Paulina Przybysz – Siła sióstr

Otwarta. Na wszystkie dźwięki i wyjątkowych ludzi. Twórcza, choć jak sama mówi, w jej linii życia biznes nie jest pisany. Ambitna i konsekwentna, z podniesionym czołem murem stanęła za siostrą. Przekonana, że dopóki człowiek jest wolny, ma prawo wybierać. Zakochana w życiu, w którym normalność bywa egzotyką. O tym, jak dziwny jest ten świat, opowiada Paulina Przybysz – matka, żona, wokalistka i autorka tekstów, która od lat z powodzeniem śmiało kroczy po muzycznej scenie.

Co usłyszymy na nowej płycie?

Czas powstawania płyty pozwolił na skorzystanie z wielu inspiracji. Praca zajęła mi prawie 3 lata, dlatego to, co znajduje się na krążku, jest pewnie mocno związane z tym, czego słuchałam. Na pewno dużo hip-hopu. Udało mi się połączyć stare i nowe brzmienia równocześnie z wrażliwą harmonicznie elektroniką. Myślę, że robię taką muzykę, jakiej chcę w danym momencie słuchać. Powstała więc głęboka muzycznie mieszanka różnych rzeczy, którą stosuję jak lekarstwo. Gdy coś mi jest potrzebne, po prostu odpalam dany gatunek i on mi robi.

Brzmi ambitnie. To się sprzeda w erze disco polo?

Nie mam pojęcia. To, co króluje na półkach, nie jest odpowiedzią na to, czym zajęte są nasze głowy i uszy. W moim świecie nie stykam się z disco polo. Nie mam telewizora, nie jeżdżę na biesiady, a przerzucam się z klubu do klubu, gdzie przychodzą fajni, zorientowani w muzyce ludzie. Bardzo szybko można z nimi podłapać kontakt, rozmawiając o rzeczach, które wspólnie się lubi. Zdaję sobie sprawę, że to nisza, ale jeśli chce się być szczerym w artystycznym działaniu, nie powinno się patrzeć na to, co panuje. Panuje Trump (śmiech).

Poważnie wolna od telewizji?

Poważnie. Mam rzutnik, netflixa i playstation. Zdarza się, że podłączę starą antenę, gdy transmitują na przykład rozdanie Fryderyków, na którym nie mogę być.

Da się żyć z muzyki?

Da się. Pewnie dziwnie to zabrzmi, szczególnie że rodzime realia do najłatwiejszych nie należą. Linie życia mamy poukładane bardzo różnie. W moim przypadku szybko zaczęłam pracować i zarabiać na muzyce. Jest jedyną rzeczą, którą robiłam w życiu i mi za to płacono. Ubolewam czasem – moi znajomi, pomimo ogromnego talentu i pomysłu, muszą robić coś zupełnie innego, bo to jest trudne. Ale też patrząc filozoficznie, każdy z nas ma jakąś misję do zrealizowania.

Własne studio nagrań to jednak poważny biznes.

Faktycznie, przez parę lat sama wydawałam swoje płyty. Wspólnie z narzeczonym mamy na koncie trochę muzyki znajomych artystów, ale ostatnio spojrzałam na swoje życie pod kątem tego, co obecnie wypełnia moje dni, a co chcę, żeby wypełniało… i mam dwa duże tematy. Jednym jest rodzina, dzieciaki, mój chłopak, a drugim – muzyka. W temacie muzyki potrzebuję przestrzeni i czasu na tworzenie i trzymanie głosu oraz głowy w formie. Niestety sprawy logistyczne, promocyjne i tabelkowe dotychczas to zjadały. Teraz, będąc w Kayaxie, cieszę się, że mam możliwość skupienia się wyłącznie na tym, co umiem i lubię robić najbardziej. Reszta rzeczy jest „zaopiekowana” przez profesjonalne ręce.

To duży komfort dla artysty?

Bardzo duży. Mam doskonałą managerkę, wszystko jest fantastycznie dograne.

Wiolonczela zamiast popularnego fortepianu z wyboru?

Egzaminy do szkoły muzycznej to jednocześnie sugestia ze strony nauczycieli. Oglądają aparat ręki, ułożenie ciała i słuch. Ja zostałam do wiolonczeli przypisana, instrumenty smyczkowe wymagają mocnego skupienia na intonacji, co bardzo rozwija. Teraz mnie to cieszy. Córka mojej siostry i moja grają na wiolonczelach w szkole, którą obie kończyłyśmy. Mam więc wrażenie, że ten instrument jest przylepiony na pokolenia do naszej rodziny.

Utalentowane jak obie mamy?

Ciężko stwierdzić co będzie ich głównym talentem. Myślę, że dzieci, które mają dostęp do rozwoju, mają dużo możliwości.

Dałyście im wybór?

Z moją Matyldą zaczęło się na etapie pracy z Ritą Pax. W zespole grałam z kolegami ze szkoły, którzy również są wiolonczelistami. Moja córka obserwując, jak pracujemy, stwierdziła, że też tak chce na wiolonczelę. „Jak Piotrek, Paweł i Ty, mamo”. Zdawała, dostała się i myślę, że jest w tej szkole szczęśliwa.

Gdzie wspólny mianownik dla roli mamy i artystki?

Ciężko w ogóle pogodzić rolę mamy z czymkolwiek. To nie jest łatwe i każda z nas ma takie dni, że wesoło stwierdzi, jakie to naturalne, bo wszystko się samo dzieje. Z drugiej strony bywają przecież chwile, że na takie pytanie mam ochotę natychmiast wyjść. Myślę jednak, że matki muszą pozostać autentyczne i wierne pasji, bo to może inspirować dzieciaka do wybrania w życiu czegoś, co daje radość. Może nie jestem non-stop z gotową zupą w kuchni, chociaż często jestem, ale wiem, że moje dzieci mogą kiedyś powiedzieć: moja mama była piosenkarką i kochała swoją pracę.

Macierzyństwo wymagało poświęcenia?

Nigdy nie podejmowałam decyzji, że muszę z czegokolwiek, co lubię, zrezygnować, ponieważ urodziłam dziecko. Pewne przestoje są naturalną konsekwencją otaczających nas możliwości. Jednak okazuje się, że wolny zawód bywa chwilami ciężki. Jest poczucie, że wszystko się skończyło, pracy nie będzie, tylko te dzieci. Z drugiej strony to ogromna przestrzeń, która pozwala nacieszyć się macierzyństwem. Czuję, że wydając płytę, gdy córki mają po 6 i 9 lat, mogę się rozluźnić. Wiele dzieje się samo. Dziewczynki są w szkołach, mają swój rytm, swoje pasje, przyjaciół i jest to zupełnie inna jazda niż próba komponowania z dzieckiem wiszącym u piersi. Teraz oddycham, mimo że problemów natury rozwojowej, psychologicznej i logistycznej jest całkiem sporo. Dzieci zajmują mój świat i są to poważne tematy. Rozwijające.

Życie z kalendarzem i zegarkiem?

Bez kalendarza życie by się rozpadło. Narzeczony również jeździ w trasy, więc „update” zobowiązań zawodowych to norma. Kto, gdzie, kiedy gra i co się dzieje z dziećmi. Nie wyobrażamy sobie, aby praca zwalniała nas z normalności. Mamy zwykły dom, bez sztabu opiekunek i pań od zadań specjalnych. Wykonywany zawód nie zwalnia z obowiązków, które są przypisane. Pomagają nam jednak babcie, koleżanki czy sąsiad.

Niedzielny obiad bez mięsa?

Tak. Nie jem mięsa, moje córki również.

Była presja, że dzieci powinny jeść mięso?

Jestem odporna na takie naciski. Już jako dziecko świadomie zdecydowałam się zostać wegetarianką. Tak zostałam wychowana, dlatego brak mięsa nigdy nie był dla mnie przykrym zaskoczeniem. Patrząc na panujące standardy, gdzie się nie odwrócisz, tam nowa teoria, w jaki sposób powinno się wychowywać dzieci… Szczepić, nie szczepić, chrzcić, a może nie? Jestem zdania, że póki traktujemy siebie jako wolnych ludzi, to powinniśmy podejmować takie decyzje intuicyjnie. Wtedy jest najlepiej, wybierając tak, jak byśmy wybrali w zgodzie ze sobą. To nasze dzieci i wprowadzamy je w życie według naszych wartości.

Feministka?

Nie wiem. Myślę, że jestem kobietą, która lubi inne kobiety i innych mężczyzn. Jestem człowiekiem, który nie ma problemu z akceptacją drugiej płci.

Bez krzyku o równouprawnienie?

Od lat funkcjonuję w specyficznym środowisku, w którym zdarzają się dziwne sytuacje. W moim zespole jest fantastyczna perkusistka. Wkurza mnie, gdy słyszę, że gra dobrze jak na dziewczynę. Jak to „jak na dziewczynę”? Ona po prostu dobrze gra. Termin feminizmu sam w sobie sprawia mi trudność. Dla mnie jest naturalny. Jeżeli rozdzielamy ludzi na feministów i nie feministów, to nie mam pojęcia, jaki jest stosunek do życia tych drugich; że kobieta jest istotą niższą, głupszą, niezasługującą na równe traktowanie? Nie wiem. Pewnie to ze mnie czyni feministkę, że nie pojmuję postrzegania ludzi nierówno.

Rozgrzałyście internet. Było o aborcji. Było ciężko?

To był temat mojej siostry nie mój, ale tak, było ciężko. Ważny moment, dużo nauki.

Jaka to lekcja?

Integralności. Człowiek czuje się goły, oceniony i z*****y w pewnym momencie, a z drugiej strony musi pozostać sobą i ufać sobie… i to jest chyba najbardziej hardcorowa szkoła.

Nie oceniają wyłącznie za muzykę?

Mam wrażenie, że ci, którzy przychodzą na moje koncerty, przychodzą dla muzyki, a publicystyka płynie sobie dalej albo może zatacza kręgi.

Co w najbliższym czasie?

W dalszym ciągu koncerty. Od nowego roku dużo się wydarzyło. Od stycznia jesteśmy w trasie promującej moje „Chodź Tu”, w lutym wraz z siostrą dołączyłyśmy do składu Krzysia Zalewskiego, który grał projekt Niemena. Cały czas śpiewam.

Siła sióstr nadal jest?

Jest. Siła i potęga miłości nieprzerwanie od najmłodszych lat. Były jakieś kłótnie, ale zawsze przeważała tęsknota do siebie.

Oceń ten artykuł

Polecane:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *