Dorota Majcher – dzisiaj stawiam na naturalność!

Kiedyś miała burzę rudych loków, mocny makijaż i pozowała do CKM. Dzisiaj jest kobietą, która swoje piękno odnalazła w naturalności. I chociaż nadal od czasu do czasu staje przed obiektywem, jej największą pasją jest malowanie innych. Poznajcie Dorotę Majcher – make-up artist z Trójmiasta, która nie chce kobiet zmieniać, a jedynie ich piękno podkreślać.

Doroto, jak zaczęła się Twoja przygoda z wizażem?

W 2011 skończyłam szkołę wizażu. Chciałam zacząć malować, więc założyłam konto na portalu, który łączy fotografów z modelkami. Pomyślałam, że jeżeli uda mi się dostać na plan zdjęciowy jako modelka, poznam środowisko i szybciej zdobędę zlecenia jako wizażystka.

Dobrze to sobie wymyśliłaś.

Tak (śmiech). A do szkoły wizażu poszłam dlatego, żeby wiedzieć, jak malować siebie.
Dorota Majcher

Chciałaś wyglądać lepiej?

Tak, ale pasję do malowania miałam już od dziecka. Z tą różnicą, że chciałam malować obrazy. Pamiętam, że zapisywałam się na wszystkie konkursy plastyczne.

Marzyłaś, żeby zostać malarką i malujesz. Zmienił się tylko obiekt i forma.

Tak, można powiedzieć, że jestem malarką twarzy (śmiech). Może kiedyś wrócę do malowania obrazów, nie wykluczam tego. Kto wie… Dzisiaj nie mam na to czasu. Wizaż pochłonął mnie w 100 procentach.

I lubisz to, co robisz. Widzę to.

Tak. Malowanie kobiet to wspaniała praca. I oczywiście ogromne wyzwanie. Każda twarz jest inna, a ja muszę umiejętnie wydobyć z niej to, co najpiękniejsze. Poza tym makijaż musi być naturalną częścią twarzy. Nie może rzucać się w oczy. To ma być tylko dodatek, który sprawi, że wyglądasz lepiej.

Intuicyjnie wyczuwasz, w jakim makijażu Twojej klientce będzie najlepiej?


Bardzo dużo rozmawiamy. Myślę, że rozmowa jest tutaj kluczem. Pytam o ulubione kolory, o biżuterię, sukienkę, fryzurę. Biorę pod uwagę kolor włosów, skóry i tęczówki oka. Oceniam kształt twarzy…

Zdarza się, że przychodzą do Ciebie klientki ze zdjęciem innej dziewczyny, prosząc o podobny makijaż?

Tak, ale nie zawsze mogę te prośby spełnić. Jeżeli przychodzi piękna dziewczyna w typie urody Kate Moss i pokazuje mi zdjęcie Kim Kardashian, wiem, że cudów nie zdziałamy. Trzeba mierzyć siły na zamiary. Kocie oko jednej dziewczynie doda uroku, a drugiej go odejmie. Jak już wspomniałam, najważniejsza jest rozmowa, ale warto mi również zaufać. Znam się na tym.

Każda z nas widzi siebie inaczej. Wiadomo, że profesjonalista potrafi wydobyć wszystkie zalety naszej twarzy oraz ukryć mankamenty. Czy zdarza się jednak, że klientka nie jest zadowolona z efektu końcowego?

Nigdy nie robię klientkom efektu „wow”. Cały proces mogą obserwować w lustrze. Lubię, gdy klientka na bieżąco zwraca mi uwagę, jeżeli wie, że moja propozycja nie będzie jej się podobać. To ważne, bo na etapie tworzenia makijażu, wiele rzeczy da się jeszcze skorygować. Można czegoś dodać więcej, a czegoś mniej. Jestem otwarta na sugestie.

Na wszystkie?

Na wszystko godzić się nie mogę. Wrażliwa jestem na punkcie brwi. W tym zakresie zdarzają mi się pewne konflikty (śmiech). Lubię brwi naturalne i zawsze będę ich bronić. Brew to brew. Można ją podkreślić, skorygować jej kształt, ale gdy odrysujemy ją „od szklanki”, efekt będzie karykaturalny.

W makijażu cenisz efekt naturalny czy lubisz zaszaleć?

Lubię mocne makijaże, ale nie mogą być przerysowane. Uwielbiam barwy zbliżone do kolorów ziemi. Gdy zaczynałam moją przygodę z makijażem, kupiłam ogromne palety cieni we wszystkich kolorach tęczy. Gdyby nie fakt, że z biegiem czasu część mi się rozsypała – miałabym je do dziś. Rzadko kto prosi mnie o makijaż w intensywnych, żywych kolorach. Ja sama również tego nie proponuję.

Malujesz się na co dzień?

A widzisz mnie teraz (śmiech)? Praktycznie w ogóle! Przy tak szybkim trybie życia, jaki prowadzę, każde pół godziny snu jest dla mnie cenne. Poza tym pracuję od rana do wieczora, malując moje klientki. Chcę, aby w tym czasie moja skóra odpoczywała. Oczywiście od czasu do czasu lubię zaszaleć. Maluję się na sesje zdjęciowe, większe wyjścia i wtedy, gdy mam na to ochotę.

Pracujesz dużo i ciężko. Umówienie się z Tobą na wywiad nie było takie proste (śmiech). W końcu udało się! Jestem ciekawa, jak wygląda twój terminarz? Pęka w szwach?

Oj tak. Mam zapytania nawet na rok 2021. Nie prowadzę jednak aż tak dalekich planów. Dzisiaj można się do mnie zapisać na makijaż maksymalnie do 2019 roku. Poza tym jestem otwarta dla moich stałych klientek, natomiast nowym proponuję najpierw makijaż zapoznawczy. Zawsze mówię – przyjedź, poznaj mnie, może mnie polubisz, a może nie. Makijaż ślubny to poważna sprawa. Musisz lubić swoją wizażystkę. To chyba najważniejsza kwestia. Bo warto to podkreślić, że makijażu próbnego nie robisz po to, żeby później, tuż przed ślubem, odtworzyć taki sam. Robisz go po to, żeby poznać swoją wizażystkę. Jeżeli jest między wami pozytywna energia i jej zaufasz, a efekt końcowy będzie Ci się podobał – na ślubie będzie podobnie.

Zaskoczyłaś mnie! Czyli makijażu próbnego nie robimy dlatego, by wiedzieć, jak będziemy ostatecznie wyglądać na naszym ślubie?

Każdego dnia wyglądamy inaczej. Nasza skóra, tęczówka oka, kolor włosów. To się zmienia. Jednego dnia czujemy się świetnie, innego budzimy się opuchnięte i zmęczone. Mamy też swoje gorsze dni. Każda wizażystka ma oczywiście inne podejście, ale ja nie odtwarzam dokładnie tego, co zrobiłam wcześniej. Robię makijaż idealny, biorąc pod uwagę wszystkie czynniki, które wymieniłam.

Zdajesz sobie sprawę ze swojej odpowiedzialności. Ślub to ważne wydarzenie, które przy sprzyjających okolicznościach jest niepowtarzalne.

Tak, ale ufam sobie i nie boję się tej odpowiedzialności. Był taki moment w moim życiu, w którym budziłam się w środku nocy z poczuciem, że wpisałam w kalendarz za dużo klientek i nie zdążę każdej poświęcić wystarczającej ilości czasu. Bo mimo że kalendarz pękał w szwach, nie potrafiłam odmówić moim stałym klientkom. Oczywiście zawsze ze wszystkim zdążałam, ale dla bezpieczeństwa współpracuję dzisiaj z Kingą, moją przyjaciółką, którą wyszkoliłam. Praca we dwie idzie sprawniej, a ja się nie stresuję. Jest większy komfort psychiczny oraz inna energia.

Jesteś bardzo otwarta. Zaprzyjaźniasz się z klientkami?

Mamy fajny kontakt. Ze wszystkimi staram się przechodzić na „ty”. Przychodzą do mnie dziewczyny w różnym wieku, ale nie chcę być dla nich „panią”. Lubię im mówić, co mają w sobie pięknego. Kobiety często tego nie widzą. A mają np. piękne oczy…

Zawsze taka byłaś?

Kiedyś ktoś mi powiedział, że zachowuję się jak nadęty troll (śmiech). To było tuż po publikacji moich zdjęć w CKM. Pracowałam wówczas jako modelka przy kilku projektach. Robili mi zdjęcia do kalendarzy, magazynów. Miałam 26 lat i dosięgnął mnie tzw. syndrom gwiazdy.

Odrobina wody sodowej uderzyła Ci do głowy…

Odrobinka, ale całe szczęście – to szybko minęło. Skupiłam się na wizażu, zamiast pozować do zdjęć. Ciężko dzisiaj zarobić na modelingu w Polsce. Stawki są śmiesznie niskie. Wciąż dostaję propozycję, ale bardzo często odmawiam.

Co jest najcięższe w pracy wizażysty?

Lubię pracę z klientem, ale każda z nas jest kobietą, każda ma gorszy dzień. Bywa, że jestem w złej formie. Zawsze jednak staram się być miła i profesjonalna. Bywa trudno. Zwłaszcza gdy klientka nie wie, czego chce i zgłasza uwagi dopiero wtedy, gdy moja praca jest już skończona. Kiedyś jedna z pań doprowadziła mnie do łez. Jestem bardzo wrażliwa i dla dobra klienta zrobię naprawdę wszystko. Ta praca czasami wymaga ode mnie mnóstwa cierpliwości. Szkoda, że w szkole wizażu nie powiedzieli nam, że najcięższa w tym zawodzie jest właśnie praca z klientem (śmiech).

Podczas malowania towarzyszy Wam ten słodziak, który podczas naszej rozmowy domaga się nieustannych pieszczot.

Tak, to Borysek. Szpic miniaturowy, Pomeranian. Mieszka ze mną od roku. Jest małym zaczepiakiem. Wystarczy, że spojrzysz w jego oczy i przepadniesz (śmiech). To czasoumilacz. Dzisiaj jest na mnie obrażony, bo go przed chwilą czesałam. Borysku, kochasz mnie jeszcze (śmiech)?

Doroto, zastanawiam się, czym dla Ciebie jest kobiece piękno?

Każda kobieta jest piękna. Jeżeli nie robi sobie krzywdy zbyt długimi rzęsami, sztucznie wyrysowanymi brwiami, przesadną opalenizną czy spalonymi włosami. Wystarczy być schludną, zadbaną, czysto ubraną. Makijaż nie ma tu nic do rzeczy. Piękno nie jest zależne od makijażu. On ma tylko troszeczkę nam pomagać. Najpiękniejsza jest to, co naturalne.

Jesteś przeciwna wszelkim interwencjom chirurgicznym?

Oczywiście, że nie! Sama mam zrobione usta. Wszystko jest dla ludzi. Ważne, żeby każda taka ingerencja była subtelna. Jeżeli coś jest zrobione dobrze, nie powinno rzucać się w oczy. Sztuczne rzęsy mogą prezentować się przepięknie, ale jeżeli są przesadzone – zamiast powiększać oko, zmniejszają je. Przesada zawsze jest zła.

Czujesz się piękna?

Dzisiaj już tak. Kiedyś miałam wątpliwości. Sporo kombinowałam ze swoją urodą. Wiecznie było mi mało. My kobiety czasami tak mamy, że na siłę chcemy zmieniać naturę. Proste włosy kręcimy, a kręcone prostujemy. Jasne przyciemniamy, a ciemne rozjaśniamy. Teraz wracam do natury, bo już wiem, że jest najlepszą opcją. Postawiłam na naturalny kolor włosów, brwi mam naturalne, schudłam 12 kilogramów. Kiedyś non stop chodziłam w szpilkach i sukienkach. Dzisiaj wybieram komfort i wygodę, a sukienki i szpilki zostawiam na specjalne okazje.

W tym roku kończysz 31 lat. Co się zmieniło, gdy przekroczyłaś trzydziestkę?

Zmieniłam dietę i nastawienie do świata. Mam psa. Poza tym nic. Zawsze miałam w sobie dużo energii. Jeszcze więcej pracuję i czuję, że wszystko idzie w dobrym kierunku.

Czy to oznacza, że miałaś kiedyś kryzys twórczy?

No pewnie! Kilka lat temu chciałam porzucić mój zawód. Trzy klientki pod rząd zrezygnowały z moich usług po makijażu próbnym. Poza tym malowałam znaną trójmiejską modelkę, której zdjęcia ukazały się na portalu plotkarskim. Posypał się hejt. Bardzo się tym przejmowałam i przestałam wierzyć w siebie.

Nadal czujesz czasami oddech hejtu na plecach?

Już nie. Jeżeli istnieje, to wciąż zostaje gdzieś za mną, za moimi plecami. Dzisiaj już wiem, że nie jestem zupą pomidorową, żeby smakować każdemu. Wiem, że praca, którą wykonuję, jest bardzo dobra. Jestem profesjonalistką w swoim fachu. Do wszystkiego doszłam sama ciężką pracą.

Zdjęcia: Adria Kulesza
Miejsce: Pub Red Light w Gdańsku

Oceń ten artykuł

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *