Cukierki szczęścia

Traktowane jak lek na cale zło. Na nieudany związek, kłopoty ze snem, stres w pracy. Dają chwilę zapomnienia i możliwość oderwania się od codziennych kłopotów. Inna rzeczywistość, sztuczny świat leków uspokajających i nasennych to nie Matrix. Również nielegalne narkotyki, dzięki którym to, co nas otacza, stanie się gładkie do przyjęcia.

Legalne sidła uzależnienia

Uzależnienie od leków plasuje się w czołówce nałogów. Zdaniem specjalistów problem najczęściej dotyka osoby po 30. roku życia, niezależnie od płci. Popularne i szeroko dostępne środki stanowią coraz częściej doskonałą alternatywą dla narkotyków, które trudno pozyskać. Sprzedawane bez recepty, zażywane w ekstremalnie wysokich dawkach, powodują stan zbliżony do tego po dopalaczach, amfetaminie i marihuanie.

Od jednego apapu głowa nie boli. Persen pozwoli spokojnie przespać noc, a valerin ukoi rozdygotane nerwy. Skoro są na wyciągnięcie ręki, nic nam nie grozi. Błogostan szybciej, niż ktokolwiek by się spodziewał, zamieni się w największy koszmar, z którego wydostać się można najczęściej przy pomocy terapeuty. Gdy dawki przestają wystarczać, kolejnym krokiem są medykamenty na receptę. Mocne i konkretne, pozwalają na chwilę osiągnąć pożądany stan. Jednak za moment w sidła łapie nałóg, który – podobnie jak alkoholizm i narkomania – wymaga leczenia.

Złodziej w sutannie

Powołanie towarzyszyło mu od najmłodszych lat. Ksiądz Eryk jest aktualnie pacjentem Ośrodka Terapii Uzależnień pod Ostrołęką. Było jasne, jak słońce, że będzie księdzem. Wrażliwy, empatyczny i rozmodlony nastolatek stronił od rówieśników, uważając ich zabawy za wyjątkowo niedojrzałe i głupie. Równowagi i odpowiedzi szukał w Bogu. Nie w głowie był mu alkohol i narkotyki, jego wizja była jasna, serce czyste, a droga prowadziła do seminarium. Skończył je z wyróżnieniem i trafił do niewielkiej parafii w górach. Tam wszystko się zaczęło. Teraz jest pewien, że w otoczeniu sielskiego krajobrazu zatracił człowieczeństwo. Praca katechety od zawsze była spełnieniem jego marzeń. Zasadniczy przełożony twardo egzekwował oczekiwania, więc lista obowiązków rosła. Zdarzały się nieprzespane noce, a stres, jaki mu towarzyszył, powodował, że stale bolała go głowa. Coraz częściej i mocniej, dlatego dolegliwość gasił popularnymi lekami. Pomagały, chociaż już po chwili zamiast jednej tabletki brał dwie, a czasem nawet cztery. Zabezpieczał się na taką ewentualność, więc koło biblii i klasówek zawsze leżała świeżo kupiona paczka. Z wizyty u lekarza w końcu wyszedł z receptą. Na poprawę komfortu otrzymał lek na sen i silny środek na migreny, jakie zdiagnozował medyk. Eryk znalazł się w raju. Przesypiał noce, a rozsadzający skronie ból przestał być krzyżem, który dźwigał. Nie dość, że czuł się rześki i witalny, to dokuczliwy przełożony przestał powodować drżenie rąk. Gdy podczas katechezy klasa była niegrzeczna – tabletka. Po powrocie druga, bo remont w parafii był nie do zniesienia. Przed snem cztery pigułki, dzięki którym miał pewność, że wstanie wyspany i gotowy do działania.

– Było doskonale – z sarkazmem przyznaje Eryk. Jednak doszło się małe „ale”. Miesięczny koszt leków zaczynał przerastać dochody księdza. – Pozostał dzień do wypłaty. Świadomość, że nie mam ani jednej tabletki i czeka mnie bezsenna noc oraz nerwy spowodowały, że w panice szukałem rozwiązania. Nie miałem od kogo pożyczyć, na plebanii byliśmy we dwóch i gosposia. Nie chciałem się tłumaczyć, poza tym widziałem, że coraz częściej dopytują, po co tyle tabletek i na co, znowu jestem chory. Biłem się z myślami, wahałem. Chyba z pięć razy zakradałem się pod drzwi kościoła. To, co działo się z moim ciałem, było nie do opisania. Cały w środku dygotałem, w ustach nie czułem śliny, ręce się trzęsły, a żołądek robił fikołki i ssał, jak u kogoś, kto kilka dni nie jadł. Z parafialnej skarbony pieniądze wyjąłem nożem. Wierni nie szczędzili banknotów i wrzucali je hojnie. Kilka wystarczyło, aby w aptece przekonać farmaceutę, że receptę doniosę jutro. Ten pierwszy raz spowodował, że sam siebie rozgrzeszyłem, tłumacząc, że środki są dla kościoła, a ja przecież jestem jego filarem. Proboszcz zorientował się po kilku miesiącach. Rozmawiał ze mną spokojnie, wysłuchał mętnych tłumaczeń i zaproponował leczenie. Po kilku dniach odwiózł mnie do ośrodka, z dala od parafii.

Emocje pod kontrolą

Po przebytym detoksie od leków Eryk rozpoczął terapię. Objawy odstawienia były tak silne, że na kilka dni trafił do szpitala. Zdrowy na ciele, pod kierunkiem terapeutów uzależnień zabrał się za stan ducha. Proces wyjścia z nałogu zajmie kilka miesięcy, jednak uzależnionym będzie całe życie. Całkowicie je zmieni, ponieważ zamiast polopiryny na przeziębienie i łamanie w kościach pozostaje mu herbata z malinami. Powoli uczy się żyć na nowo. Oswaja lęk przed bezsennością i gdy ta nadchodzi, sięga po książkę. Dał się przekonać terapeucie i kupił rower. Zmęczenie fizyczne okazało się w jego przypadku najlepszym lekiem na całe zło. Wyznacza sobie zbawienne rekordy i z dumą przyznaje, że każdy przejechany kilometr to wygrana walka z samym sobą, z chorymi emocjami i samotnością, którą od najmłodszych lat tłumił ucieczką w stronę Boga. Obiecał sobie, że furtkę Ośrodka zamknie mężczyzna, który choć zbłądził, to nie zawaha się wziąć odpowiedzialności, aby w pełni siebie funkcjonować normalnie.

5/5 - (1 głosów)

Polecane:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *