Mogła wciąż pracować w wałbrzyskiej poradni zdrowia psychicznego, gdyby geny rodziców – humanistów i pasja pisania nie wzięły góry. Był początek lat 90., kiedy zdecydowała, że zostanie pisarką na pełen etat. Dzisiaj trudno wyobrazić sobie polską scenę literacką bez Olgi Tokarczuk.
Autorka między wersami
Aby zbudować portret tej pisarki, trzeba ją wyczytać między zdaniami powieści, dostrzec w cieniu bohaterów, usłyszeć w strzępkach informacji rzuconych w wywiadach czy podczas spotkań autorskich. Sama o sobie mówi niewiele i raczej niechętnie. Spotkania z czytelnikami ją krępują (choć nie daje tego po sobie poznać). Od nich woli swoje domowe zacisze, gdzie może się zaszyć i oddać pisaniu.
Zaczyna się zwykle od pomysłu, który kiełkuje i nabiera kształtu, aż dojrzeje na tyle, że można zasiadać do komputera. – Wtedy zaczyna się męka. W tym czasie staję się egoistyczna, samolubna, roztargniona – wyznaje Tokarczuk w rozmowie z magazynem Styl.pl.
Między pisaniem a psychoterapią
Pierwsze literackie kroki stawiała w liryce. Jako nastolatka pisywała wiersze, a w wieku 27 lat wydała tomik poetycki „Miasto w lustrach”. Do poezji już nigdy nie wróciła, choć w jej prozie przesyconej wysmakowanymi metaforami daje się odczuć poetycką lekkość.
Pisanie traktowała początkowo jako hobby, zrodzone, w sposób naturalny, z zamiłowania do książek, które, jak na córkę polonistki i pracownika szkolnej biblioteki przystało, towarzyszyły jej od samych narodzin. Pisała raczej do szuflady, jedynie od czasu do czasu publikując w jakimś czasopiśmie swój skromny utwór.
Jej pasja zeszła na dalszy plan, gdy po studiach rozpoczęła pracę jako psychoterapeutka w Wałbrzychu, gdzie przeniosła się wraz z mężem i kilkuletnim synkiem. W pełni poświęciła się swoim pacjentom, angażowała się też w tworzenie sieci samopomocowej dla osób uzależnionych od alkoholu. Po kilku latach tak intensywnego życia zawodowego pasja wygasła i nadeszło wypalenie. Potrzebowała zmiany i nabrania dystansu. Wyjazd do Londynu, do pracy w niewielkiej fabryce anten do jachtów, okazał się strzałem w dziesiątkę. Popołudniami wyruszała do miasta, aby zachłysnąć się odmienną kulturą i możliwościami, jakich nie dawała jej polska rzeczywistość końca lat 80. Spędzała mnóstwo czasu w londyńskich księgarniach, pełnych fascynujących książek, niedostępnych w kraju. Być może właśnie to doświadczenie na nowo obudziło w niej chęć pisania. W Londynie powstało bowiem jej pierwsze opowiadanie „Numery”, wydane dopiero w 1997 r. w niewielkim zbiorze opowiadań „Szafa”.
Droga do kariery
Pobyt w Londynie okazał się dla Olgi Tokarczuk wydarzeniem przełomowym, które zadecydowało o jej przyszłej literackiej karierze. Po powrocie do Polski nie podjęła już pracy w poradni psychoterapeutycznej. Na dobre poświęciła się pisaniu, nie zapominając jednak o zamiłowaniu do psychologii, które stało się dla niej niewyczerpanym źródłem inspiracji. W tamtym okresie szczególnie fascynowały ją dokonania wybitnego, szwajcarskiego psychoanalityka Carla Gustawa Junga. Marzyły jej się nawet studia w Zurychu, gdzie jungowska szkoła psychoanalityczna powstała i najsilniej się rozwijała. Jednak w Polsce początku lat 80. o wyjazd nie było łatwo. Plany spełzły na niczym, a Tokarczuk ostatecznie ukończyła psychologię na Uniwersytecie Warszawskim. Dobrze się stało, można powiedzieć, bo czy w przeciwnym razie powstałaby „Podróż ludzi księgi”, jej debiutancka powieść, a po niej kolejne, coraz dojrzalsze i bardziej wybitne? Dzisiaj wydaje się, że Tokarczuk, czyniąc z pisania nie tylko pasję, ale i pełnoetatowe zajęcie, nie mogła podjąć lepszej decyzji. Jest jedną z najbardziej utytułowanych polskich pisarek na świecie, dwukrotną laureatką Nike, zdobywczynią Paszportu Polityki i międzynarodowej nagrody Vilenica, a 22 maja jej powieść „Bieguni” powalczy o prestiżową The Man Booker International Prize, choć już samo znalezienie się w gronie sześciu finalistów można uznać za ogromny sukces.
Najnowsza twórczość
Wydaje się, że dla Olgi Tokarczuk to wyjątkowo dobry i twórczy czas. Poszukuje nowych środków wyrazu, eksploruje niedotknięte dotąd przez nią rejony sztuki, szuka inspiracji. Pod koniec zeszłego roku wydała ilustrowaną rysunkami Joanny Concejo bajkę dla dzieci i dorosłych pt. „Zgubiona dusza”, o poszukiwaniu i odnajdywaniu siebie w rozpędzonej i hałaśliwej rzeczywistości. 18 kwietnia do księgarń trafiła jej najnowsza książka „Opowiadania bizarne”, w której sięgnęła po elementy fantastyki, grozy i czarnego humoru. Napisała też libretto do opery inspirowanej jej powieścią „Anna In w grobowcach świata”. To współczesna wersja sumeryjskiego mitu o Inannie, opowiadająca losy tytułowej bohaterki, która zeszła do krainy zmarłych. Opera swoją premierę będzie miała we wrześniu tego roku, podczas festiwalu Sacrum Profanum.
To nie pierwszy raz, kiedy dzieło Tokarczuk znajduje przełożenie na język innej dziedziny sztuki. Dwa lata temu Ewelina Marciniak wystawiła w Teatrze Powszechnym w Warszawie „Księgi Jakubowe”, a rok temu na ekrany kin wszedł „Pokot” w reżyserii Agnieszki Holland. Film, według scenariusza Olgi Tokarczuk jest oparty na powieści „Prowadź swój pług przez kości umarłych”, której oś fabularną stanowi walka emerytki Janiny Duszejko z myśliwymi. Dla pisarki było to zupełnie nowe doświadczenie. – Pierwszy raz pisałam scenariusz pełnometrażowego filmu fabularnego opartego na mojej własnej książce. Nie było to łatwe, gdyż w tym przypadku trzeba zupełnie inaczej myśleć. Przede wszystkim odpada spora ilość narzędzi literackich. Myśli się obrazowo, konstruuje dialogi i tworzy relacje między bohaterami. Nie można się wesprzeć opisem, aluzją, metaforą – przyznaje w rozmowie z Gazetą Prawną. „Pokot” dał powieści Tokarczuk, po ośmiu latach od daty jej wydania, nowe życie, udowodnił, że wciąż jest aktualna, może nawet bardziej niż w 2009 r. Premiera filmu zbiegła się bowiem ze zmianami w prawie łowieckim, nadającymi myśliwym coraz większe przywileje.
Zwierzęcy bohaterowie
Wrażliwość Tokarczuk na los zwierząt ujawnia się w niemal każdej jej powieści – istoty nie-ludzkie są w nich pełnoprawnymi bohaterami, nie raz stawianymi na pierwszym planie i zyskującymi należną im podmiotowość. To odzwierciedla życiową postawę Olgi Tokarczuk. Mówiąc w dużym skrócie i uproszczeniu, jest wegetarianką, a swoją suczkę Ninę traktuje jak członka rodziny. To sytuacja, jakiej pisarka życzyłaby wszystkim zwierzętom, nie tylko domowym, choć jednocześnie zdaje sobie sprawę, jak daleko do jej osiągnięcia. Na wsiach wciąż psy trzymane są na łańcuchach, z mediów niemal codziennie napływają informacje o znęcaniu się nad zwierzętami, a sklepowe półki wypełniają produkty mięsne.
Tokarczuk o kobietach
Tokarczuk oddaje w swojej twórczości głos istotom społecznie marginalizowanym, tym, które nieustannie muszą upominać się o swoje prawa, nie tylko zwierzętom, ale przede wszystkim kobietom. Jej bohaterki to najczęściej postaci niezależne, o silnej osobowości, wyłamujące się z patriarchalnego systemu. – Interesuje mnie stworzenie kobiecej postaci myślącej, która zadaje pytania, działa w ważnych sprawach, ma tak silnie zarysowaną potrzebę wolności i niezależności, jak znane z literatury postaci męskie – przyznała Tokarczuk w rozmowie ze Styl.pl. Ten opis bardzo przypomina ją samą. Ma stanowcze poglądy i bez obaw wyraża je publicznie. Najdobitniejszym tego przykładem jest wypowiedź z 2015 r., w której Tokarczuk przyznała, że Polacy mordowali Żydów. Jej słowa wywołały kontrowersje, a na nią samą spłynęła fala krytyki. W internecie pojawiły się obraźliwe komentarze na jej temat, grożono jej nawet śmiercią. W wydanym kilka dni po wywiadzie oświadczeniu pisarka wyznała z rozgoryczeniem: „W życiu nie doświadczyłam tyle zmasowanej nienawiści, co w ciągu ostatnich trzech dni”. Hejterom nie udało się jednak jej zastraszyć.
Poczucie wolności Olgi Tokarczuk wyraża się już w samym jej wyglądzie zewnętrznym – nosi dredy, kolorowe suknie i chusty. Stroni od ograniczeń, jakie narzuca na kobiety moda czy współczesny wymóg pozostawania wiecznie piękną i młodą. Od wczesnej młodości sprzeciwiała się konserwatywnemu spojrzeniu na kobiecą rolę w społeczeństwie. Kiedy na świecie pojawił się jej syn, bardzo szybko wróciła do pracy, rozwijała swoje pasje, dążyła do samorealizacji. Miała to szczęście, że mogła liczyć na pomoc swoich bliskich i męża.
Dzisiaj ma 56 lat, choć wewnętrznie wciąż czuje się nastolatką. Docenia jednak przywileje, jakie płyną z jej wieku, to, że nie wymaga się już od niej tego, czego współcześnie oczekuje się od młodych ludzi – robienia kariery, znalezienia dobrej pracy czy budowania rodziny.