same z siebie nie atakują ludzi, a tam dodatkowo są do nich przyzwyczajone. Ponadto przebywają w tym miejscu rangersi – ludzie przeszkoleni w temacie zachowań wobec niedźwiedzi. Z tego względu Alaska to odpowiedni rejon do oswajania się z niedźwiedziami przed wyjazdem w bardziej dzikie tereny.

Co czujesz, gdy stajesz oko w oko z niedźwiedziem?

Na pewno duży respekt – znam swoje miejsce w szeregu (śmiech). A jeżeli pytasz o strach, to pojawia się on dopiero później, gdy już sobie uświadomię, że to spotkanie było niebezpieczne. W jego trakcie działam raczej automatycznie, skupiam się na tym, jak wyjść cało z tej sytuacji.

Skąd wiesz, jak się zachować?

Zaczęło się od wstępnych przewodników o Alasce. Później spędziłam trochę czasu z rangersami, traperami i przyrodnikami kanadyjskimi. Uczestniczyłam w szkoleniach, czytałam o behawioryzmie niedźwiedzi, choć w Polsce takiej literatury nie ma zbyt wiele. Wciąż nieprzetłumaczona na język polski jest na przykład książka Stephena Herrero „Bear Attacks”, w której autor nie tylko opisuje ataki niedźwiedzi na ludzi, ale też analizuje, dlaczego do nich doszło. I tak moja wiedza z czasem się pogłębiała, choć nie mogę powiedzieć, że na temat niedźwiedzi wiem już wszystko.

Nie masz zatem poczucia, że natura już nie jest w stanie niczym Cię zaskoczyć?

Skądże, uważam, że to byłby pierwszy krok do tragicznych zdarzeń. Przekonanie, że można sobie świetnie poradzić w sytuacji, gdy przyroda pokaże swój pazur, jest bardzo nierozsądne. Natura naprawdę potrafi być bezwzględna, dlatego zawsze trzeba zachowywać respekt.

Kiedy najdotkliwiej doświadczyłaś bezwzględności przyrody?

Były trzy takie sytuacje, wszystkie związane z zimą. Do jednej doszło na północno-zachodnich terytoriach Kanady, w czasie mojej samotnej wyprawy biegowej. Temperatura sięgnęła –40 st. Pamiętam, że bardzo się wtedy odwodniłam, pojawił się problem ze stopami. A drugie zdarzenie nastąpiło w Laponii. Szłam górskim szlakiem, przebiegającym przez jezioro. Ono powinno o tej porze – to był początek lutego – zamarznąć na kość. Tak się jednak nie stało. Lód zaczął się pode mną łamać, miałam trudności, żeby się stamtąd wydostać. Na szczęście nie stało się nic poważnego, choć mam świadomość, że cała sytuacja mogła się zakończyć tragicznie. Wystarczyłoby na chwilę włożyć nogę do lodowatej wody, żeby sobie ją odmrozić. Na ostatniej wyprawie też miałam trudną przygodę z przekraczaniem górskiej rzeki, która wezbrała gwałtownie po roztopach śniegu i powaliła naszą koleżankę. Trzeba było ją ratować, bo gdyby woda całkowicie ją zabrała, nie miałaby szans na przeżycie. To była skomplikowana i niebezpieczna operacja.

Jest coś, co mogłoby Cię złamać?

Mam świadomość, że w survivalu ogromną rolę odgrywa psychika – zbyt słaba może być powodem załamania. Mnie się to na szczęście jeszcze nie zdarzyło. Są jednak rzeczy, które mnie przerastają fizycznie. Pamiętam wyjście w góry zimą, na Alasce, kiedy musiałam zawrócić z powodu złej pogody. Nie chciałam ryzykować. W tej sytuacji przyroda wygrała, w pewnym sensie mnie złamała, choć ja nie traktuję tego w kategoriach porażki. Po prostu ważniejsze jest dla mnie bezpieczeństwo niż osiągnięcie celu za wszelką cenę.

Jesteś ryzykantką?

W moim przekonaniu nie jestem, bo w odpowiednim momencie umiem się wycofać. Jednak dla innych już sam fakt, że przez dwa miesiące przebywam sama, w miejscu, gdzie panuje czterdziestostopniowy mróz, jest ryzykiem. To świadczy tylko o tym, że każdy gdzie indziej wyznacza sobie granice. Moje wciąż się zmieniają, z każdą kolejną wyprawą sięgają dalej.

Zdarza się, że musisz udowadniać, że kobieta potrafi?

Bardzo bym chciała, żeby kiedyś stało się oczywiste, że pewne dokonania nie zależą od płci, ale siły, charakteru czy wiedzy. Zdaję sobie sprawę, że póki co jest to wizja idealistyczna. Nieustannie spotykam się bowiem z pełnymi zdziwienia komentarzami typu: „Och, tak sama i do tego kobieta, taka drobna, blondynka!”. A co ma do tego kolor włosów czy płeć? Zszokowane są nawet kobiety, co mnie dziwi, bo przecież dziewczyny powinny wiedzieć, że jak się chce, to można wiele zdziałać. I tak, w outdoorze, na wyjazdach bardziej nastawionych na wyzwanie, muszę niestety to wciąż na nowo udowadniać.

A mnie bardziej dziwi, jaką przyjemność można czerpać w czasie samotnej wyprawy w czterdziestostopniowym mrozie.

Oglądanie zwierząt, fotografowanie ich, leżenie w szałasie i obserwowanie spadającego śniegu. To wszystko daje tak niesamowite poczucie, że jest się we właściwym miejscu o właściwym czasie, że naprawdę można czerpać z tego przyjemność (pauza). Brzmię wiarygodnie (śmieje się)?

Oceń ten artykuł

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *