Sztuczna twarz czy sztuczna inteligencja?

Pęd do doskonałości powoduje, że lekarze medycyny estetycznej należą do najbardziej obleganych specjalistów. Media i internet promując modę na pewien typ wizerunku, powodują, że wiele pań ulega zgubnej pokusie na „nowe ja”. Nie widząc oczekiwanych efektów, wpadają w pułapkę kolejnych poprawek, które często prowadzą do depresji. O tym, gdzie jest granica zdrowego rozsądku, opowiada doktor Anna Butowska, lekarz medycyny estetycznej.

Medycyna estetyczna to sposób na nowe ja?

Możliwości powodują, że panie po prostu chcą lepiej wyglądać. To pewien rodzaj mody i narzuconych trendów. Model uważany za idealny na szczęście się zmienia. Jeszcze 5 lat temu królowały napompowane policzki i nadmiernie uwydatnione usta. Obecnie pomysł na twarz idzie w stronę natury. Na szczęście!

Co najczęściej pragną zmienić?

Opóźnić upływ czasu i zniwelować zmarszczki, poprawiając samopoczucie. Dlatego lekarza medycyny estetycznej określiłabym mianem doktora duszy. Młodszy wygląd, który widzimy w lustrze, pozwala nam czuć się znacznie lepiej. Porównywalnie do zmiany fryzury i zakupu nowej sukienki.

Dlaczego ręką lekarza jedna kopiuje drugą? Nie da się indywidualizować poprawek?

Trend na pewne zabiegi dociera do dużych miast. Obserwując go, mamy wrażenie, że przykładowo na Monciaku w Sopocie skumulowały się klony o podobnie dużych ustach i wyrazistych policzkach. Przerysowane twarze, uzupełnione doklejonymi rzęsami i namalowanymi brwiami. Standard, który się spodobał i dlatego jest powielany. Grupa pań w taki sposób zaznacza, że je na to stać. Spełnia obowiązującą modę i za nią podąża. Osobiście nie rozumiem tak skrajnej chęci naśladowania.

Usta zrobione, a pacjentka po miesiącu wraca, mówiąc „mało!”. To choroba?

Może być to jednostka chorobowa. Pacjentki biorąc lusterko do ręki, nie widzą nadmiaru. Wierzą, że skoro tak wyglądają celebrytki, to należy zmierzać w stronę dziwnie pojętego przez siebie ideału.

Nawet z hialuronem, którego ilość uniemożliwia otwieranie ust?

Mam pacjentki, które słysząc „stop” potrafią zahamować. Zwrócili na to uwagę przedstawiciele medyczni, którzy czekając na spotkanie ze mną, nie spotkali pań przerysowanych. Być może jest to prawo przyciągania (śmiech). Próbuję przekazać pacjentowi sedno medycyny estetycznej, które polega na kondycjonowaniu skóry, a nie wstrzykiwaniu potwornych ilości preparatów. Burzę myślenie, że kluczem do ładnego wyglądu jest spora dawka hialuronu i systematyczne modelowanie twarzy.

Udaje się?

Zdołałam przekonać kilka pacjentek, że nadmiar nie jest korzystny. Na szczęście kwas można rozpuścić.

Jest ratunek!

Jest. Najważniejsze jednak, aby nie dopuścić do sytuacji, w której przykładamy rękę do krzywdy, jaką pacjentka sobie wyrządza. Z drugiej strony wstrzykiwanie kwasu to najłatwiejsza praca dla lekarza. Natychmiastowy efekt, banalne podanie, spełnione oczekiwania i szybki zysk z zabiegu. Natomiast przekonanie, że należy systematycznie dbać o skórę, wymaga od lekarza znacznie więcej czasu i zaangażowania, a dodatkowo te zabiegi są tańsze. Gdy z fotela słyszymy „chcę więcej”, jest łatwiej. Pod każdym względem.

Doprowadzała pani twarze do stanu sprzed ostrzykiwania?

Obecnie mam pod opieką pacjentkę, przed którą długa droga, aby przypominać dawną siebie. Po kilku latach współpracy ze mną zdecydowała o zmianie lekarza. Dwa tygodnie temu stanęła w drzwiach gabinetu i muszę przyznać, że wygląda fatalnie. Jest przerysowana, przypomina Donatellę Versace.

Jak zniwelować groteskę?

Rozpuszczanie kwasu hialuronowego i przywracanie realnego wyglądu jest pracochłonne. Nie polega na jednej dawce hialuronidazy, czyli enzymu, który rozpuszcza wypełniacz. Musimy go podać, pamiętając jednak, że działa niekorzystnie na skórę, dlatego należy o nią gruntownie zadbać mezoterapią, osoczem, laserem, czy dermapenem.

Na kamienną, zbotoksowaną twarz również jest antidotum?

Najlepszym jest czas. Toksyna botulinowa nie jest szkodliwa. Istotne, by trafić do lekarza, który ma pomysł i wiedzę. Zabiegi wykonywane systematycznie co 3 miesiące nie są najlepszym rozwiązaniem. Zawsze zaznaczam, że robiąc botoks, należy korzystać z zabiegów zagęszczających skórę. Napięte czoło i wygładzone zmarszczki wyglądają super, ale przecież mięsień traci swoją objętość, jak noga, którą unieruchomimy w gipsie.

Co, gdy skończą nam się pieniądze? Twarz się rozpadnie?

Będziemy się naturalnie starzeć. Kwas utrzymuje się do roku, po tym czasie nie staniemy się inne i brzydkie. W przypadku przerysowania, jeśli napompujemy policzki i usta, to zupełnie naturalne jest, że skóra się rozciągnie i stanie się cienka. Tak samo przy liftingu, dlatego trzeba mieć lekarza, który będzie pamiętał o zagęszczaniu.

Jakie jest maksimum wpompowanych środków?

Twarz jest w stanie przyjąć dużo. Na warsztatach zdarza się, że model przyswaja od 10 do 14 ampułek. Jeśli mamy ubytki tkanki tłuszczowej, wtedy tym bardziej buzia przyjmie spore ilości.

Granica silikonu w piersiach istnieje?

Nie wiem, jaki jest największy rozmiar. Skóra jest bardzo rozciągliwa, dowodzi tego ciąża. Granicą jest nasz portfel.

Usta mogą pęknąć od nadmiaru?

Nie sądzę, skład preparatu i miejsce podania całkowicie to uniemożliwiają.

Czy kosmetyczka może „maczać palce” w zabiegach?

W przypadku botoksu i kwasu absolutnie nie. Zabiegi, w których dochodzi do przerwania ciągłości skóry i podania środka farmakolologicznego, może wykonywać tylko lekarz.

Jednak strzykawkę wbijają pewnie!

Zdarzył mi się telefon z prośbą o pilną konsultację. Pani przedstawiła się jako kosmetyczka po wielu kursach, która w tej chwili ma na fotelu klientkę pragnącą wypełnić policzki. Pytanie do mnie brzmiało „Gdy wypełnia pani doktor policzki, to na jaką głębokość wprowadza igłę? Czy to jest 1, czy 0,5 cm igły ? Ile?”. Myślę, że o refleksje i wnioski nietrudno!

Co oznacza taki brak kompetencji?

Niebezpieczeństwo, ponieważ może dojść do martwicy skóry i ślepoty u pacjenta. Jeśli ktoś poda nam produkt będący stałym preparatem bez przeznaczenia do takiej iniekcji, trzeba go czasem usunąć chirurgicznie. Takie powikłania zdarzają się w gabinetach kosmetycznych. Możliwe jest zakażenie wirusem HIV i HCV – uważajmy, gdy proponują nam 0,2, 0,4 czy 0,6 ml preparatu. Oznacza to, że ampułka jest dzielona na kilku pacjentów, czyli jest ryzyko zakażenia. Z lżejszych powikłań mamy do czynienia z zakażeniem lub obrzękiem.

Jakie są wymagane kwalifikacje?

Trzeba mieć prawo wykonywania zawodu lekarza oraz skończone szkolenia, a najlepiej studia podyplomowe z zakresu medycyny estetycznej. Na uczelni zdobywamy wiedzę z anatomii, farmakologii, dermatologii, która jest w zawodzie potrzebna, Natomiast na szkoleniach czy warsztatach gruntujemy konkrety z zakresu medycyny estetycznej i przeciwstarzeniowej.

Nie ma odstępstw?

Był taki przypadek w Szczecinie, gdzie jedna z firm zajmująca się sprzedażą kwasu hialuronowego wpadła na pomysł, aby przeszkolić kosmetyczki. W trakcie najpierw podała paniom w strzykawkach żel do usg. Miały trenować podanie kwasu na podrobach i świńskich nóżkach. W drugiej części szkolenia pojawiły się modelki – panie, które miały ochotę powiększyć sobie za darmo usta. Strzykawki do nauki wymieniono na hialuron. Niestety zdarzyła się pomyłka i kosmetyczka podała żel do usg. Pacjentka dostała olbrzymiego obrzęku, w ciężkim stanie trafiła do szpitala. Nie wiem, jaki był finał, ale słyszałam, że dziewczynie groziła amputacja ust.

Do jakiego wieku można się poprawiać?

Nie ma jednoznacznej granicy. Jeśli pacjent jest młodszy, efekty będą lepsze. Im później, tym efekt mniej spektakularny.

Mając 70 lat zdołamy wyglądać na 30?

Takich cudów nie ma.

Wywiad: Dagmara Rybicka

5/5 - (1 głosów)

Polecane:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *