To Polska wybrała mnie

Wywiad: Agnieszka Wasztyl

Mogła być naukowcem w Stanach Zjednoczonych, ale poszła za głosem serca i wybrała życie w Polsce. Dr Iliana Ramirez Rangel – meksykańska farmakobiolog, dorastała w rodzinie ludowych uzdrowicieli. Dziś łączy wiedzę naukowca z duchowością i przekazuje ją słuchaczom podczas szkoleń. Autorka książki „Częstotliwość serca. Jak żyć w zgodzie z samym sobą i ze światem”, prywatnie żona znanego psychologa i matka ośmioletniej Adrianki.

Iliana, jesteś w Polsce od dziesięciu lat. Przyjechałaś za miłością. Nie bałaś się porzucić słonecznego i ciepłego Meksyku dla chłodnej Polski?

Oczywiście, że trochę się bałam. Mojego męża poznałam w Mexico City, gdy byłam w trakcie planowania swojej kariery naukowej. Mogliśmy zostać w moim kraju, pojechać do Polski albo zamieszkać w Stanach Zjednoczonych, gdzie dostałam propozycję pracy naukowej w Los Angeles. Była to bardzo kusząca oferta, ale – po analizie plusów i minusów mieszkania w różnych miejscach na świecie, stwierdziliśmy, że najlepiej będzie żyć w Polsce. A ja, jako naukowiec, mogłam przecież pracować wszędzie. Zanim przeprowadziliśmy się do Polski, dużo podróżowaliśmy. Aż w końcu zdecydowaliśmy, że w Polsce zbudujemy wspólnie nasze życie. To chyba była nawet bardziej moja decyzja. Stwierdziłam, że nie będę uciekać przed miłością, że raz się żyje. Czasem sobie myślę, że to nie ja wybrałam Polskę, tyko Polska wybrała mnie.

Jak poznałaś swojego męża?

Świętowaliśmy w klubie ze znajomymi obronę pracy doktorskiej mojej koleżanki i pojawił się Mateusz. Zaczęło się po prostu od zwykłej rozmowy. Dla mnie poznanie kogoś z dalekiego kraju, kogoś, kto wygląda zupełnie inaczej, było bardzo intrygujące i fascynujące. Mateusz jest bardzo oczytany i inteligentny, a mi zawsze imponował intelekt. Nie planowałam się zakochać, ale tak się stało. Spotykaliśmy się, on przylatywał do Meksyku, cały czas mieliśmy kontakt. Urocze jest to, gdy słyszysz, jak obcokrajowiec mówi w twoim języku, prawda? A on mówił świetnie, z tak uroczym akcentem, że dodawało mu to tylko uroku. Imponował mi swoją wiedzą i błyskotliwością. Mieliśmy wiele wspólnych tematów, od początku dużo nas łączyło.

Rodzina nie miała nic przeciwko Twojemu wyjazdowi na drugi koniec świata?

Moja rodzina na początku była w szoku i oczywiście było to dla nich trudne. Bliscy musieli oswoić się z tym, że wyjeżdżam tak daleko. Bardzo mnie wspierali w mojej decyzji, ale też na początku martwili się o mnie. Niemniej rodzina zawsze akceptowała moje wybory i powtarzała, że mam żyć w zgodzie ze sobą.

Jakie było Twoje pierwsze wrażenie, gdy tu przyjechałaś? Tak sobie wyobrażałaś nasz kraj czy jednak odmienność kulturowa była dużą barierą?

Polska była moim pierwszym zderzeniem z Europą, wcześniej znałam ją tylko z filmów. Mąż opowiadał mi o tym kraju w samych superlatywach. Przyjechałam latem, było jeszcze ciepło, Mateusz pokazał mi najpiękniejsze miejsca i bardzo mi się spodobało. Polska zaskoczyła mnie porządkiem – tak, to jest właściwe słowo. Wszystko było zorganizowane, włączając w to przepisy ruchu drogowego. Nie było chaosu, wszędzie było czysto i spokojnie. W Meksyku jest głośno i wszędzie gra muzyka. Jednak przez pierwszy rok trudno mi było się przyzwyczaić do życia w Polsce. Nie znałam języka, nie rozumiałam mentalności. Rodzina była daleko, musiało minąć trochę czasu, zanim poczułam się tu jak u siebie w domu. Był to dla mnie bardzo stresujący czas. Czułam się bardziej jak turystka, która odkrywa kraj, a nie mieszkanka. Polacy są bardziej zamknięci od Meksykanów i bardziej nieufni. Częściej też narzekają. Ale są za to szczerzy i mówią, co myślą.

Jak z perspektywy dwóch krajów oceniasz rynek pracy i szanse dla rozwoju kobiet?

Polska i Meksyk to są dwa różne światy. W Meksyku, zwłaszcza na prowincji, nadal uważa się, że kobiety powinny wyjść za mąż i mieć dzieci, że to ich główny cel. Nawet gdy skończą szkołę, to często nie pracują w zawodzie, tylko od razu po ślubie zajmują się rodzeniem i wychowywaniem dzieci. W dużych miastach to się zmienia. Kobiety kształcą się, studiują, realizują pasje. W Meksyku jest tak, że często rodzina podejmuje wspólne decyzje co do przyszłości jej członków. Decyzje muszą być dobre dla całej grupy. Kobiety nie myślą więc o własnej karierze, bo wiedzą, że cel mają inny, już z góry narzucony – choć nierzadko się z nim wewnętrznie nie zgadzają. W Meksyku, gdy ktoś ma ponad dwadzieścia pięć lat, ciężko mu zbudować prawdziwą relację – dlatego młodzi ludzie pobierają się dość szybko. W Polsce jest zupełnie inaczej, pod niektórymi względami znacznie wyprzedzacie Meksyk. Tutaj łatwiej jest poznać partnera i to w każdym wieku. Nie jest tak, że kończysz dwadzieścia pięć czy trzydzieści lat i jesteś skazany na samotność. Oprócz tego, w Polsce dużo kobiet się rozwija, jest na kierowniczych stanowiskach, zakłada firmy. Polki stawiają na wiedzę i starają się podnosić swoje kwalifikacje. Wyznaczają sobie cele, które realizują.

A jak było w Twoim przypadku?

Mnie na szczęście nikt w niczym nie ograniczał. Rodzina bardzo wspierała mnie we wszystkich decyzjach. Co do mojej pracy, to chyba paradoksalnie łatwiej by mi było prowadzić szkolenia w Meksyku, bo tam ludzie od dzieciństwa są uczeni tego, że duchowość jest bardzo ważna. Tam nikt nie akceptuje negatywnych emocji, nikt niczemu się nie dziwi. W Polsce jest inaczej. Polacy muszą mieć wszystko podparte badaniami, chcą twardych dowodów. Dopiero wtedy, gdy im się je pokaże, mija początkowy sceptycyzm i otwierają się na nowe (śmiech).

To z kolei chyba ciekawe wyzwanie dla Ciebie? Przekonać niedowiarków nie jest łatwo, a Tobie to się udaje.

Nie jest łatwo, ale popyt jest duży. Ludzie chyba szukają równowagi i coraz bardziej czują, że osiągnięcie harmonii w życiu jest bardzo ważne.

Skończyłaś farmakobiologię, zajmowałaś się badaniem struktur mózgu. Skąd takie zainteresowania?

Zawsze bardzo interesowało mnie to, jak działa ludzkie ciało, a zwłaszcza jak działa mózg. Prowadziłam zaawansowane badania w dziedzinie neurologii i biologii na poziomie komórkowym. Z czasem zaczęło mnie interesować, co się dzieje z komórkami i w ogóle z ciałem, gdy na nie zadziałamy od wewnątrz – za pomocą medytacji i myśli. Bo nie od dziś wiadomo, że myśl to energia. I rzeczywiście – okazało się, że to, w jaki sposób myślimy, wpływa na to, jak się czujemy. Wyraźnie widać te zmiany na poziomie komórek. Widać, jak reagują na bodźce, jak reaguje mózg na ćwiczenia oddechowe. To fascynujące. A że pochodzę z Meksyku, gdzie nauka cały czas przeplata się z duchowością, było to dla mnie całkiem naturalne.

Pracujesz jeszcze jako naukowiec, czy już poświęciłaś się całkowicie szkoleniom?

Teraz już zajmuję się głównie szkoleniami. Po obronie doktoratu pracowałam w tym zawodzie na uniwersytecie – jeszcze przez trzy lata mieszkania w Polsce starałam się pracować jako naukowiec. Ale po urodzeniu dziecka wszystko się zmienia. Człowiek zastanawia się, jak pogodzić pracę z wychowaniem. Moja praca jako naukowiec nie miała stałych godzin. Bywało, że wracałam do domu bardzo późno. Wtedy postanowiłam, że muszę zająć się czymś innym. Że może czas wykorzystać swoją wiedzę na temat medytacji i duchowości, chciałam przekazywać ją dalej. I tak założyłam własną działalność, która z czasem bardzo się rozwinęła. W tym roku po raz pierwszy organizuję wyjątkowe spotkanie dla kobiet – nazwałam je „Woman camp”. W drugi weekend listopada odbędą się wykłady dotyczące umysłu, duszy i ciała, a także warsztaty i sesje medytacyjne. Ja jestem gospodarzem, ale zaprosiłam do prowadzenia wiele fantastycznych kobiet, które są mądre, inspirujące i chętnie dzielą się swoją wiedzą i doświadczeniem.

Kto się do Ciebie najczęściej zgłasza?

Moi klienci to przede wszystkim kobiety. Na warsztaty przychodzą panie w każdym wieku, z różnymi potrzebami. Zauważyłam, że kobietom łatwiej jest przestawić się na duchowość i na jej rozwój. Mamy dar intuicji, jesteśmy bardziej wrażliwe, mocniej niż mężczyźni odbieramy bodźce z otoczenia. Ale łatwiej też tracimy równowagę emocjonalną. Na moich warsztatach uczę medytacji, wizualizacji, tradycji z Meksyku i różnych rdzennych społeczności, a także szeroko pojętej duchowości.

Pochodzisz z rodziny uzdrowicieli. Kto przekazał Ci wiedzę na ten temat?

Odkąd pamiętam, miałam kontakt z uzdrawianiem i medytacją. Moja babcia się tym zajmowała, a potem mama. Do babci przychodziły zawsze tłumy ludzi. wykonywała ona masaże specjalnymi maściami z ziół. Przychodzili np. ludzie z chorym kręgosłupem czy kobiety, które nie mogły zajść w ciążę. Co ważne, w Meksyku każdy uzdrowiciel ma własne metody leczenia. Moja rodzina założyła szkołę uzdrowicieli, uczymy w niej masażu, medytacji i akupresury. Ważna jest też sama rozmowa z uzdrowicielem – działa ona podobnie jak psychoterapia, choć z akademickiego punktu widzenia nią nie jest. To taka tradycja przekazywana z pokolenia na pokolenie – u mnie w rodzinie przede wszystkim w linii żeńskiej.

Ty też potrafisz uzdrawiać?

Tak, byłam tego nauczona, ale teraz zajmuję się szkoleniami. Uczę ludzi świadomości własnego ciała i medytacji.

Skąd taka popularność uzdrowicieli w Meksyku? Słyszałam, że jest ich ponad dziesięć tysięcy!

Tak, w Meksyku uzdrowiciele cieszą się ogromnym szacunkiem. Ludzie, którym coś dolega, idą często i do tradycyjnego lekarza, i do uzdrowiciela. Nadal ludowe metody leczenia są bardzo efektywne i pacjenci z nich korzystają. Meksykańska tradycja naucza, że emocje można przekazywać, że one są energią, która oddziałuje na innych. Mamy wiele rodzajów uzdrowicieli. Są oni potrzebni zwłaszcza w małych miasteczkach i na wsiach, gdzie dostęp do wielu lekarzy jest ograniczony.

Co daje Ci siłę do walki z przeciwnościami?

Codziennie znajduję czas na medytację i sport lub inne aktywności. Najczęściej jest to bieganie lub joga. Na medytację poświęcam pół godziny, na sport trochę więcej, bo około czterdziestu minut. Staram się prowadzić zdrowy tryb życia i dobrze się odżywiać. To wszystko daje mi siłę i mnie wzmacnia. Dla mnie ważne jest dbanie o ciało i ducha – rozwijanie duchowości jest dla mnie kluczowe. Ogromną siłę daje mi oczywiście moja rodzina. Gdy wiem, że moi bliscy są szczęśliwi, że wszystko się dobrze układa, to wtedy czuję, że mogę przenosić góry.

Jakie rady miałabyś dla współczesnych kobiet? Jakie chciałabyś im zostawić przesłanie?

Najważniejsze jest to, aby zajrzeć w siebie. Poznanie swoich mocnych i słabych stron jest kluczem do dalszego rozwoju i zachęcam do tego wszystkie kobiety. Orientacja w zakresie swoich potrzeb i marzeń daje dużą siłę do realizacji celów. To z kolei pozwala na zachowanie równowagi i nabranie zdrowego dystansu.

5/5 - (1 głosów)

Polecane:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *