Jednoosobowa twarz biznesu

Przyszło nam żyć w czasach, w których marka osobista, czyli personal branding jest wszechobecny. Niemal co tydzień, jeśli nie częściej, odbywają się konferencje, szkolenia czy warsztaty z kreowania własnego wizerunku, a internet zalewa nas nowinkami z tej dziedziny. I nie ma w tym nic nadzwyczajnego, gdy spojrzymy na szerszy kontekst tego tematu. Większość z nas wychowywała się w czasach rozwoju wielkich marek, takich jak Microsoft, Apple czy Facebook. A jakie są pierwsze skojarzenia związane z tymi firmami? Microsoft to oczywiście Bill Gates, Apple – nieżyjący już Steve Jobs, Facebook – Mark Zuckerberg. Wszyscy znamy ich produkty, ale na równi z nimi szła reklama ich twórców. Każdy z nich odniósł ogromny sukces! Któż z nas nie chciałby w swojej dziedzinie takiego osiągnąć?

Być gwiazdą w swojej dziedzinie

Od wieków jesteśmy wpatrzeni w kult jednostki. Podziwiamy osoby będące na świeczniku. Aktorzy, politycy, muzycy, blogerzy, gwiazdy rocka. Interesujemy się nimi, ich życiem, chcemy zdobyć od nich autograf, zrobić sobie z nimi zdjęcie, być blisko nich. Wkroczenie w ich świat byłoby spełnieniem marzeń. Żyjemy w czasach dość egocentrycznych, gdzie co chwila pojawiają się osoby znane tylko z tego, że są znane. Ale spokojnie, mamy je od stuleci. Kiedyś byli nimi hrabiowie i szlachcianki, teraz – gdy klasowość społeczna nie jest już tak istotna – są nimi osoby z różnych programów reality-show.

Chcemy być znani i rozpoznawalni, dlatego też tak wielką popularnością cieszą się wszelkiego rodzaju portale społecznościowe. Na swoim profilu każdy z nas jest gwiazdą. Tak zwane parcie na szkło jest wszechobecne. I nie ma w tym nic złego czy niezrozumiałego! Taką mamy naturę i tak zostaliśmy ukształtowani. Odnosząc się do teorii ewolucji, przetrwanie naszych genów było i jest zależne od tego, jak radzimy sobie w życiu i na ile atrakcyjni jesteśmy w oczach płci przeciwnej. Im większy sukces i im większa rozpoznawalność, tym większa nasza atrakcyjność (niezależnie od wyglądu). Zero filozofii.

Jobs, Gates i inni

Jednak jak to wszystko przekłada się na biznes? Im bardziej my jesteśmy rozpoznawalni i lubiani, tym bardziej nasza działalność zyskuje, np. poprzez zwiększenie popytu na nasze działania. Ludzie chcą z nami współpracować, bo skoro my jesteśmy atrakcyjni, to i nasze produkty czy usługi są atrakcyjne, a może nawet dzięki współpracy i oni w oczach innych staną się atrakcyjni. I wszystko to znów jest jak najbardziej w porządku. Ludzie nawiązują relacje, czerpią z niej obopólne korzyści i wspólnie wzrastają. Ale co w sytuacji, gdy tej kluczowej dla naszego biznesu, spersonalbrandingowanej osoby zabraknie? Gdy zabraknie tej jednej, jedynej twarzy firmy, która przyciągała klientów, budowała z nimi relacje i zaprzyjaźniała się z nimi? Gdy zachoruje albo – tak, jak w przypadku Steve’a Jobsa – przeniesie się do innych gwiazd na niebie?

Jeśli działalność jest jednoosobowa, to oczywistym wydaje się fakt, że biznes na jakiś czas przygaśnie lub w ogóle zniknie. Ale co z firmami wieloosobowymi?

Przywołany już Apple jako firma o bardzo dużej rozpoznawalności, po śmierci swojego założyciela w dalszym ciągu funkcjonuje. Jednak nie jest już takim liderem w kreowaniu nowych technologii jak za czasów Jobsa, gdy Apple przez lata wyznaczało standardy innowacyjności. Mimo że zatrudnia tysiące genialnych konstruktorów, programistów, marketingowców i innych specjalistów, bez których funkcjonowanie firmy byłoby niemożliwe od samego początku, brak kluczowej osoby spowodował zacienienie firmy. Oczywiście, Jobs był nie tylko twarzą marki, ale też wizjonerem, który kreował kolejne kroki i przedstawiał je podczas pionierskich prezentacji produktów.
Przyjrzyjmy się kolejnej firmie przywołanej na początku. Microsoft i nierozłączny z tą marką do 2008 roku Bill Gates. Nie był on już tak charyzmatyczną postacią jak poprzednik. A mimo to twarz Microsoftu i niezaprzeczalna marka osobista swoim odejściem spowodowała spadek przychodów przedsiębiorstwa.

Obydwie te firmy są gigantami światowego rynku. Ich marki są tak zakorzenione w naszej świadomości, że już małe dzieci wiedzą, czego symbolem jest nadgryzione jabłuszko. A jednak…

Docenić silną osobowość

Co w takim razie może stać się z firmami, których prestiż nie jest aż tak rozpoznawalny, a sygnuje je jedna twarz? Chciałoby się powiedzieć, że nic, że sobie poradzą. Ale czy powinniśmy funkcjonować w oparciu o pobożne życzenie? Dlaczego nie pójść o krok dalej i nie odstąpić w swoich biznesach części splendoru współpracownikom czy wspólnikom? Dlaczego nie stworzyć środowiska w którym nasze firmy będą kojarzone z kilkoma silnymi markami osobistymi?
To naturalne, że chcemy odnosić sukcesy, chcemy się nimi chwalić i być z nich dumni, lecz mam wrażenie, że część przedsiębiorców nie zdaje sobie sprawy z mocy współpracy i wspólnego działania. Mało tego – pojawiająca się silna osobowość w zespole potrafi być traktowana nie jako ogromna korzyść, która może się przyczynić do zwielokrotnienia sukcesu, a jako konkurencja, która – jak tylko nadarzy się okazja – da nogę z firmy zabierając ze sobą know-how i klientów. Tak traktowany współpracownik oczywiście odczuwa ten niekomfortowy klimat, widzi podejście szefa i nie chcąc go zawieść robi dokładnie to, czego szef oczekiwał. A wszystko w myśl zasady, że dostajemy to, co dajemy.

Warto dzielić się władzą

A gdyby jednak spróbować zmienić ten trend? Gdybyśmy zaczęli zauważać korzyści płynące z łączenia marek osobistych wokół marki firmy?
Nie dość, że otrzymujemy szansę na stabilne trwanie firmy, niezależnie od tego, czy pojedziemy na dłuższy urlop czy podupadniemy na zdrowiu, w dodatku – a może nawet przede wszystkim – zyskujemy silną osobowość do współtworzenia biznesu, jej pomysły, nasze wspólnie wypracowane nowe rozwiązania (które pewnie nigdy by nie powstały w pojedynkę), nieco więcej przestrzeni na życie osobiste, większy spokój, gdy dopadnie nas choroba, wsparcie w trudach, radość w sukcesach. A wszystko to naprawdę niewielkim kosztem podzielenia się sceną.
Dlatego, gdy następnym razem przeczytamy książkę o kreowaniu własnej marki, będziemy iść na kolejne szkolenie z personal brandingu lub po prostu spotkamy się z naszym klientem, nie zapomnijmy wziąć ze sobą współpracownika. Niech też kreuje swój wizerunek w biznesie.

Oceń ten artykuł

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *