Jej profil obserwuje blisko 800 tysięcy osób! Dzielą się na nim swoimi drobnymi porażkami, niebanalną pomysłowością, ogromnym poczuciem humoru i jeszcze większym dystansem do samych siebie. Magdalena Kostyszyn, założycielka profilu Ch**owa Pani Domu i autorka książki o tym samym tytule, zrewolucjonizowała podejście Polek do porządku, domowej czystości i życiowej zaradności. A wszystko zaczęło się od jednego prania…
Twój profil na Facebooku ma kilkaset tysięcy fanów. Jak się narodziła “Ch**owa Pani Domu”?
To był absolutny przypadek. Jakieś 6 lat temu nastawiłam pranie. To był piątek, a o praniu przypomniałam sobie dopiero w niedzielę wieczorem. Domyślasz się, jak wygląda i pięknie pachnie takie przeleżane pranie… (śmiech). Z jednej strony byłam na siebie wściekła, a z drugiej – trochę rozbawiona. Napisałam o tym na swoim prywatnym profilu na Facebooku i mianowałam się „Ch**ową Panią Domu”. Okazało się, że moi znajomi byli zachwyceni, zarówno przydomkiem, jaki sobie nadałam, jak i samą historią. Spodobało im się, że mam dystans do siebie i że otwarcie przyznałam się do porażki, tym bardziej że wcześniej nie znali mnie od takiej strony. Uważali mnie za dobrze zorganizowaną i poukładaną. Wcześniej nie chwaliłam się specjalnie swoimi niepowodzeniami. Odzew był naprawdę duży. Ludzie zaczęli w komentarzach opisywać swoje historie i domagać się więcej historii „Ch**owej Pani Domu”. Nie planowałam żadnych kontynuacji. To miał być jeden żartobliwy wpis i tyle. Jednak po reakcjach znajomych założyłam osobny profil, już nie na moje nazwisko, ale jako “Ch**owa Pani Domu”.
Konto ruszyło i co dalej? Musiałaś demolować mieszkanie, żeby mieć co na nim zamieszczać?
Na początku dodawałam swoje zdjęcia, ale w końcu stwierdziłam, że na dłuższą metę tak się nie da… Ile można psuć we własnym domu (śmiech)? Z czasem stała się rzecz, której absolutnie się nie spodziewałam. Osoby, które obserwowały profil Ch**owej Pani Domu, zaczęły przysyłać zdjęcia własnych wpadek.
Dowiadujesz się o rzeczach, które dzieją się w zaciszach cudzych mieszkań. O rzeczach, którymi normalnie ludzie się nie chwalą, ale dzięki tobie potrafią podjeść do tego z dużą dawką poczucia humoru.
Rzeczywiście, każdego dnia otrzymuję zdjęcia i historie, które sprawiają, że mam ze śmiechu łzy w oczach. Z drugiej strony myślę, że Ch**owa Pani Domu dodaje trochę siły. Okazuje się, że nie tylko ja jestem człowiekiem omylnym, że nie tylko ja zaliczam porażki, ale że jest nas zdecydowanie więcej. Ludzie powszechnie nie lubią przyznawać się do błędów. Ch**owa Pani Domu daje mi nie tylko sporą dawkę dobrego humoru każdego dnia, ale również dużo ciekawych wskazówek. Kiedyś nie wiedziałam, jak zrobić bułki na parze. Z pomocą przyszła jedna z dziewczyn, która przysłała zdjęcie ze swoim patentem. Na zdjęciu był garnek, a w poprzek niego położona tarka, bułki zaś były w środku. Genialny pomysł (śmiech)! Kolejna rzecz, która ułatwiła mi życie i którą stosuję do dziś, to patent na mokre pranie. Od moich dziewczyn dowiedziałam się, że mokre rzeczy wystarczy porządnie strzepnąć, dzięki czemu nei trzeba ich później prasować. Niby coś banalnego, ale takie wskazówki potrafią ułatwić życie.
Ch**owa Pani Domu wywróciła Twoje życie do góry nogami?
Nie wiem, wydaje mi się, że naturalnie pojawiła się w moim życiu. Jeszcze do niedawna normalnie pracowałam w agencji PR, którą prowadzimy z moim chłopakiem. To nie jest tak, że teraz jestem wielką blogerką, zarabiam wielkie pieniądze i jeżdżę po całym świecie. Nic z tych rzeczy (śmiech). Może z zewnątrz komuś się wydawać, że jestem w jakiś sposób rozpoznawalna, ale tak nie jest. Przynajmniej osobiście tego nie odczuwam. Zdarza się, że ktoś mnie rozpozna i skojarzy, ale co dziwne – to częściej dzieje się w innych miastach, w moim Wrocławiu zdecydowanie rzadziej. Ostatnio taka sytuacja miała miejsce latem, właśnie w Trójmieście. Jakieś dziewczyny rozpoznały mnie na plaży. To było bardzo miłe, ale dla mnie bardzo zaskakujące i trochę dziwne. Trudno mi się oswoić z tym, że ktoś gdzieś może mnie rozpoznać. Myślę, że w takich sytuacjach jestem bardziej, albo przynajmniej podobnie zakłopotana, jak osoby, które mnie zaczepiają.
Ch**owa Pani Domu powstała z pomyłki, żartu i dystansu do siebie, ale dziś stała się czymś więcej…
Dorastałam w poczuciu dystansu do siebie, które chyba zawsze mi towarzyszyło. Mój partner też jest osobą posiadającą dość pokręcone poczucie humoru. Fajnie się dopełniamy. Nie jestem specjalnie medialna i tworząc profil, na pewno nie zależało mi na tym, by być obecną w mediach. Nie miałam nawet cienia podejrzenia, że mój profil wzbudzi takie zainteresowanie. Z czasem jednak, kiedy jego popularność zaczęła rosnąć, wyklarowała mi się wizja, że dobrze byłoby stworzyć ruch nowoczesnych kobiet, które będą umiały walczyć o swoje i nie będą się wstydziły mówić o swoich niepowiedzeniach. Nazwijmy to takim neofeministycznym ruchem. Mówiąc dzisiaj o Ch**owej Pani Domu, nie mówimy już o jednej postaci, nie mówimy już tylko o mnie. Mówimy o wielu kobietach, które nie wstydzą się swoich ewentualnych porażek, potrafią podjeść do nich z dystansem i poczuciem humoru. Zależało mi właśnie na stworzeniu takiej społeczności, a nie na rozgłosie. Notorycznie odmawiam udziału w programach telewizyjnych. Byłam zaproszona do Tańca z Gwiazdami i do innych programów, ale to mnie jakoś nie interesuje.
Czy profil Ch**owej Pani Domu powstał jako kontra do Perfekcyjnej Pani Domu?
Dużo osób myśli, że taka była geneza. Tak nie było (śmiech). To po prostu przypadkowo zbiegło się w czasie. Rzeczywiście, wtedy był emitowany w Polsce program Perfekcyjna Pani Domu z panią Rozenek, ale ja wykorzystałam tylko zbitkę słów i wymieniłam przymiotnik. Nie mam nic przeciwko porządkowi, nawet bardzo go lubię. Nie widzę nic złego w tym, że ktoś chce dbać o swój dom, sama też staram się to robić. Jeśli komuś sprawia przyjemność kreowanie perfekcyjnej rzeczywistości, takiej nawet trochę nieprawdziwej, to nie mam nic do tego. Podziwiam dziewczyny, które są w stanie ogarniać dzieci, dom i siebie. Przecież sama staram się robić dokładnie to samo.
Mówisz o ruchu kobiet. Niezależność i niewpisywanie się w narzucone przez społeczeństwo ramy są dla Ciebie ważne?
Inspirują mnie zaradne, przedsiębiorcze kobiety, które wiedzą, czego chcą i idą po swoje. Między kobietą a mężczyzną ważne jest partnerstwo. Dziś jesteśmy bardziej niezależne, mężczyzna jest nam niepotrzebny do wbicia gwoździa w ścianę. Od początku z moim chłopakiem ustaliliśmy, że obowiązkami dzielimy się po równo i rzeczywiście nam się to udaje. Obojgu nam odpowiada taki system. Jestem feministką i uważam, że chyba każdy zdroworozsądkowo myślący człowiek jest feministą i nie powinien wstydzić się o tym mówić. Wydaje mi się, że problem polega na tym, że nie do końca rozumiemy, co to właściwie jest feminizm. Jesteśmy ogłuszani przez różne hasła i manifesty, które wyczytamy w gazecie czy zobaczymy w telewizji. Często spotykam się z kobietami, które mówią, że są za tym, aby płace kobiet i mężczyzn były równe, ale podkreślają, że nie są feministkami… Nie rozumiem tego. Od czasów nastoletnich buntowałam się przeciwko temu, że moi rodzice kazali sprzątać w domu mi, a nie mojemu bratu, bo jest chłopakiem. Nie rozumiałam wtedy, co to jest feminzim i nie wiedziałam, że działam w zgodzie z jego nurtem, ale buntowałam się bardzo. Kiedy popatrzę na literaturę, którą czytałam – Olga Tokarczuk, Manuela Gretkowska – to są kobiety, które w ten nurt feministyczny się wpisują. To one w pewien sposób mnie ukształtowały.
Co szczególnie Cię drażni, jeśli chodzi o sposób traktowania kobiet?
Mam 2-letnie dziecko, więc powiedzmy, że wciąż jestem w miarę świeżo upieczoną mamą. Myślę, że właśnie w tej sferze jest sporo do zrobienia. Cały czas panuje stereotypowe przekonanie, że to matka musi siedzieć z dzieckiem w domu, zajmować się nim, że może zrezygnować z kariery zawodowej, bo przecież jest matką. Przykładowa sytuacja: kiedyś wyszłam z domu, bo umówiłam się z koleżankami. Dziecko zostawiłam w domu. Pierwsze pytanie, jakie usłyszałam od koleżanek, brzmiało, z kim zostawiłam dziecko. Żartem odpowiedziałam, że z psem (śmiech). Ojca nikt nie pyta, z kim zostało dziecko. Takie rzeczy czasami mnie irytują. Kiedy jesteś w jakimś miejscu publicznym, to tam są pokoje dla matki z dzieckiem, a dlaczego nie dla rodzica z dzieckiem? Na każdym kroku spotykam się z tym, że matka z dzieckiem to taki nierozerwalny twór, którego absolutnie nie można rozłączyć. W listopadzie byliśmy z moim chłopakiem na Madagaskarze. Polecieliśmy bez dziecka. Mieliśmy zabrać małą, ale lekarz nam odradził ze względu na ryzyko malarii itd. Oczywiście na samą myśl, że miałabym jechać bez niej, miałam ogromne wyrzuty sumienia. Nie chciałam jechać. W końcu polecieliśmy i to był pierwszy raz, kiedy zostawiliśmy z kimś dziecko, i to od razu na tydzień. Okazało się, że mała świetnie sobie dała radę i była grzeczniejsza, niż jest na co dzień. Nie płakała, nie marudziła, a ja odpoczęłam psychicznie i wróciłam z nowymi siłami. Często spotykam się jednak z głosami, że jak można zostawiać takie małe dziecko, że ono potrzebuje matki. Irytuje mnie takie podejście. Irytuje mnie, że wiele osób uważa, że kiedy kobieta urodzi dziecko, nie ma już prawa od swojego życia. Chciałabym, abyśmy zaczęli się mentalnie zmieniać.
Najpierw był profil na Facebooku, od roku prowadzisz dodatkowo bloga Ch**owa Pani Domu. Co jeszcze masz w planach?
Faktycznie, w ubiegłym roku mój profil rozbudowałam o blog. Chciałam publikować trochę ambitniejsze treści. Nie oszukujmy się, profil Ch**owej Pani Domu jest postrzegany jako taki “lolkontent”, czy coś w stylu demotywatorów. Nie do końca mi to wystarcza. Wolę, by ludzie odbierali Ch**ową Panią Domu jako wpływowe medium, dzięki któremu mogą się pośmiać z zabawnych wpisów i zdjęć, ale mogą też poczytać fajne teksty, które ich zainspirują, i które wpłyną na ich codzienność. Chciałabym mieć wpływ na kształtowanie opinii Polek, na to, jak żyją. Myślę, że długa droga przede mną, ale mam nadzieję, że uda mi się to dopiąć. Myślę nad druga książką, ale już stricte poradnikową. Z wielkich i odległych marzeń – chciałabym kiedyś wydać literaturę piękną, napisać powieść. Skończyłam polonistykę i dziennikarstwo, pisanie jest jedyną rzeczą w moim życiu, która naprawdę mi wychodzi, i którą naprawdę czuję… Na dzień dzisiejszy nie jestem w stanie zmierzyć się z powieścią. Patrząc na to, w jakim wieku zdarza się debiutować różnym pisarzom, cały czas mam nadzieję (śmiech).
Jesteś mamą, czy ta rola wiele zmieniła w Twoim życiu?
Na początku byłam bardzo sfrustrowana. Jestem osobą bardzo zorganizowana, która uwielbia mieć wszystko zaplanowane, żyję z kalendarzem w ręku. Przy dziecku nie możesz nic zaplanować. Faktycznie jest tak, jak mówią inne mamy. Nagle pojawia się dziecko, a ty już nie możesz iść pod prysznic, kiedy chcesz, poczytać książki czy zjeść śniadania. Zanim urodziłam, byłam pewna, że dobra organizacja załatwi wszystko. Okazało się, że nie (śmiech). Nawet jeśli jesteś super zorganizowana, to dziecko i tak przewraca wszystko do góry nogami. Przed urodzeniem byłam wolna, mogłam robić wszystko, co chciałam i kiedy chciałam, a nagle stałam się niewolnikiem. Cały mój świat stał się uzależniony od dziecka – od tego, kiedy je nakarmię, kiedy przewinę, kiedy wykąpię. Początki były dla mnie straszne. Dziś już wspominam to ze śmiechem, ale przez pierwszy rok naprawdę nie było mi do śmiechu. Dziecko mnie zmieniło. Inaczej postrzegam świat. Zmieniły się moje priorytety. Odkryłam w sobie ogromne pokłady cierpliwości, których wcześniej nie znałam. Bywałam wybuchowa…
Ile jest w Tobie tak naprawdę Ch**owej Pani Domu? Jaka jesteś na co dzień?
Chyba tyle, co w każdej kobiecie. Czasami się pojawia i znika (śmiech). Jestem punktualna, zorganizowana, zaradna, przedsiębiorcza, kreatywna i niestety bywam drażliwa. Często się spinam i nie umiem wrzucić na luz. Ch**owa Pani Domu jest w pewnym sensie moją odtrutką na to, by nie dążyć za wszelką cenę do perfekcjonizmu. I czasami rzeczywiście udaje mi się odpuścić. Mam też słomiany zapał i to jest moja straszna wada. Jednego dnia coś wymyślę i jestem tym podekscytowana, a po dwóch dniach nie rozumiem, po co ja właściwie to robię. Tej cechy w sobie nienawidzę. Nie jestem też zbyt towarzyska. Lubię oczywiście kontakt z ludźmi, ale nie potrzebuje go zbyt często. Pracuję w domu, nie umiem skupić się przy innych.
Ch**owa Pani Domu to kura, która znosi złote jajka?
Jeśli chodzi o kwestie biznesowe… Niestety, w tym kierunku wcale nie jestem ogarnięta. To smutna prawda (śmiech). Obserwuję inne blogerki, które na swoich blogach robią prawdziwe biznesy, a mają zasięgi o wiele mniejsze niż ja. Sprzedają tysiące gadżetów, książek, e-booków… Przy nich jestem szarą myszą (śmiech). Nie potrafię sprzedawać dla siebie, nie potrafię marketingowo siebie wypromować. To jest śmieszne, bo przecież zawodowo tym właśnie się zajmuję. O ile klientom jestem w stanie ogarnąć strategię biznesową na cały rok, tak w przypadku mojego biznesu jest dramat. W głowie mam wiele pomysłów i planów, ale ciągle zwlekam z ich realizacją. Pierwszą książkę wydałam z wydawnictwem, kolejną chciałabym już wydać sama. Jak łatwo się domyślić, przy pierwszej nie dorobiłam się kokosów (śmiech). Spotkałam się z komentarzami, że skoro wydałam książkę, to się nachapałam i ustawiłam na całe życie. To mnie śmieszy i smuci zarazem, bo pokazuje, jak ludzie niewiele wiedzą o świecie wydawniczym. Nie zdają sobie sprawy z tego, że autor zarabia złotówkę czy półtorej na jednym egzemplarzu swojej książki. Trzeba jeszcze je sprzedać, a tu sukces nigdy nie jest gwarantowany. Wyobraź sobie, ze mój partner do dzisiaj nie przeczytał mojej książki (śmiech)!
Wywiad: Katarzyna Paluch
Zdjęcia: Adrian Kulesza „Raven Cave”
Make up: Aleksandra Głuch / Hello Beauty Makeup room & Academy
Fryzura: Paulina Steinert / Staszewski Hairdesign
Stylizacja: Liu Jo w Forum Gdańsk
Miejsce: Apartament.in Wrocław