Magiczna Birma zwana Mjanmą

Wielokrotnie podczas podróży słyszałyśmy, że najbardziej gorzką sprawą w podróżowaniu jest to, że wszędzie zostawia się kawałek serca. Niestety jest w tym dużo prawdy, a my wielokrotnie się o tym przekonałyśmy. W ciągu tych siedmiu miesięcy byłyśmy także w siedmiu krajach, niezliczonej liczbie miejsc, a w każdej pozostawiłyśmy cząstkę siebie. Byłyśmy nie tylko w wielu pięknych okolicach, ale – co najważniejsze – poznałyśmy wielu wspaniałych ludzi, których nie da się zapomnieć.

Gościnność Mjanma

Mjanma będzie mieć szczególne miejsce w naszych sercach i to za sprawą jednej wyjątkowej rodziny, którą poznałyśmy w Hpa An. Okazała nam wielką gościnność i otwartość, której się nie spodziewałyśmy. Birmańska Mama nie mogła się nadziwić, że Magda ma naturalnie niebieskie oczy, a Aśka kręcone włosy. Już przy pierwszym spotkaniu byłyśmy dla nich jak ludzie z innej planety. Posługiwaliśmy się jednak tym samym międzynarodowym językiem, czyli rękoma.

Jak zawsze jadąc do nowego miejsca, nie oczekiwałyśmy zbyt wiele, a już na pewno nie tego, że będziemy zaproszone na obiad do birmańskiego domu. Ani tego, że miejscowe dziewczyny nauczą nas jak nakładać tradycyjny birmański makijaż – thanakę – i tego, że przedstawią nas swojemu 90-letniemu dziadkowi, który będzie nam dawał wskazówki, jak poprawnie medytować i myć zęby sodą z solą. A już na pewno nie spodziewałyśmy się, że na pożegnanie powiedzą nam, że ich dom jest naszym domem.

Nie myślałyśmy o takich rzeczach przed wyjazdem. Nie myślałyśmy także i o tym, że po tych wszystkich miesiącach w drodze najcięższym bagażem, jaki będziemy dźwigać na naszych plecach, będzie bagaż pełen wspomnień, przepełniony historiami ludzi z różnych zakątków świata.

Śmieci i piękno

Do Mjanmy wkroczyłyśmy z pewną nieufnością. Kraj od momentu przekroczenia tajlandzkiej granicy przywitał nas kurzem i śmieciami walającymi się po ulicach. To bardzo przypomniało nam miesiąc spędzony w Delhi. Jednak pomijając ten cały kurz, brud i czerwoną plwocinę, która potrafi być dosłownie na wszystkim, włączając w to psy, Mjanma to przede wszystkim piękno. Te widoki gór, jezior, świątyń skrytych w jaskiniach, po których chodzi się boso i najpiękniejszych zachodów i wschodów słońca, jakie do tej pory udało nam się oglądać. Po półrocznym życiu w Azji możemy niezaprzeczalnie stwierdzić, że Mjanma stała się naszym ulubionym krajem i skradła nasze serca w sposób całkowity.

Czasami siedzimy wieczorami, wspominając te przeżyte miesiące i zastanawiamy się, czy aby na pewno to wszystko zdarzyło się naprawdę. I nawet w momentach, kiedy padamy na twarz po ponad 20-godzinnej jeździe niewygodnym autobusem, kiedy siedzimy pośrodku dżungli, dzieląc pokój z wielkim gekonem, natykając się wieczorami na skorpiony i ogromne pająki. Nawet wtedy uważamy, że ta podróż to najlepsze, co mogło się nam przytrafić w życiu. Czasem jednak i te wszystkie wspomnienia bywają lekko słodko-gorzkie, kiedy przypominamy sobie poznanych ludzi i chwile z nimi spędzone. Wiemy, że najprawdopodobniej do większości tych miejsc już nigdy nie wrócimy, nie wrócimy też do ludzi. Z drugiej jednak strony warto, choć na chwilę usiąść i zjeść obiad z lokalną rodziną, niż nie robić tego wcale, choćby nie wiadomo, jak potem się za nimi tęskniło. To właśnie dzięki takim chwilom i takim ludziom uczymy się pokory do świata i tego, że do pełni szczęścia potrzebne jest naprawdę niewiele.

Oceń ten artykuł

Polecane:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *