Mniej więcej połowa par, które przychodzą do mojego gabinetu to osoby, które deklarują, że mają problem z porozumiewaniem się i opisują go jako ciągłe kłótnie, sprzeczki, burzliwe konflikty. Jednak kiedy rozmawiamy o tym dłużej, okazuje się, że ci ludzie właściwie nie mają problemu z porozumiewaniem się. „Jak to? Krzyczą na siebie i to nie są problemy z porozumiewaniem się?!” Odpowiadam – niezupełnie. O co zatem chodzi?
Zacznijmy od tego, że „techniczna” strona tego zagadnienia to jedno. W modelu NVC (Nonviolent Communication – Porozumienie Bez Przemocy) wyróżnia się dwa style komunikacji. Jeden z nich to język żyrafy. Żyrafa ma duże serce, komunikuje się zatem z serca – mówi o tym, co czuje i czego potrzebuje, potrafi współczuć, jest dobra dla siebie i życzliwa dla innych. Drugi z nich, to język szakala. Szakal, jak to szakal – jest zamknięty na innych, myśli tylko o tym, by kąsać krytyką, oceną, a do tego jest też surowy i niesprawiedliwy nie tylko wobec innych, ale i siebie, nie tylko nie słucha innych, nie wsłuchuje się nawet w siebie samego, a jego broń to obwinianie siebie i innych. Skonfliktowane pary często upadają już na tym etapie – ich komunikacja jest typu szakala, a zatem nic dziwnego, że trudno im dojrzeć siebie nawzajem i że równie trudno dostrzec swoje prawdziwe odczucia i potrzeby. Przez szakala trzeba się naprawdę przedrzeć, aby dowiedzieć się, co tak naprawdę się kryje w człowieku i o co mu chodzi.
Pomińmy jednak na razie style komunikacji. Bowiem, jeśli para zgłasza trudności w porozumiewaniu się, to nie sposób zauważyć, że nawet w głośnych kłótniach mówią sobie mnóstwo ważnych rzeczy. Szakal mówi „jak zwykle nie pozwalasz mi wyjść wieczorem, to, że ty jesteś nudziarzem nie znaczy, że ja mam kwitnąć w domu, chcę wyjść z przyjaciółmi na imprezę i nie będziesz mnie ograniczał!”. Żyrafa powiedziałaby to samo w inny sposób – „cenię sobie swoją niezależność i przykro mi, kiedy źle mówisz o moich znajomych, chcę więcej swobody i radości w moim życiu, a imprezy mi to zapewniają, pogadajmy o tym, jak to zrobić abyś nie czuł się tym urażony”. Niebo a ziemia, prawda? Warto jednak dojść do sedna sprawy – partnerzy często definiują dobre porozumienie jako stan, w którym druga osoba zgadza się na to, czego chce ta pierwsza. Do czego się to sprowadza? Odpowiedź na pytanie „po czym Pani pozna, że mąż Panią rozumie”, brzmi: „po tym, że pozwoli mi wyjść na imprezę i będzie się z tego cieszył”. Oto złapaliśmy sedno sprawy. Partner/ka może nas rozumieć, ale to nie znaczy, że musi się z nami zgadzać i przystawać na to, czego oczekujemy. Oczywiście, poczucie ograniczenia i braku zaufania nie jest niczym przyjemnym, a z relacji warto wychodzić naprzeciw wzajemnym oczekiwaniom, ale nie mylmy porozumiewania się ze zrozumieniem, z posłuszeństwem. To podstawowy błąd par, które przychodzą na terapię „by przestać się kłócić”. Kiedy mają taką postawę, że chodzi o to by on/ona zaczął/ęła robić to, co chcę, to z pewnością nie przestaną się kłócić.
Skonfliktowane pary zazwyczaj zachęcam, by zaczęły mówić do siebie jak żyrafy, wówczas łatwiej jest zrozumieć sedno przekazu, bo nie trzeba obierać go z krytyki, oskarżeń, złośliwości i niedomówień. To jednak zaledwie punkt wyjścia do tego, by dojrzeć, że związek to połączenie dwóch zupełnie odrębnych jednostek, z których każda ma swoje indywidualne potrzeby. Dobra relacja polega zatem na znalezieniu miejsca na potrzeby indywidualne każdego partnera, a także na odkrywaniu wspólnego pola, na którym ich wspólne potrzeby mogą się razem realizować. Być może on nie zgadza się na jej wyjścia z koleżankami, bo potrzebuje poczuć się pewniej i bezpieczniej w związku, być może nudzi się sam ze sobą i warto, aby zadbał o swój samodzielny czas, a może brakuje mu bliskości, czego ona, niestety, nie dostrzega… Trudno się tego dowiedzieć tak długo, jak długo zajmujemy się tylko sposobem komunikacji, czyli kłótnią. A zatem nie przestawajcie rozmawiać, zacznijcie za to w swoich burzliwych rozmowach naprawdę słyszeć siebie nawzajem. I bądźcie jak żyrafy.
T: Magdalena Łabędź