TO JEST DAROWANY CZAS

Kiedy wściekły biegniesz ulicą, pada deszcz, spieszysz się do pracy, właśnie ochlapał cię samochód i wiesz, że nie zdążysz, że nic się dziś nie uda — i ktoś nagle się do ciebie uśmiecha, rzuca: „Ale zimno!” i biegnie dalej przed siebie — dzieje się coś dziwnego.

Nagle robi ci się lepiej. Co ci ten człowiek dał? Przecież tylko uśmiech.

W obecnej trudnej sytuacji, niejako sprowokowani przez los, wyraźniej niż kiedykolwiek zdajemy sobie sprawę, jak cenny jest kontakt z drugim człowiekiem, jaki to cudowny łańcuch zdarzeń, kiedy podarowany uśmiech często odruchowo wywołuje uśmiech u obdarowanego – mówi Anna Dymna. – To naturalne u ludzi, że obdarzeni pomocą, czują potrzebę udzielenia jej innym. To daje siłę i radość. Nie wiadomo, dlaczego to tak działa, ale działa.

Pandemia przerwała Pani fantastyczne projekty: np. Festiwal Zaczarowanej Piosenki tuż przed 16. edycją, film, Salony Poezji. Jak znosi Pani przymusową rozłąkę z podopiecznymi i przerwę w pracy?

Zadała mi pani bardzo dużo pytań w jednym (śmiech). Od czego zacząć? Wszyscy nagle wstrzymaliśmy oddech i stanęliśmy w bezruchu, pełni wyczekiwania i strachu przed nieznanym zagrożeniem. Co będzie dalej? Kiedy się to i jak skończy? Rozmawiam o tym często z młodymi ludźmi, by przegnać czarne myśli i dodać sobie otuchy. Mam taką możliwość, bo od lat uczę w Akademii Teatralnej, choć od kilku tygodni robię to przez Skype. Ze studentami pracuję nad opowiadaniami Herberta. Jedno ma tytuł „Kiedy świat staje” – jakby dziś specjalnie dla nas napisane. Zaczyna się tak: „Zdarza się to bardzo rzadko, zaskrzypi oś ziemska i staje… i wtedy wszystko staje”. Rozmawiamy więc o tym, co się teraz z nami dzieje. Młodych ludzi roznosi energia. Dopiero zaczęli swoją piękną drogę, świetnie im poszedł pierwszy semestr, zaczęli z radością drugi, pełni marzeń, nowych wyzwań i nagle wszystko stanęło! Oddaleni od siebie, każdy w swoim domu. Są zdenerwowani, zniecierpliwieni i momentami smutni. Przecież też to podobnie przeżywam. Staramy się o tym myśleć jak o jakiejś niezwykle ciężkiej próbie, którą godnie musimy przejść. Taka sytuacja zdarza się raz na setki, może tysiące lat— gdy nagle na całym świecie wszyscy stoją w obliczu identycznego zagrożenia. Ludzie umierają, cierpią, tracą majątki, popadają w depresję. Czy komuś da to coś do myślenia, czy pozwoli zastanowić się, co w życiu jest ważne, czy nas zmieni? Nikt tego teraz nie wie. W króciutkim opowiadaniu Herberta jest na szczęście zdanie – „A po chwili świat rusza dalej…”. I o tym musimy myśleć. Moglibyśmy „siąść i płakać”. Ale co by to dało? Musimy naprawdę zachować spokój, pokorę, cierpliwość, opanować emocje i cieszyć się tym, co mamy. I mieć nadzieję. Przecież to zaraz minie, bo musi minąć. Wszystko, co najgorsze w życiu i tak kiedyś się skończy. Wiem, że to banał, ale po każdej burzy wychodzi słońce. Ja zawsze w czasie burzy spokojnie się gdzieś chowam, staram się za bardzo nie zmoknąć i żeby nie strzelił we mnie piorun. I z radością czekam na słońce. Wiem, że przyjdzie, rozjaśni, wysuszy. To samo robię teraz.

Ciężko funkcjonować bez sceny?

Jestem aktorką, a my, aktorzy, wykonujemy ten piękny zawód dla ludzi i wśród ludzi. Bez ludzi to nie ma sensu. Dlatego najbardziej kocham teatr, gdzie widzę widownię, dla której gram. To jest lekarstwo na wszystkie moje dolegliwości, bo tam jest zbawienna dla mnie adrenalina. To miejsce, gdzie czeka mnie już w moim wieku ogromny wysiłek, ale też odpoczynek od zła i cierpienia, którego dotykam, prowadząc fundację. Teraz teatr jest zamknięty. Podobnie jak Krakowski Salon Poezji, w którym od 18 lat, w każdą niedzielę, spotykamy się z ludźmi i najwspanialszą poezją. Ale już udało się nam uruchomić Salon Poezji online, a również rozpoczęliśmy pracę w teatrze, z młodymi reżyserami na Zoomie. Jestem w dwóch projektach. Oczywiście, że wolę patrzyć kolegom w oczy niż w obiektywy komórki czy IPada, ale… znów jesteśmy potrzebni i łatwiej przeżyć wszelkie smutki.

Co dzieje się teraz z projektami związanymi z Fundacją „Mimo Wszystko”?

Przede wszystkim musieliśmy przerwać zajęcia w warsztatach terapeutycznych w naszych dwóch ośrodkach: „Dolinie Słońca” w Radwanowicach pod Krakowem i nad morzem, w Lubiatowie. Wszystkie festiwale i koncerty trzeba było odwołać. To oczywiste. Nie możemy nikogo narażać. Zdrowie i życie są najważniejsze. Odwołaliśmy więc galę 20. edycji „Albertiany”, czyli ogólnopolskiego Festiwalu Teatralno-Muzycznego dla osób z niepełnosprawnością intelektualną, która miała odbyć się uroczyście pod koniec marca na pięknej scenie Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. Wszystko było gotowe, eliminacje trwające miesiącami w całej Polsce zakończone, wyłonieni zwycięzcy, nagrody spakowane, zaproszeni artyści… wszystko. Pracowało nad tym wielu ludzi i z Fundacji im. Brata Alberta i „Mimo Wszystko”. Sama spędziłam wiele godzin nad tym projektem, nad scenariuszem, na próbach z podopiecznymi. Tyle już było radości. Z bólem serca odwołaliśmy też Festiwal Zaczarowanej Piosenki. Jest to ogólnopolski konkurs dla utalentowanych wokalnie osób z niepełnosprawnościami, z udziałem gwiazd, emitowany przez telewizję od piętnastu lat. Przygotowania zawsze trwają od września. Po trzyetapowych eliminacjach wyłaniamy zwycięzców na koncertach finałowych w czerwcu, na Rynku w Krakowie. Zawsze cały rok czekamy na ten magiczny dzień, w którym padają wszelkie bariery, króluje uśmiech, życzliwość. Te chwile dają nam napęd na cały rok. Mieliśmy już wszystko wymyślone i zaproszonych wspaniałych artystów. Ale wszystko nadrobimy z jeszcze większą radością i siłą… choć teraz wszystkim pęka serce. Ale już wymyśliliśmy lekarstwo na ten trudny czas. Jest to nasza piosenka „Mimo wszystko”.

Kiedy premiera?

Utwór jest już nagrany i od 22 kwietnia emitowany na wielu platformach. Kończymy teledysk. Wytwórnia Kayax zajmie się promocją. Gdy nasz wywiad ukaże się, mam nadzieję wiele osób będzie już nuciło „Mimo wszystko”. Historia tej piosenki jest dość niezwykła. W 2005 roku dostałam od Wojtka Młynarskiego tekst pt. „Mimo wszystko” dla mojej początkującej swoje działania fundacji „Mimo Wszystko” i stał się on takim poetyckim drogowskazem dla wszystkich naszych działań. Gdy nagle stanęło nasze życie, przypomniałam sobie słowa Wojtka Młynarskiego. Jakże teraz są nam potrzebne. Jakby napisał je specjalnie dla nas, na ten czas. Dałam te słowa Mateuszowi Pospieszalskiemu, a on skomponował specjalną radosną i energetyczną muzykę. Zaprosiliśmy wspaniałych artystów, muzyków, wokalistów, m.in.: Małgosię Ostrowską, Kayah, Anię Wyszkoni, Basię Pospieszalską, Mietka Szcześniaka, Adasia Nowaka, Piotrka Cugowskiego, Michała Szpaka oraz naszych laureatów poprzednich edycji Festiwalu Zaczarowanej Piosenki. Wybaczcie, nie dam rady wymienić wszystkich! Każdy nagrywał w domu, przesyłał… montaż nie był łatwy. Ale z piosenki biją siła i radość. Każdy osobno, a wszyscy razem. Prawdziwy hymn radości na pohybel wirusom i smutkom. Słowa są proste: Gdy w tłumie smutą twarz zobaczysz, którą cierpieniem los naznaczył, wyciągnij rękę, podejdź blisko, mimo wszystko. Musiałam tylko zmienić trochę tekst na: Pomachaj ręką, bądź sercem blisko, mimo wszystko, no bo teraz trzeba zachować odległość, prawda? Myślę, że Wojtek nam wybaczy. A tak się kończy: Ludzie są po to, by ich kochać. Dopomóż myśli tej choć trochę, pomóż nadziei kwitnąć listkom, mimo wszystko.

Najważniejsze, by teraz nikt nie był sam. Musimy być dla siebie dobrzy i sobie pomagać. Wtedy przetrwamy wszystko.

A jak Pani radzi sobie w izolacji?

Chyba dobrze. Już wiele lat uczą mnie moi chorzy i niepełnosprawni przyjaciele, jak się zachować w czasie zagrożenia, by się nie załamywać, by nie rezygnować z marzeń, by starać się być szczęśliwym. Jestem im za to wdzięczna. Oni mi pokazali, jak niezwykłą istotą potrafi być człowiek – niezłomną, cierpliwą, ile jest w nas ukrytych sił i radości. Jestem im wdzięczna za tę lekcję. Kilka razy tylko musiałam uspokajać moją wyobraźnię, gdy szalała nagle i zaczynała mi szeptać: „Zobacz, wirusy są takie ładne, niebieskie z wypustkami. Byłaś w aptece, wprawdzie miałaś rękawiczki, maseczkę, ale czy nie dotknęłaś twarzy? A może usiadł ci jakiś na klameczce w samochodzie? A może cała już niebieska jesteś?”. Z taką wyobraźnią to można tylko zwariować. Trzymam ją więc krótko. Jestem zdyscyplinowana, ostrożna, staram się nie wychodzić z domu i zachować spokój. Nie mam czasu na żadne czarne myśli, bo całe dnie pracuję. A poza tym staram się sprawiać sobie, mężowi i kotom przyjemności.

To dziwnie darowany czas. Podobny przeżywałam, kiedy miałam złamaną nogę, gdy byłam po jakichś operacjach, to było podobne odczucie. Nie mogłam pędzić i podskakiwać. Musiałam pokornie przeczekać, wyzdrowieć. Jesteśmy teraz wszyscy jakby po operacji albo po złamaniu nogi – unieruchomieni i pozbawieni możliwości robienia tego, co robiliśmy do tej pory. Wielokrotnie, kiedy dużo pracowałam, byłam gościem w domu, próby, spektakle, wyjazdy, konferencje, nagrania, spotkania, studenci, podczas tej gonitwy marzyłam z zadyszką: „Żeby tak mieć z tydzień, nie… trzy dni! Nawet jeden dzień albo chociaż cztery godziny…”. I nagle teraz mam ten czas, więc kiedy zaczęło się to wszystko, zdumiona wstrzymałam na chwilę oddech i… Zaczęłam od ogrodu: kupiłam 120 bratków i obsadziłam nimi wszystkie skrzynki na płotach, potem zabrałam się za szuflady, które od lat na mnie czekają, bo wrzucam do nich rok po roku, w biegu, ważne rzeczy i im mówię: „Pilnujcie tego, zaraz wami się zajmę.” Po chwili nie mam pojęcia, co w nich jest. Porządkowanie stało się niezwykłą sentymentalną podróżą, bardzo wzruszającą. Ileż skarbów w nich znalazłam: listy od niezwykłych i kochanych ludzi … od Julii Hartwig karteczka, liścik od Czesława Miłosza, od mojej matki chrzestnej, widokówka od mojej mamy, od kolegów z teatru, gdy leżałam po wypadku w węgierskim szpitalu. A ile zaginionych przedmiocików. Samo domowe archiwum programu „Spotkajmy się” to istna skarbnica. Prowadzę go już 18. rok. Mam dziesiątki zeszytów A4 zapisanych drobnym maczkiem o okrutnych losach ludzkich, o najgorszych chorobach świata. W tym programie spotykam się bowiem z ludźmi cierpiącymi, po wypadkach, sparaliżowanymi… Mam tu, w domu, roboty na rok w zamknięciu.

Podróż sentymentalna czy może porządkowanie spraw na przyszłość?

Przede wszystkim kopalnia zajęć, które absolutnie nie pozwalają popaść w rozpacz. Jestem w komfortowej sytuacji bycia na pewnego rodzaju ostatnim etapie życia. Nie męczy mnie już ta niespożyta młodzieńcza energia, że muszę coś zrobić, coś zagrać. To już dawno za mną, zagrałam setki ról, jestem spełnioną aktorką. Jak nie zagram już nic więcej, to też nic się nie stanie. Czuję w z związku z tym spokój i spełnienie. Potrafię sobie jednak wyobrazić, co czują dziewczyny, które dopiero teraz zaczęły kariery. Pewnie towarzyszy im strach, że stracą ten czas. Ja sobie spokojnie czekam. To niezwykle ważne, żeby przekonać młodych ludzi, by nie uważali, że to czas stracony. Na szczęście biorą sprawy w swoje ręce, czytają, oglądają filmy, widzę, że nie tracą czasu i pracują nad sobą… choć mają i gorsze chwile.

To czas, kiedy warto się zastanowić, co jest ważne, kto jest najważniejszy, o kim myśli się teraz najczęściej. W przymusie izolacji zaczynamy tęsknić. To jest jakiś przymus biologiczny – normalnie tego tak mocno nie czujemy. „Jak ja bym chciał się teraz przytulić do kogoś” – myślimy teraz – „Jak brakuje mi kontaktu” z tym lub tamtym. Przeżyliśmy wszyscy wyjątkowe święta bez najbliższych, bez dzieci kotłujących się pod stołem między nogami dziadków. I chyba dało nam to dużo do myślenia. Przede wszystkim wielu z nas poczuło, jak bardzo potrzebujemy drugiego człowieka. I jak nas cieszy każdy telefon, każda pamięć i słowa: „tęsknię za tobą”, „jesteś mi potrzebny”… Być potrzebnym… Jakie to ważne. Nigdy nie jest tak źle, żeby człowiek nie był potrzebny innemu człowiekowi.

Fot. Jarosław Praszkiewicz

Warto zatem wykorzystać ten darowany czas i dla siebie, i dla innych?

Nie ma co siedzieć i płakać. Dzwońmy do siebie, mówmy, co nas boli. Jak się komuś powie, boli mniej. Bardzo dużo teraz rozmawiam przez telefon, sama dzwonię do samotnych znajomych. Czasem jedno słowo może komuś zmienić dzień, wyciągnąć z dołka. Wiem, jak to działa. Mnie też to pomaga. Czasem pomagam moim podopiecznym słowami, „mentalnie” ich kopię i uruchamiam w nich chęć do życia i wolę walki.

Najbardziej teraz tęsknię za moimi podopiecznymi z niepełnosprawnościami intelektualnymi. Są wśród nich tacy, którzy rozumieją wszystko, co się do nich mówi, tacy, którzy potrafią czytać. Ale są też głębiej upośledzeni, którzy świat pojmują wyłącznie sercem. Są bardzo wrażliwi, czują wszystko, a nie umieją tego nazwać, nie potrafią zapytać. Potrzebują się przytulić, popłakać przy kimś. A ja nie mogę teraz do nich pojechać. Są izolowani. Rozmowa telefoniczna niewiele im daje. Gdy łączymy się przez Skype, padają słowa: „Kocham was, tęsknię, jestem z wami”. Nic więcej im nie przekażę. Niektórzy nawet nie zdają sobie dokładnie sprawy z tego, co się stało. Czują, że coś się zmieniło i jest w nich jakiś niepokój, ale inni boją się zupełnie tak jak my. Oczywiście, mają całodobową opiekę. Ale terapeuci, opiekunowie, którzy mają dyżury, niestety, do tej pory nie byli badani i boją się, że stanowią zagrożenie dla podopiecznych. Drżą, by ich nie zarazić. Wciąż wszyscy czekają na testy, by spokojniej wypełniać swoją misję.

Pomaganie nadaje życiu większy sens niż konsumowanie. A dając większy sens, sprawia, że łatwiej pokonujemy trudności?

Właśnie teraz jest taki czas, w którym wielu ludzi zda sobie z tego sprawę. Od kiedy mam fundację, jestem o ten cel i sens pomagania nieustannie pytana. Trudno to wytłumaczyć i uwierzyć, że jesteś naprawdę bardzo potrzebny innym ludziom i że pomaganie pomaga żyć, i że nie trzeba być bogatym ani sławnym, by to wspaniale robić.

Kiedy wściekły biegniesz ulicą, pada deszcz, spieszysz się do pracy, właśnie ochlapał cię samochód i wiesz, że nie zdążysz, że nic się dziś nie uda – i ktoś nagle się do ciebie uśmiecha, rzuca: „Ale zimno!” i biegnie dalej przed siebie – dzieje się coś dziwnego.

Nagle robi ci się lepiej. Co ci ten człowiek dał? Przecież tylko uśmiech.

W obecnej trudnej sytuacji, niejako sprowokowani przez los, wyraźniej niż kiedykolwiek zdajemy sobie sprawę, jak cenny jest kontakt z drugim człowiekiem, jaki to cudowny łańcuch zdarzeń, kiedy podarowany uśmiech często odruchowo wywołuje uśmiech u obdarowanego. To naturalne u ludzi, że obdarzeni pomocą, czują potrzebę udzielenia jej innym. To daje siłę i radość. Nie wiadomo, dlaczego to tak działa, ale działa.


Fot.Jarosław-Praszkiewicz

A co Pani odpowiada na pytania o cel i sens pomagania?

Trudno dać na to zadowalającą wszystkich odpowiedź. Kiedy więc słyszę: „Dlaczego pani to robi?”, odpowiadam czasem tylko: „Bo mi się tak podoba”, a gdy ktoś drąży natarczywie, to mówię: „Bo pan tego nie robi”. Ja po prostu lubię ludzi. Robię to dla siebie. A każdemu radzę spróbować i wtedy nie będzie mi musiał zadawać takich pytań (śmiech).

Kiedy konsumpcja ulega ograniczeniu lub znika całkowicie, pojawia się wątpliwość „co zamiast”?

Przeżyłam różne epoki, momenty, kiedy nie było co jeść, a smak jednej czekoladki można było poczuć dwa razy w roku. Byłam wychowywana w poczuciu, że konsumpcja nie jest istotna, tak naprawdę nie było po prostu czego konsumować. Nieważne było posiadanie. Dziś wszystko się zmieniło — trzeba „mieć”. Tymczasem ja jestem z tego pokolenia, które w pewnym ubóstwie znajdywało radości i szczęśliwe chwile, których się nie kupi za żadne pieniądze. I staraliśmy się wszystko robić własnymi rękami, by mieć coś swojego, unikalnego. Zostało mi to na całe życie. Wolę sobie sama coś zrobić, uszyć, pomalować niż po prostu kupić. Mogę sobie tylko wyobrazić, jakim pełnym samotności piekłem jest życie uzależnione od posiadania.

Czy obecna sytuacja mocno pogorszy byt Fundacji?

Nie wiem, bo tego nie wie nikt. Teraz najważniejsze, by nikt nie zachorował, by wreszcie wszystkim zrobić testy, przebadać i chronić. To przecież nasze „dzieci” i prawdziwe skarby. Poza tym musimy być czujni i pomagać fundacjom, które będą w potrzebie. Zresztą robimy to cały czas. Przyjaźnimy się z wieloma organizacjami i zawsze się wspieramy.

Jak co roku prosimy też o 1% podatku. Przecież nie rezygnujemy z żadnych naszych projektów i planów. Musimy utrzymywać działające warsztaty terapeutyczne. Nadal marzę, by wybudować w nadbałtyckim lesie Dom Spokojnej Starości dla samotnych osób z niepełnosprawnością intelektualną i całoroczny ośrodek wczasowo-terapeutyczny dla osób z zespołem Downa, ich opiekunów i rodzin. To moje największe marzenie w życiu.

Może wielu ludzi wpadnie jednak na taki pomysł na życie, żeby dać z siebie coś innym i okażą się pomocni, przybędzie wolontariuszy, uda się zebrać sumy z podatku, których fizycznie nie trzeba teraz wyjmować z kieszeni, a tylko przekazać w konkretne miejsce…

Wiem, że nie będzie łatwo. Ludziom się wiele rzeczy teraz zawaliło. Będzie im potrzebna pomoc państwa, bo fundacje same nie poradzą sobie z tym problemem. Mam nadzieję, że zajmą się tymi mądrzy ludzie, ekonomiści… Natomiast my będziemy nadal robić to, co dotychczas. Nie zostawimy żadnego z naszych niepełnosprawnych podopiecznych bez opieki. Damy radę. Trzeba walczyć głównie o to, żeby nie zabrać tym ludziom tego, co już udało się im dać.

Możemy chyba sporo zdziałać, zaczynając od drobnych gestów. Od rana do wieczora przebywamy w przestrzeni internetowej, dzieląc się z obserwatorami naszych kont memami, gorącymi newsami, śmiesznostkami. Moglibyśmy znacznie częściej udostępniać w sieci materiały, które sprowokują do pomocy, uwrażliwiają.

Każdy życzliwy gest jest na wagę złota. Wystarczy tylko rozglądnąć się dokoła. Blisko nas żyją ludzie samotni, biedni, bezradni. Może nie zawsze bywają „piękni” albo sympatyczni. Są najeżeni na rzeczywistość, która nie jest dla nich życzliwa. Każdy z nas na pewno znalazłby w swoim otoczeniu kogoś, komu może pomóc – na początku zainteresowaniem, życzliwym słowem, a potem… Potem już dokładnie wiadomo, jak pomóc mądrze i konkretnie.

Marzę o tym, żeby energię naszych Czytelniczek — różnych kobiet — bywa że zagniewanych, wykorzystywanych, zmęczonych, a nawet nierzadko znudzonych, skierować gdzieś, gdzie znajdzie ujście w działaniach nadających życiu pełniejszy wymiar.

No to budujcie ze mną ośrodek nad morzem! Wiecie, jak tam jest pięknie. Każdy człowiek w tym miejscu czuje, że szczęście jest też dla niego. Przepraszam. Czuję się trochę „przez przypadek” w magazynie, w którym zajmujecie się Państwo często tym zewnętrznym, ogólnie rozumianym pięknem, które przecież też jest ważne i daje radość (śmiech). To moje już przeminęło i teraz dbam o to nieprzemijalne, wewnętrze, które odkryłam dzięki moim podopiecznym. Wśród opowiadań Herberta, nad którymi pracujemy ze studentami, jest takie jedno „Poeta i żaba”. Poeta opiewa piękno idealnego świata… bezchmurne niebo, uroczy śpiew ptaków, cudowny zapach ziół i pisze: „świat jest piękny”. I nagle, spod kamienia, wyłazi żaba, brzydka, i patrzy na niego mądrymi oczyma. Wściekły poeta odwraca się z obrzydzeniem, bo brzydota żaby zepsuła mu idealny obraz pięknego świata. Zamyka oczy i marzy nadal o idealnym pięknie. Przez przypadek dotyka oślizgłej głowy żabiej i otwiera oczy. Widzi, że żaba płacze. I nagle czuje, że „teraz już ją można trochę kochać”. Świat staje się dla niego znowu piękny, ale jakoś inaczej. Potem szedł za tym poetą jakiś dziwny smutek. Po prostu dotknął innego piękna i zrozumiał coś ważnego.

Przez wiele lat żyłam wśród pięknych ludzi, aktorów, artystów i nagle, ponad dwie dekady temu, podczas przeglądu twórczości osób niepełnosprawnych intelektualnie, stało się ze mną coś niesamowitego. Moje życie nabrało głębszego sensu. Zobaczyłam piękno inne od tego, do którego jesteśmy przyzwyczajeni, do którego sama przywykłam. Moi podopieczni – niepełnosprawni intelektualnie – mają w sobie takie właśnie piękno.

Jesteśmy pismem lifestylowym i nie możemy nigdy zapominać, że to my sami kształtujemy swój lifestyle. Dziękuję za tę wyjątkową rozmowę w wyjątkowym czasie. Przekazuję wyrazy uwielbienia od całej naszej Redakcji, bo wyraźnie nie o to proszono (śmiech). A wszystkich, którym ta rozmowa zapadła w pamięć i przyniosła refleksję bądź ukojenie, zachęcam do przekazania 1% podatku podopiecznym Fundacji Anny Dymnej „Mimo Wszystko” (numer KRS: KRS 0000 174 486).

Wywiad: Kamila Recław

5/5 - (1 głosów)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *