Polska to teraz mój kraj

Wywiad: Agnieszka Wasztyl

Tłumaczka, konsultantka biznesowa, inżynier i miłośniczka wypraw 4×4. Tamar Gelashvili-Dąbrowska mieszka w Polsce już 25 lat. Wyznaje zasadę, że im trudniej, tym lepiej. Ambitna, twardo stąpająca po ziemi, z umysłem ciągle otwartym na nowe wyzwania. Pasjonatka sztuki i natury. Prywatnie szczęśliwa żona i matka dwójki dzieci.

Nosisz imię najsłynniejszej kobiety Gruzji. Królowa Tamar była niezwykle silną i wojowniczą kobietą. A jaka jest Tamar Gelashvili-Dąbrowska?

Królowa Tamar wysoko postawiła poprzeczkę swoim imienniczkom. Na czas jej panowania przypada szczyt złotego okresu w historii Gruzji. Ja lubię o sobie myśleć, że jestem odważna i silna, że sobie poradzę… Żeby mnie nakłonić do jakiegoś projektu, wystarczy zasugerować, że zadanie jest ekstremalnie trudne i mało kto sobie z nim poradzi. Owszem, potem zadaję sobie pytanie, jaki diabeł mnie podkusił… Ale po zakończeniu takiego projektu oczywiście rozpiera mnie duma i łatwo zapominam o składanej sobie obietnicy, że nigdy więcej (śmiech).

Pracujesz w Astri Polska – firmie z branży kosmicznej. Wydawać by się mogło, że to męska działka, a to Ty jesteś tam dyrektorem operacyjnym. Świetnie odnalazłaś się w męskim świecie. Jak tam trafiłaś?

Moje zainteresowania zawsze skupiały się wokół technologii i wytwarzania. Na Politechnice Warszawskiej ukończyłam Wydział Inżynierii Produkcji ze specjalizacją Technika Uzbrojenia. Pierwsze doświadczenia zawodowe zdobyłam w przemyśle motoryzacyjnym. Zajmowałam się także restrukturyzacją polskich firm produkcyjnych. Po kilku latach pracy konsultingowej związałam się z firmą lotniczą Airbus Military. Od 2 lat działam w Astri Polska – spółce należącej do Centrum Badań Kosmicznych PAN i Airbus Defence and Space.

Czym się dokładnie zajmujesz?

Wytwarzamy sprzęt elektroniczny i optoelektroniczny do testowania satelit – głównie na potrzeby misji Europejskiej Agencji Kosmicznej. Wykorzystujemy również dane satelitarne np. w celu obserwacji ziemi czy też kalibracji anten.

Pracowałaś także jako tłumaczka…

Tłumaczeniami zaczęłam się zajmować jeszcze na studiach. Byłam tłumaczką na konferencjach ówczesnej minister spraw zagranicznych, a dziś prezydent Gruzji – Salome Zurabiszwili. Tłumaczyłam także konferencję prezydentów Michaiła Saakaszwilego i Lecha Kaczyńskiego. Przełożyłam na język gruziński kilka filmów, w tym m.in. „Czarny Czwartek” Antoniego Krauze.

Prowadzisz też portal ViaKaukaz.pl. Skąd pomysł na taką działalność?

Portal założyłam w 2013 roku. Często byłam proszona o pomoc w organizowaniu samodzielnych wypadów do Gruzji i pomyślałam, że fajnie by było zebrać wszystkie informacje w jednym miejscu. Dziś portal jest już na tyle znany, że nie wymaga mojego dużego zaangażowania. Służy pomocą tym, którzy planują podróż do mojego kraju.

Urodziłaś się u zboczy Wielkiego Kaukazu. Jak odnalazłaś się w Polsce, która musiała Ci się wydawać kompletnie płaska w porównaniu do Gruzji?

Nizina Mazowiecka całkowicie mnie zafascynowała. Uwielbiam zwłaszcza te wschody i zachody słońca, gdy wzrokiem można objąć nieprawdopodobnie rozległe terytorium i zachwycić się pięknem tego świata. Wiem, to takie przewrotne. Często słyszę: „Tamar, jak można się zachwycać płaskim terenem, przecież to góry są piękne”. A ja odpowiadam, że najbardziej ludzką cechą jest niedocenianie tego, co już się ma i szukanie wartości w tym, co nowe i nieznane.

Masz wiele talentów i wiele pasji. Podobno należą do nich też gruzińskie tańce narodowe, poezja i sztuka. W Gruzji aktywnie zajmowałaś się kulturą?

Zainteresowania sztuką odziedziczyłam po matce – sama jest historykiem sztuki, a w domowej bibliotece mieliśmy dużo książek i albumów o malarstwie. Mama zapisywała mnie na zajęcia do szkoły teatralnej, muzycznej i tanecznej. W wieku 7 lat wygrałam konkurs recytatorski i wystąpiłam na największej scenie w Gruzji przed publicznością 4 tys. ludzi. Inną moją wielką pasją są rajdy terenowe 4 x 4.

Wspierasz Gruzję poza granicami, pokazujesz Polakom piękno tego kraju. Obserwujesz w ostatnich latach wzrost zainteresowania wyjazdami do Gruzji?

Tak, zdecydowanie. Polacy pokochali Gruzję i masowo przyjeżdżają.

Co łączy naszych rodaków i Gruzinów? Często można spotkać się ze stwierdzeniem, że Gruzini bardzo lubią Polaków. Czy tak faktycznie jest? I jeśli tak, to z czego to wynika?

Jak to mówi porzekadło „swój swego pozna”. Myślę, że Polacy i Gruzini mają podobną, rogatą duszę.

Co różni, a co łączy polskie i gruzińskie kobiety?

Na całym świecie kobiety różnią się na te, które mogą podejmować samodzielne decyzje, i te, które ze względu na niski status materialny są niejako zakładnikiem sytuacji. Trzydziestolatki w Gruzji i w Polsce nie różnią się praktycznie niczym. Są silne, odważne i dla nich oczywiste jest to, że dzielą opiekę nad dziećmi z partnerem. W Gruzji zmieniło się także podejście do rozwodów, samotnego macierzyństwa czy też „staropanieństwa”. Dziś nikogo już nic nie szokuje i kobieta może żyć na własnych zasadach, zwłaszcza w dużych miastach. Nie jest to szczególnie trudne w przypadku Gruzji, gdzie jedna trzecia ludności mieszka w stolicy.

A jak jest z podejściem do macierzyństwa?

Kobiety w Gruzji coraz śmielej się decydują na dzieci, bo wiedzą, że można liczyć na pomoc starszego pokolenia w wychowywaniu dzieci. To bardzo wygodne, ponieważ Gruzinki około trzydziestki mają już podrośnięte dzieci i jednocześnie ustabilizowaną sytuację zawodową. Polki w tym wieku robią przerwę w pracy zawodowej. Ja pierwsze dziecko urodziłam w wieku 27 lat, drugie – mając 32 lata.

Przyjazd do Polski był przypadkiem czy przemyślaną decyzją?

To była decyzja moich rodziców. W 1994 roku Gruzja przeżywała głęboki kryzys po burzliwych latach wojny domowej. Plan był taki, żeby wyjechać na 3 lata, ale z 3 zrobiło się 6. W 2000 roku rodzice wrócili do Gruzji wraz z moją młodszą siostrą. Ja zostałam, by studiować w Warszawie.

Masz polskiego męża. Jak się poznaliście?

Byłam wiceprzewodniczącą ds. krajowych Niezależnego Zrzeszenia Studentów Politechniki Warszawskiej, Krzyś działał w tej samej organizacji studenckiej z ramienia Uniwersytetu Warszawskiego. Poznaliśmy się w grudniu 2001 roku w drodze do Dąbek na Krajowy Zjazd Delegatów. Chyba zakochałam się od pierwszego wejrzenia, ale nie przyznałabym się do tego przed samą sobą (śmiech).

Jak długo byliście ze sobą, zanim podjęliście decyzję o ślubie?

Decyzję podjęliśmy spontanicznie, po czterech tygodniach.

Ślub odbył się w Gruzji czy w Polsce?

Ślub kościelny wzięliśmy w Tbilisi, a cywilny ponad rok później w Lublinie.

fot. Paweł Rosłoń

Jak zareagowała rodzina, gdy dowiedziała się, że wychodzisz za mąż za Polaka i że zostajesz w Polsce?

Tylko babcia Aniko zalała się łzami. Jej największym marzeniem było trzymać blisko wszystkich z rodziny i to za wszelką cenę. Dla reszty było oczywiste, że większe znaczenie ma, z kim się żyje, niż w jakim kraju.

Z czym przed wyjazdem kojarzyła Ci się Polska?

Miałam wtedy 13 lat. Polska kojarzyła mi się z mitycznym „Zachodem”, choć w 1994 roku okazała się daleka od mojego naiwnego wyobrażenia. Jednak nie było na co narzekać – czuliśmy się bezpiecznie, mieliśmy potrzebne do życia minimum i nadzieję na lepsze jutro.

Myślałaś kiedykolwiek o powrocie do Gruzji czy jednak Polska to Twoje miejsce na ziemi?

Tu zapuściłam korzenie. Nie myślę o powrocie.

Co było najtrudniejsze po przyjeździe do Polski?

Nie jestem w stanie wskazać jednej rzeczy. Ogólnie bycie nastolatką jest trudne, a bycie nastolatką wyrwaną z korzeniami – jeszcze trudniejsze. Nie żałuję jednak żadnej chwili, żadnej trudności. Wszystkim musiałam też ciągle tłumaczyć, że mam na imię Tamar, a nie Tamara.

A jak przyjęli Cię Polacy? Spotkałaś się z ciepłym odbiorem czy nieufnością?

Mam szczęście do ludzi. Spotkałam się z ciepłem, troską i przyjaznym nastawieniem.

Udało Ci się znaleźć miłość, a czy nawiązałaś tu w Polsce prawdziwe przyjaźnie?

Tak, oczywiście. Mam swoją paczkę.

Teraz dzięki tanim lotom łatwiej jest się dostać do Gruzji. Często odwiedzasz rodzinne strony?

Bywam w Gruzji raz w roku.

Ale na pewno tęsknisz za krajem. Za czym najbardziej?

Tęsknię za swoim dzieciństwem, za smakiem niedojrzałych, kwaśnych, posypywanych solą jabłek z sadu babci, leniwym czytaniem książek na werandzie i kojącym szumem rzeki Iori. Tęsknię za bieganiem po muzeum w Rustawi, za rozmowami z ciocią Nino, oglądaniem obrazów cioci Makwali i za Sylwestrem 1988 roku, który spędziłyśmy z ukochaną ciocią Keti.

Jesteś w Polsce szczęśliwa?

Przypomina mi się napis na kamieniu grobowym Ewy z „Pamiętników Adama i Ewy” Marka Twaina – „Gdziekolwiek była ona, tam był raj”. W Polsce zostałam dla Niego, tu stworzyliśmy rodzinę i postanowiliśmy wychować dzieci. Tu zapuściłam korzenie. Teraz tu jest „mój kraj”. Czuję się za niego odpowiedzialna.

Oceń ten artykuł

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *