Wydają się być jak ogień i woda. Artystka i studentka psychologii malują dzień promiennym uśmiechem, który natychmiast kruszy serca. Delikatne i ciepłe, a jednak charyzmatyczne, każda na swój sposób. Justyna i Sonia Trapkowskie, obdarzone wyjątkową urodą i przekonaniem, że wrażliwość ma się w duszy. Zaklinają ją w migawce aparatu, ciastach i tkaninie, tworząc dwa światy i jeden oddech.
W czym jesteście identyczne?
Justyna: Obie lubimy porządek, chociaż Sonia potrafi przetrwać w bałaganie. Jednak po chwili jej pokój wygląda jak z gazety. Wszystko idealnie poukładane, mam wrażenie, że nawet kolorystycznie (śmiech). Jak w hotelu – lśniące blaty, bez krztyny kurzu.
Sonia uważa się za porządnicką?
Justyna: Tak i podkreśla, że nikt nie ma tak czysto, jak my. Każe mi „iść do ludzi” i przekonać się o ogromie pedanterii. Normalnie zarzut (śmiech)!
Sonia: Nasz bałagan wymyka się z definicji. Obie lubimy idealny błysk. Chociaż mieszkając sama, odrobinę odpuściłam i widzę, że mamę to wkurza!
Pedantki z pokolenia na pokolenie?
Justyna: Raczej perfekcjonistki. Uporządkowany wizualnie świat daje poczucie spokoju. Porządek pozwala na harmonię. Siadając do projektowania, muszę mieć wszystko „ogarnięte”, jakby na przekór temu, że chaos inspiruje. Sonia jest identyczna. Jej zeszyty są popisem kaligrafii, nie pamiętam, aby wymknęła się jej nierówna literka. Koronkowa robota.
Sonia: Mama tak. Gdy nie widzę brudu, mama dodatkowym zmysłem natychmiast go dostrzega.
Podobne w zainteresowaniach?
Justyna: Razem chodzimy do kina, Sonia szybko daje się przekonać do moich propozycji. Podobnie jest z muzyką, chociaż teraz wzajemnie odkrywamy pokoleniowe nowości.
Gen artystyczny u obu?
Justyna: Długi czas myślałam, że Sonia go nie ma. Jako dziecko rysowała ładnie, ale nie była ponad przeciętna. Od kilku lat zauważyłam, że robi piękne zdjęcia. Ma niesamowite oko, tworzy cudowne kompozycje. Jest wyczulona artystycznie, ma bardzo wrażliwą duszę. Podbija serca internautów ciastami, które piecze. Wstawia na instagrama zdjęcia, które przypominają dzieła sztuki.
Sonia: Mama spełnia się w malarstwie i szyciu. Ja w ciastach i fotografii. Sztuka jest dla nas ważna, lubimy otaczać się ładnymi rzeczami.
Jak dwie krople wody?
Justyna: Przez lata widziałam w niej tatę Sonii. Gdy dorosła, sporo się zmieniło, szczególnie rysy twarzy coraz bardziej podobne do moich.
Sonia: Na starych zdjęciach jest widoczne podobieństwo. Cieszę się, że coraz więcej osób je dostrzega.
Charakter ten sam?
Justyna: Tu się różnimy. Sonia złości się szybko, ale potrzebuje czasu, aby wyrzucić emocje. Wtedy następuje kumulacja i ekspresja. Staram się ją przeczekać. Ja jestem inna, wiele rzeczy potrafię powiedzieć w żartach. Jednak gdy się nazbiera, strzelam, nie tłumiąc uczuć. Chyba jestem bardziej wycofana (śmiech). Rzadko na siebie wrzeszczymy. Jedna krzyczy, druga słucha.
Sonia: Kłótnie? Małe spory! Dobrze się rozumiemy, a wymiana zdań jest potrzebna. Zazwyczaj ja krzyczę, a mama spokojnie czeka, aż mi przejdzie. Mamy podobne charaktery. Różni nas jedynie podejście do punktualności. Nienawidzę się spóźniać, a mama ma luźne podejście do zegarka.
Gust i kuchnia?
Justyna: Wspólna szafa (śmiech). Nie lubię gotować, nie przywiązuję wagi do jedzenia. Sonia jest inna, nawet kanapkę wykonuje z pietyzmem. Sama dla siebie, co od lat jest dla mnie wielkim zaskoczeniem, że jej się chce.
Sonia: Zaczynamy odrobinę odbiegać, ale wciąż podobają nam się te same rzeczy. Myślimy to samo, mówimy w jednej chwili to samo. Bliźniaczki z porozumieniem dusz.
Ty artystka, Sonia estetka?
Justyna: Dokładnie! Misterna robota na talerzyku. Ja mogę godzinami szyć, uwielbiam moją pracę, tam się realizuję. Nie potrafię z prozaicznych rzeczy robić misterium. Ubolewam, że nie zrobię pięknego obiadu.
Sonia: Mama śmieje się, że wszystko robię z namaszczeniem. Nawet borówki do owsianki układam pojedynczo. Obie za to, gdy angażujemy się w ulubione rzeczy, jesteśmy w stanie spędzić nad nimi długie godziny. Mama szyjąc poduszki, a ja przygotowując kolejny tort.