Strażakiem się jest, a nie tylko bywa

Jest prawie jak w bajce – 19-tu wspaniałych i Śnieżka, która jednak zamiast zwiewnej sukienki ma na sobie mundur bojowy, a na dźwięk syreny natychmiast rusza do remizy. Pracy w Ochotniczej Straży Pożarnej nie wybrała przez przypadek. Gdy w grę wchodzi ludzkie życie, nie ma miejsca na kalkulacje – przyznaje Małgorzata Walenczak z Ochotniczej Straży Pożarnej w Damnicy. Dla niej to najważniejsza służba. Ma pewność, że strażakiem się jest, a nie tylko bywa.

Jak to się stało, że trafiła Pani do Ochotniczej Straży Pożarnej?

Przez szwagra, który wciągnął mnie do młodzieżówki. Na co dzień pracuję w przedszkolu i obserwuję, że dzieci spędzają większość czasu przy komputerach. Pomyślałam, że warto zaproponować im coś, co wyciągnie je z domu. Po namowach stworzyłam Młodzieżową Drużynę Pożarniczą – spotykamy się, uczymy pierwszej pomocy, zachowania w trudnych sytuacjach, a do tego gramy, śpiewamy i świetnie się bawimy. Przy okazji podglądałam, co dzieje się w remizie. To, co robią nasi strażacy, bardzo mi imponowało.

Zdjęcia OSP Damnica

Wtedy zapadła decyzja?

Najpierw wzięłam do ręki książki o pożarnictwie. Dowiedziałam się sporo o sprzęcie i możliwościach wykorzystania. Wciągnęło – podobnie jak moją młodzież, której dociekliwość napędzała mnie do dalszej nauki. Mając podstawy, rozpoczęłam kurs, który odbywał się w Państwowej Straży Pożarnej Słupsku.

Ile czasu potrzeba, by zostać strażakiem?

Przez 2 miesiące poświęcałam na naukę każdy weekend. Na początku jest teoria zakończona egzaminem wewnętrznym, który trzeba potem zdać raz jeszcze w Straży Pożarnej. Wtedy zaczyna się praktyka – ćwiczymy swoje umiejętności w zakresie działania ratowniczego i technicznego, takie jak wyciąganie poszkodowanego z wozu, rozcinanie auta odpowiednimi sprzętami, ściąganie człowieka z dachu, rozmowę psychologiczną z poszkodowanymi w wypadkach. To rzeczy, które po wyjeździe z remizy mogą się przydać.

Olej w pile też?

Oczywiście, dla strażaka piła jest ważnym urządzeniem. Kurs kończy się egzaminem w komorze dymnej, gdzie – ubrani w kompletny sprzęt bojowy, z maską i butlą, przystępujemy do testów na sprawność fizyczną. Dopiero później wchodzimy do pomieszczenia podzielonego ruchomymi częściami, z dostrzegalnymi czerwonymi i niebieskimi światłami – jak w samochodzie straży. Musimy przejść od startu do mety, badając, czy na naszej drodze są jakieś przeszkody.

Kiedy wydarzyła się pierwsza akcja?

Po miesiącu i był to wypadek samochodowy, na szczęście bez ofiar. Zostaliśmy wezwani do zabezpieczenia miejsca.

Najtrudniejsza akcja?

Tegoroczne wakacje, gdy płonęły lasy. Od rana do wieczora gasiliśmy. Gdy udało się opanować jeden pożar, to zaczynał płonąć drugi las, oddalony o parę kilometrów. Bardzo ciężka fizyczna praca przy dogaszaniu takiego żywiołu.

Były chwile strachu?

Jeszcze nie. Jesteśmy zgraną załogą i dzielimy zadania, patrząc na możliwości. Gdy komuś zerwie dach i u góry niesamowicie wieje, ja zostaję na dole, bo ważę mniej. Najważniejsze jest bezpieczeństwo i wzajemne zaufanie.

Dużo jest kobiet w straży?

Jestem sama w zespole, działam jako tak zwana „wyjazdowa” (czyli po wszystkich egzaminach, zdolna do zadań bojowych), ale koledzy od początku traktowali mnie poważnie – przecież sami namawiali, abym dołączyła jako ochotniczka. Przed egzaminami otrzymałam dużo wsparcia i pomocy w przygotowaniach.

Macie dyżury w remizie?

W ochotniczej straży nikt nie dyżuruje. Dostajemy informację na telefon, że za chwilę włączy się syrena, bo ktoś potrzebuje pomocy. Wsiadamy do samochodów, dojeżdżamy do remizy, tworzymy ekipę. Dopiero gdy jesteśmy przebrani w strój bojowy dowiadujemy się, do jakiego zdarzenia jedziemy – czy to wypadek, czy może kot na drzewie.

Ściągała pani takiego uciekiniera?

Jeszcze nie (śmiech), ale gdyby była taka potrzeba, to oczywiście. Bardzo cieszy mnie to, że mało jest żartów podczas zgłoszeń. Jako strażacy musimy być przygotowani na wszystko, dlatego ważna jest dbałość o sprawność fizyczną – strój, butla i maska mają swoją wagę, a w przypadku akcji liczy się każda sekunda, więc musimy być w doskonałej formie. Do tego mokre węże, które zbieramy – to wymaga sporej siły. Mamy systematyczne szkolenia z pierwszej pomocy oraz badania w szpitalu, które weryfikują, czy nadajemy się do pracy.

Myślała pani o państwowej straży pożarnej?

Myślałam, ale jestem rozdarta, bo uwielbiam pracę z dziećmi i byłoby to niemożliwe do pogodzenia.

Przedszkolaki wiedzą, co robi pani Gosia?

Tak i bardzo lubią nasze szkolenia z pierwszej pomocy.

Jak liczny jest wasz zespół?

20 strażaków gotowych do wyjazdu. W samochodzie mieści się 6 – wraz dowódcą i kierowcą. Na początku zastanawiałam się, czy ja, drobna dziewczyna, będę w stanie poradzić sobie z zadaniami, bo w straży nie ma taryfy ulgowej dla kobiet. Okazało się, że niepotrzebnie, ponieważ mając obok taki zespół, nie mam problemów. Martwimy się o siebie. Gdy któreś z nas nie bierze udziału w akcji, reszta dopytuje, co się dzieje, jak sytuacja. Jesteśmy zżyci, prawie jak w rodzinie.

Ma pani świadomość powagi tej pracy?

Tak. Wiem, że robimy z chłopakami dużo dobrego, gasimy mieszkania, domy, lasy i ratujemy ludzi z opresji, a równolegle ja mam zajęcia z młodzieżą, którą angażuję w działania charytatywne. Jestem społeczniczką, zawsze starałam się działać dla innych.

Po założeniu rodziny zostanie pani w straży?

Tak. Będzie to wielka lekcja świadomości, co jest w życiu ważne i co można stracić. Dom i rodzina są najważniejsze, więc chyba jeszcze bardziej będę dbać o bezpieczeństwo.

Zdj. Joanna Bernatowicz

Podczas akcji jest miejsce na emocje?

Nie można sobie pozwolić na zdenerwowanie, panikę czy złość. Trzeba odstawić je na boczny tor i książkowo wykonywać każdy ruch. Gdy emocje opadną, zaczynamy czuć, jak bardzo było to wyczerpujące. Dla nas akcja kończy się w momencie doprowadzenia sprzętu do możliwości użytku w kolejnym zdarzeniu. Dopiero gdy można spokojnie usiąść, do każdego z nas dochodzi skala połączenia presji i wysiłku fizycznego. Wtedy zawsze najbardziej pomaga rozmowa.

Są sytuacje, w których wolałaby się pani nigdy nie znaleźć?

Nie, jeśli trzeba pomóc zawsze pójdę w ogień. Nieważne, gdzie to będzie.

Nawet ryzykując swoje życie?

Ja pracy nie wybrałam przez przypadek. Ratując, nie kalkuluję, bo strażakiem się jest, a nie tylko bywa.

5/5 - (2 głosów)

Polecane:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *