Lubię swoje zmarszczki

Elżbieta Radzikowska Chirurg

Odradzano jej chirurgię, jednak ona z uporem i determinacją pokazywała, że sala operacyjna to jej królestwo, a skalpel świetnie pasuje do jej dłoni. Dziś jest wziętą chirurg plastyczną, do której w kolejce ustawiają się aktorzy, prezenterzy i celebryci. Właśnie wydała książkę „W służbie urody, czyli co naprawdę może poprawić chirurg plastyk”. O kanonie piękna, akceptacji własnego ciała i zachowaniu umiaru – rozmawiam z doktor Elżbietą Radzikowską, chirurgiem plastykiem.

Urszula Abucewicz: Czy nie ma Pani wrażenia, że kobiety wyglądają tak samo?

Elżbieta Radzikowska: Nie tylko ja mam takie wrażenie. Ale myślę, że to chwilowa moda na przerabianie się. Nie pochwalam tego.

Jak to jest z kanonem piękna? Wiele osób nie akceptuje tej mody, a mimo wszystko ulega się presji. Dlaczego kobiety decydują się na takie zabiegi? I dlaczego chirurdzy plastyczni je wykonują?

Kanony piękna zmieniają się niezależnie od kobiet i chirurgów plastycznych. Inaczej wyglądały np. kobiety w czasach rubensowskich – wówczas kobiece ciało musiało mieć krągłości, bo za seksowną uważano tę, która była przy kości. Nikt by się wtedy nie zainteresował taką modelką jak Ajna Rubik. Natomiast dzisiaj w związku z tym, że o wiele bardziej rozwinięte są social media – to one promują odpowiedni wzór kobiet i propagują pewien kanon piękna, który jest naśladowany. Natomiast chirurg plastyk to zawód jak każdy inny, zabiegi wykonywane są na życzenie klienta. Mnie też zdarza się robić różne rzeczy i nie robię tego, bo mnie się podoba, tylko podoba się to pacjentce, bo ona chce wyglądać tak, a nie inaczej. Natomiast nie należy popadać w przesadę, dlatego kilka razy odmówiłam wykonania zabiegu.

W jakich sytuacjach Pani odmawia?

Wtedy, gdy nie jestem w stanie osiągnąć porozumienia z pacjentem. Zabiegi chirurgiczne obciążone są z reguły minimalnym, ale jednak w jakimś stopniu ryzykiem operacyjnym. W przypadku zabiegów estetycznych – może nie jest to zagrożenie związane z powikłaniami stricte chirurgicznymi, ale istnieje ryzyko, że nie zawsze trafimy w gust. I to też możemy postrzegać jako coś w rodzaju „powikłania”, bo taki pacjent jest niezadowolony i swoją frustrację głosi wszem i wobec. W takich sytuacjach najczęściej odmawiam, bojąc się osób, które nigdy nie są i nie będą zadowolone ze swojego wyglądu niezależnie od tego, co zrobią. Zdarzają się również pacjenci cierpiący na chorobę zwaną dysmorfofobią, polegającą na braku jakiejkolwiek akceptacji swojego ciała i takie osoby popadają często w paranoję, chodząc od jednego lekarza do drugiego. Gdy słyszę w wywiadzie, że pacjent był u wielu specjalistów i żaden mu nie pomógł, a następny jest gorszy od poprzedniego to wiem, że jeśli zdecyduję się na taki zabieg, to też będę w łańcuszku specjalistów, u których dana osoba była i również jest niezadowolona. Takich pacjentów trzeba unikać, bo my im nie pomożemy – oni cierpią na zaburzenia osobowościowe. Myślę, że powinni się udać do innych specjalistów.
Elżbieta Radzikowska
W swojej książce przytacza Pani dane, z których wynika, że tylko 7 proc. z nas jest w 100 proc. zadowolonych ze swojego wyglądu.

Niestety tak jest i nawet modelki czy fotomodelki znajdują w swoim ciele coś, z czego nie są zadowolone, bo one przecież też poprawiają piersi czy usta. Osób, które w 100 proc. akceptują swoje ciało jest naprawdę niewiele. Poza tym nasze ciało się zmienia, więc tym bardziej trudno jest zaakceptować zmiany wynikające z upływu czasu.

Jedna z Pani zasad brzmi: Wyglądać dobrze na swój wiek, czyli jak?

Nie chodzi mi o to, żeby nie mieć żadnych zmarszczek czy mieć „wyprasowaną” twarz. Ja też mam zmarszczki i bardzo je lubię, bo ciężko na nie pracuję, więc nie chcę się ich tak łatwo pozbywać. Dobrze wyglądać na swój wiek, czyli zdrowo, atrakcyjnie, mieć ładną sylwetkę, przyciągać uwagę. Dzisiaj możemy zaobserwować wiele pięknych, zadbanych pięćdziesięciolatek, do których właściwie należy świat. Są to kobiety niezależne pod wieloma względami, ponieważ mają już dorosłe dzieci, a co za tym idzie, więcej czasu dla siebie. Mogą podróżować bez granic i nie muszą też niczego udowadniać. I to jest właśnie fajne. W każdym wieku można wyglądać dobrze i atrakcyjnie. Znam nawet panie, które są po siedemdziesiątce i wyglądają świetnie! Nie odmładzajmy się na siłę.

Powiedziała Pani, że lubi swoje zmarszczki. Jak Pani to robi?

Odpowiedź jest prosta. Ja po prostu siebie akceptuję. Oczywiście korzystam z różnych dobrodziejstw kosmetologii i medycyny estetycznej, ale staram się to robić w granicach zdrowego rozsądku. Jeśli widzę, że wyglądam na osobę zmęczoną to koncentruję się na zabiegach nawilżających, poprawiających jędrność skóry i jej napięcie, a nie na likwidowaniu zmarszczek. Natomiast nie akceptuję i bardzo rzadko wykonuję zabiegi wolumetryczne, czyli takie, które polegają na podawaniu w dużych ilościach kwasów hialuronowych. Najczęściej służą wypełnianiu policzków i wszystkich zmarszczek jakie są widoczne. Takie zabiegi sprawiają, że rysy twarzy się rozmywają i to właśnie o takich osobach, które decydują się na te zabiegi, mówimy, że są do siebie podobne.

Z jednej strony mówi i pisze Pani, że każda operacja to ryzyko, ale z drugiej strony pokazuje Pani w swojej książce tajniki prawie każdego zabiegu.

Nie unikniemy tego, że medycyna estetyczna staje się coraz bardziej popularną dziedziną i wiele osób korzysta z zabiegów odmładzających. Myślę natomiast, że każdy powinien zdawać sobie sprawę, iż każda właściwie ingerencja niesie ze sobą jakieś ryzyko, może być ono minimalne, ale zawsze jest. A im więcej tych operacji się wykonuje, tym częściej zdarzają się powikłania – taka jest krzywa statystyczna. Pisząc i wydając tę książkę chciałam pokazać, że wszystko właściwie można zrobić, trzeba to jednak zrobić w odpowiednim miejscu. Powikłania, które się w większości zdarzają, wynikają z tego, że pacjenci nie sprawdzają lekarzy, do których udają się w celu wykonania `zabiegu. U nas w Polsce medycyna estetyczna jest bardzo nieuregulowana pod względem formalnym. Oznacza to, że właściwie każdy, kto sobie wymyśli, że chce w ten sposób zarabiać, robi kilka kursów i już mianuje się wybitnym specjalistą, który kształcił się za granicą i stosuje własne metody. Jest przepaść pomiędzy taką osobą, a wyspecjalizowanymi lekarzami, chirurgami plastykami czy dermatologami – którzy swoje doświadczenie zdobywali podczas kilkuletniego kształcenia specjalizacyjnego. Inną kwestią jest fakt, że każdy lekarz może zapłacić za kurs za granicą, postać i popatrzeć. Nie ma to jednak nic wspólnego z wykonywaniem tego zawodu np. w USA, gdzie trzeba mieć nostryfikację dyplomu i zdane egzaminy specjalizacyjne. Dopiero wówczas lekarz ma prawo do wykonywania zawodu i kształcenia poza granicami. Niestety w mediach lekarze po skończeniu kilku kursów podkreślają swoje światowe wykształcenie, a później mamy takich lekarzy celebrytów.

Pani koleżanka, doktor Irena Walecka zwróciła w Pani książce uwagę na problem matek, które przyprowadzają swoje nastoletnie córki do chirurgów plastycznych.

Nie jestem jakoś szczególnie negatywnie nastawiona do takich zachowań. Zależy z czym te matki przyprowadzają swoje córki, bo jeśli odstają im uszy i w szkole dzieci dokuczają z tego powodu, to dla zdrowia psychicznego dziewczynki czy chłopca dobrze jest taki zabieg wykonać. Podobnie zresztą jest z młodymi dziewczynami, które powiększają sobie piersi. Jeśli takie zabiegi pozwolą im zaakceptować swoje własne ciało – to nie widzę w nich niczego złego. Na pewno nie zgodziłabym się na zabiegi usuwania żeber czy powiększania pośladków – natomiast jeżeli to są defekty tzw. wrodzone – jak niedorozwój piersi, odstające uszy czy garbaty nos – to można taki zabieg wykonać.

Pisze Pani również o takich przypadkach, gdy medycyna estetyczna odmieniła ludzkie życie. Jakie przypadki utkwiły Pani w pamięci?

Często dokonuję rekonstrukcji piersi u pacjentek po chorobach nowotworowych. Cieszę się, że mogę pomóc kobietom w tych najtrudniejszych momentach, gdy muszą dokonać przewartościowania swojego życia, gdy doznają braku akceptacji, a często porzucenia przez partnerów. W takich sytuacjach dostrzegam, że zabiegi te pomogły przywrócić pacjentki do normalnego życia i funkcjonowania. Tego typu przypadki wywierają na mnie największe wrażenie.

Jest Pani przykładem osoby, która nie odpuszcza. Została Pani chirurgiem wbrew opiniom innych mężczyzn – chirurgów, którzy nie widzieli Pani w tym zawodzie. Pani postawiła na swoim…

Moją pierwszą specjalizacją jest chirurgia ogólna i byłam jedyną dziewczyną na ponad czterdziestoosobowym oddziale. Z racji, że należę do osób o niewielkich gabarytach – jestem raczej kobieca – to na początku mojej drogi zawodowej uważano, że nie jest to zawód dla mnie. Natomiast ja nie widziałam dla siebie żadnej innej możliwości, ponieważ chciałam być chirurgiem i z tego powodu poszłam na medycynę. Nie zakładałam, że zostanę chirurgiem plastycznym. Tak wyszło. Oczywiście lubię to, co robię, ale dzięki chirurgii ogólnej mogę wykonywać różne inne zabiegi. Współpracuję także z ortopedami oraz lekarzami innych specjalności. Jest wiele zabiegów łączonych, interdyscyplinarnych, na które niewielu lekarzy tylko po chirurgii plastycznej może sobie pozwolić, ze względu na to, że to jest specjalizacja bardzo ograniczająca. Obserwując polski rynek można odnieść wrażenie, że wiele osób kończy tę specjalizację, a potem zajmuje się głównie medycyną estetyczną. Jednak każdy sam wybiera swoją drogę.

Wywiad i tekst: Urszula Abucewicz

5/5 - (1 głosów)

Polecane:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *