Rzuciłam raj i wróciłam do korpo

Wszyscy z nas znają historie zaczynające się od zdania „Rzuciłam wszystko i wyjechałam w świat, a teraz się spełniam, prowadząc własny biznes”. Dużo z nas słucha takich historii z podziwem, odrobiną zazdrości i lekką refleksją, czy i my dalibyśmy sobie radę, rzucając się na nieznane wody. Jednak gdy słyszymy, że ktoś poszedł w odwrotnym kierunku – rzucił własny biznes i poszedł na etat – w naszych głowach odpala się lampka „nieudacznik”. Czy faktycznie zamknięcie swojego biznesu jest porażką? A może czasem warto przełamać ten nieuczciwy stereotyp i spojrzeć na etat jak na nową szansę do zawodowego spełnienia?

Ciemna strona raju

Ukuło się przekonanie, że pójście „na swoje” jest swoistą nobilitacją. Prowadzić własny biznes, mieć swoją firmę – to brzmi dumnie! Natomiast stwierdzenie „zamykam firmę” budzi już zgoła odmienne emocje i rysuje wyobrażenia w znacznie ciemniejszych barwach. Czy słusznie?

Ludzie otwierają działalność gospodarczą m.in. by móc realizować swoje pasje, w myśl zasady „jeżeli robisz to, co kochasz, to nigdy nie przepracujesz ani jednego dnia”. Gdyby prowadzenie własnej firmy wiązało się jedynie z wykonywaniem zajęcia, które się uwielbia, to faktycznie byłby to godny pozazdroszczenia raj. Jednak nie możemy zapominać, że własny biznes, to nie tylko ta jedna czynność czy usługa, ale jeszcze ogrom dodatkowych działań, które muszą zostać wykonane, by biznes się kręcił. Konieczne jest pozyskiwanie klientów, prowadzanie dokumentacji firmy, ogarnianie spraw księgowych, windykowanie należności, przyjmowaniem reklamacji. Przyglądając się bardziej z bliska prowadzeniu firmy, całość przestaje wyglądać już tak kolorowo. Część osób jest świadoma większości zadań, decydując się na otwarcie własnej działalności, natomiast część osób daje się ponieść romantycznemu uniesieniu „rzucę wszystko i spełnię się zawodowo”, po czym może nastąpić dość szybkie i bolesne lądowanie w rzeczywistości. Niemniej, skoro powiedziało się A, to trzeba powiedzieć też B. Dopiero wykonując poszczególne działania, uświadamiamy sobie, które z nich są dla nas bezproblemowe, a które – nie do przeskoczenia. Dla jednej osoby będzie to pozyskiwanie klientów, dla drugiej – porządkowanie spraw księgowych, dla trzeciej – jeszcze coś innego. Może to doprowadzić do sytuacji, gdy fascynacja pracą na swój rachunek z czasem opada, a w skrajnych przypadkach zawodowa codzienność staje się nie do zniesienia. Niektóre osoby dość szybko dochodzą do wniosku, że spróbowały, ale to nie jest dla nich i nie ma co się męczyć, niektóre natomiast kurczowo trzymają się podjętej decyzji, wychodząc z założenia, że porzucenie biznesu będzie ich spektakularną porażką.

Pułapka utopionych kosztów

Pułapka, w którą wpada większość z nas, polega na tym, że skoro zainwestowaliśmy swoje zasoby – czas, energię, zaangażowanie, pieniądze – w jakieś przedsięwzięcie, to jesteśmy w stanie trwać w nim nawet wówczas, gdy nie przynosi ono oczekiwanych rezultatów. Tak się dzieje z naszymi biznesami, w które wkładamy swoje serca. Żal nam poświęconego czasu, pozyskanych kontaktów, stworzonego know-how, wykonanych realizacji… W dużej mierze właśnie te elementy decydują o tym, że zamknięcie własnej firmy postrzegamy jako jedną z większych porażek. A przecież czas, który poświęciliśmy na budowanie swoich usług, to też czas, gdy pozyskaliśmy ogrom wiedzy i doświadczenia, których nikt nam nie odbierze, kontakty możemy wykorzystywać w przyszłości, zrealizowane projekty – w dalszym ciągu są naszą wizytówką.

Wachlarz kompetencji

Nie ma nic złego w tym, że nie jesteśmy skuteczni w pewnych działaniach związanych z prowadzeniem własnej działalności. Fakt bycia bardzo dobrą i kreatywną architektką nie musi się łączyć z kompetencjami sprzedażowymi, które są niezbędne do pozyskiwania klientów. Bycie ponadprzeciętnie uzdolnionym fryzjerem nie musi się łączyć z umiejętnościami przywódczymi, pozwalającymi na bezproblemowe budowanie zespołu i prowadzenie salonu fryzjerskiego. Nikt z nas nie jest alfą i omegą, nikt nie posiada w swoich zasobach wszystkich kompetencji, osiągnięcie mistrzostwa w jednej dziedzinie wymaga poświęcenia własnego rozwoju w innych. Ponadto o tym, jak sobie radzimy z różnymi zadaniami, decydują również uwarunkowania osobowościowe – introwertykowi ciężko będzie stać się skutecznym sprzedawcą, a poszukującemu przeżyć ekstrawertykowi – uporządkowanym księgowym. Zazwyczaj, gdy coś jest ponad nasze siły, staramy się tego pozbyć z naszej przestrzeni. Dlaczego więc w przypadku tak newralgicznego i zajmującego niemal 1/4 naszego życia elementu, który dodatkowo kształtuje resztę naszej doby, ma być inaczej? Czemu nie dajemy sobie szansy, by zmienić swoje życie zawodowe na lepsze, jeśli w obecnym w pełni się nie spełniamy? Kurczowo trzymamy się podjętej kiedyś decyzji, a ta – jak i inne nasze wybory – nie musi być ostateczna. Krótka rozmowa i wyjaśnienie bliskiemu i dalszemu otoczeniu swoich motywacji zmiany może nas uchronić przed niesprawiedliwymi ocenami, że „znowu w życiu jej nie wyszło” – wszak nie tak wygląda rzeczywistość.

Nieumiejętność dzielenia życia zawodowego z prywatnym

Kolejnym argumentem, który często jest podawany jako powód powrotu na etat, to nieumiejętność rozdzielenia życia zawodowego od prywatnego. Sporo osób, prowadząc swoją firmę – niezależnie od tego, czy działają w domu jako freelancerzy, czy w przestrzeni biurowej – nie potrafi wyjść głową z pracy i skupić się na innych elementach życia. Często też pracują po naście godzin dziennie, co siłą rzeczy odbija się na życiu prywatnym. Chcieliby uporządkować czasowo swoje działania, ale jak, skoro do zrobienia jeszcze jest przygotowanie prezentacji dla klienta, wystawienie faktur, złożenie zamówienia, przygotowanie listy firm, do których trzeba się odezwać z ofertą… Obiecują więc sobie, że jeszcze tydzień, jeszcze miesiąc i zaczną funkcjonować normalnie, ale ten czas prawie nigdy nie nadchodzi. Albo więc godzą się z faktem, że przez najbliższe lata będą pracować dniami i wieczorami, albo wybierają drugą opcję, czyli wszystkie swoje najmocniejsze kompetencje i pozyskane dotychczas doświadczenie przekazują nowemu pracodawcy.

Klucz do sukcesu

Odczarowując bajkę prowadzenia własnego biznesu, trzeba powiedzieć, że sukcesem nie jest prowadzenie własnego biznesu za wszelką cenę, lecz to, by odnaleźć swoją drogę. Poznanie swoich mocnych i słabych stron – to jest klucz do zawodowego spełnienia. Prowadzenie działalności bardzo pomaga w ich odkryciu, bo mamy do czynienia z pełnym spektrum funkcjonowania w biznesie. Jeśli więc po kilku miesiącach czy latach okaże się, że pójście na swoje nie jest naszą „ziemią obiecaną”, nie traktujmy tego jako porażki. Dużo zainwestowaliśmy, ale też dużo otrzymaliśmy – wiedzy o sobie i świecie biznesu, samoświadomości, zarobiliśmy pieniądze, wykonaliśmy wiele fajnych projektów, stawiliśmy czoła niejednej trudności, pozyskaliśmy nowe kontakty, wielu nowych rzeczy się nauczyliśmy, a jeszcze inne udoskonaliliśmy. Wszystkie te elementy powodują, że możemy być z siebie naprawdę dumne i z podniesioną głową oraz większą świadomością poszukać zajęcia, dzięki któremu wykorzystamy wszystkie nasze mocne strony, a działaniami, które nam nie leżą, nie będziemy się zajmować.

5/5 - (2 głosów)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *