„W Polsce nie mam potrzeby być feministką” – Polska oczami Francuzki

We Francji, wychodząc wieczorem na ulicę czy do baru, czułam się zagrożona. W Polsce – nigdy. Tutaj kobiety traktuje się z większym szacunkiem – mówi Amelie, Francuzka, która od 11 lat mieszka w Gdańsku. W rozmowie z nami opowiada o tym, jak żyje się kobietom we Francji i w Polsce.

Dlaczego postanowiłaś zamieszkać w Polsce?

Mój mąż jest Polakiem. Zanim jeszcze zostaliśmy małżeństwem, zapytał mnie, czy nie chciałabym spróbować życia w Polsce, wiedząc, że jako nauczycielka mogę pracować w każdym miejscu na świecie. Zgodziłam się.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

W Polsce mieszka ok. 8 tys. Francuzów. Jak myślisz, co ich tutaj przyciąga?

Pod względem ekonomicznym Polska jest obecnie najatrakcyjniejszym krajem w Europie. Tutaj można znaleźć pracę i żyć na dobrym poziomie, a władza, mimo wielu błędów, robi dużo dla społeczeństwa. Myślę, że to może być przekonujące dla pokolenia dzisiejszych dwudziestolatków, a już szczególnie dla młodych Francuzek, bo kobiety traktuje się w Polsce z większym szacunkiem. Mężczyźni są znacznie bardziej uprzejmi, zawsze otworzą przed tobą drzwi, ustąpią miejsca w autobusie, zniosą walizkę ze schodów. Odbieram to zachowanie jako bardzo miłe, bo dzięki niemu czuję, że jestem ważna. W Polsce naprawdę przyjemnie jest być kobietą.

Jaki jest zatem stosunek Francuzów do kobiet?

W Polsce nigdy nie musiałam obawiać się, że ktoś mnie zaczepi, gdy wychodziłam wieczorem na ulicę czy do baru. We Francji było tak za każdym razem. Dlatego dziewczyny nie wracają tam same do domu. Nie mówię tylko o przedmieściach dużych aglomeracji. Studiowałam w Pau, niedużym mieście uniwersyteckim, i też stykałam się z tym problemem.

Kobiety we Francji są oceniane, molestowane, poniżane, traktowane jak przedmioty. Jeśli w klubie ktoś natarczywie będzie prosił cię do tańca, a ty mu odmówisz, to usłyszysz, że jesteś dziwką. Tutaj, gdy powiesz nie, to na tym sprawa się zakończy, ewentualnie może zostać obrócona w jakiś drobny żart. Mężczyźni w Polsce są znacznie bardziej cywilizowani.

Jak Ci się wydaje, z czego to wynika?

Ze zróżnicowania kulturowego, religijnego, etnicznego. Brak szacunku wobec kobiet ma swoje źródła w religii, pochodzeniu, wychowaniu. Jeśli mężczyzna dorasta w rodzinie, w której kobietę od samych narodzin uznaje się za kogoś gorszego, a on sam traktuje tak na przykład swoje siostry, w przyszłości nie będzie darzył innych kobiet szacunkiem.

Czy uprzedmiotowienie kobiet, o którym mówisz, ujawnia się także w sferze zawodowej?

Mam doświadczenie w pracy zarówno w Polsce, jak i we Francji. To, co zauważyłam w obu krajach, choć może bardziej we Francji, to dziwna hierarchia, która zakłada, że mężczyzna jest lepszy od kobiety.

Jak to się przejawia?

Kobiety na pewno są traktowane inaczej. Nie myślę o żadnych sytuacjach ekstremalnych, ale raczej małych elementach codziennego dnia w pracy. Ktoś zażartuje z twojej szminki na biurku, powie coś seksistowskiego. Może to nic szokującego, ale funkcjonuje i warto o tym mówić. Nie neguję przy tym tego, co wcześniej powiedziałam o Polakach. W sferze prywatnej są mili i grzeczni, ale w relacjach zawodowych, szczególnie między szefem a pracownikami, to się zmienia. Ja w Polsce doświadczyłam tego tylko raz, w kontaktach z moim przełożonym. Rozmawiając z nim, czułam się jak na przesłuchaniu: obserwował mnie, oceniał fizycznie, wypytywał o szczegóły z mojego życia.

A co z kwestią nierównego wynagradzania kobiet i mężczyzn?

Trudno mi oceniać te różnice, bo w Polsce nie pracuję na etat, jestem więc inaczej wynagradzana niż pracownik. Z kolei we Francji pracowałam tylko w systemie publicznym jako nauczycielka, a tam pensje są jednakowe. Wiem jednak, że różnice w wysokości wynagrodzeń istnieją. Przeczytałam ostatnio w jakimś artykule, że w niektórych firmach kobiety zarabiają mniej, bo jest prawdopodobieństwo, że pójdą na urlop macierzyński.

Ja z kolei spotkałam się z sytuacją, że z tej samej przyczyny nikt nie chciał zatrudnić kobiety, która była niedługo po ślubie.

Naprawdę? To był oficjalny powód?

Raczej nie, ale można było się tego domyślić.

Wyobrażam sobie, że jest to możliwe. Mam przyjaciółkę, która w wieku 37 lat całkowicie się przebranżowiła i została programistką. Była zdziwiona, że udało jej się znaleźć pracę, bo wraz z nią kandydowały dwie młodsze dziewczyny. Wydaje jej się, że zadecydował właśnie jej wiek i fakt, że ma rodzinę, co zmniejsza ryzyko, że będzie miała jeszcze dzieci.

Czy po przyjeździe tutaj musiałaś na nowo zdefiniować swoje pojęcie feminizmu?

Zdecydowanie. Gdy wracam do Francji, bardziej odczuwam to, że jestem feministką, zwłaszcza jeśli porównuję życie tam z życiem w Polsce. Tutaj w zasadzie nie mam potrzeby nią być. Nie muszę komentować pewnych zjawisk jako seksistowskie, bo się z nimi nie spotykam. Mogę bezpiecznie wyrazić siebie, swoją kobiecość, wyjść na ulicę w szortach lub krótkiej spódniczce i po prostu poczuć się atrakcyjnie, nie martwiąc się tym, że zostanę potraktowana jako obiekt seksualny.

O co walczą feministki we Francji?

Chcą czuć się szanowane i niezagrożone przez mężczyzn. Myślę, że szacunek jest słowem-kluczem, które dotyczy wszystkich kobiet na całym świecie i stoi ponad ich zróżnicowanymi postulatami wynikającymi z kultury czy religii. Poza tym Francuzki domagają się całkowitej równości, uznania ich jako odrębnych, niezależnych od mężczyzn i równych mężczyznom osobowości.

Czego Polki mogłyby się nauczyć od Francuzek?

Pewności siebie i tego, co z niej wynika, czyli umiejętności decydowania o sobie, walki o siebie i swoje potrzeby. Jeśli mam do powiedzenia coś, co jest dla mnie ważne, walczę o to, by zostać wysłuchaną. Nie wyobrażam sobie zrezygnować z wyrażenia swoich przekonań tylko dlatego, że tak jest wygodniej. Zauważyłam, że kobietom w Polsce przychodzi to z dużą łatwością. Myślę, że problem tkwi właśnie w braku pewności siebie – gdy jej nie masz, tracisz przekonanie co do słuszności swoich poglądów i boisz się o nie walczyć. Oczywiście to się zmienia, co świetnie pokazały Czarne Marsze. Zmiany następują jednak znacznie wolniej niż we Francji. Polki domagały się w czasie tych protestów podstawowego prawa do aborcji, które we Francji obowiązuje już od dziesiątek lat.

Może jest tak, że potrafimy zawalczyć o sprawy wielkiej wagi, ale na co dzień feministyczne wartości nam umykają?

Bo tak naprawdę nie musisz o nich myśleć, jeśli jesteś dobrze traktowana w rodzinie, w pracy, na ulicy. Trzeba jednak pamiętać, że 40% kobiet pada ofiarą przemocy. To oznacza, że mogłaby nią być któraś z nas. O tym się w Polsce nie mówi, a na pewno znacznie mniej niż we Francji. A skoro nie jesteś świadoma skali problemu lub sama nie doświadczasz agresji, feminizm nie jest ci potrzebny.

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *