Kobieta z Trójmiasta – Magdalena Trus-Urbańska

Pochodząca znad morza i często powracająca nad morze psycholożka biznesu, wykładowczyni Akademii im. Leona Koźmińskiego w Warszawie, z doświadczeniem psychoterapeutycznym. Wcześniej managerka, negocjatorka i specjalistka od zadań specjalnych, czyli kryzysów wszelakich. Autorka książki pt. „DoSłownie. Rzecz o porozumiewaniu się”, która ukaże się w tym roku nakładem wydawnictwa Sensus.

Czy prowadząc własny biznes stosujesz się własnych rad udzielanych na szkoleniach? Jesteś szewcem, który chodzi w butach?


Zdarzało mi się łazić po swoim biznesie na bosaka, przyznaję. Byłam tak skoncentrowana na doradzaniu innym, nierzadko także z pychą, że kompletnie nie miałam przestrzeni, żeby przyjrzeć się temu, co sama robię i w jaki sposób działam. Okoliczności sprawiły, że musiałam zadać sobie pytanie, czy to, czego uczę, jest na poziomie tylko moich deklaracji, czy może jednak efektów? Stanęłam w prawdzie przed sobą i odpowiedź mnie zatrwożyła. Okazało się, że być może fajnie gadam, ale z realnym stosowaniem zalecanych działań, różnie bywa. To trochę tak, jak z codziennością. Czasami w niej nie wszystko nam „działa”, bo ogrom tego, czego jesteśmy świadomi, a nawet potrafimy, stosujemy od święta. A święta, jak wskazuje sama ich definicja, to dni czy okresy szczególne, a nawet specjalne. Stałam się zatem przywdzianym w obuwie szewcem, gdy od wiedzy przeszłam do stosowania jej. Moje stopy są całkiem z tego zadowolone.

Czy istnieje coś takiego jak pakiet kryzysowy dla głowy?

Pakietów kryzysowych na nasze głowy jest na rynku samorozwoju tyle, ile liczy kolekcja dzieł zgromadzonych w Muzeum Watykańskim. Takie mam wrażenie. I to nie jest zła wiadomość, bo – ostatecznie – robiąc zakupy w supermarkecie, mamy więcej do wyboru. Pytanie tylko, czy kupujemy wówczas to, czego realnie potrzebujemy, czy do naszego koszyka „wpadają” różne dobra typu „może się przydać”.
Ogromnie ufam maksymie, że mniej znaczy więcej. Gdybym miała, na potrzeby tej rozmowy, w aktualnych okolicznościach stworzyć taki minipakiecik to składałby się z trzech propozycji: dieta niskoinformacyjna, empatyczna obecność oraz regularne dawkowanie sobie śmiechu (nie mylić z obśmiewaniem bądź umniejszaniem). W kontekście pierwszego pytania, wypróbowuje owe zalecenia na sobie i póki co nie wybieram się do po inne towary.

Co myślisz o zmianach? Czy istnieje jakaś metodologia zmian?

Zmiana – moje ulubione słowo. Powiem za Heraklitem z Efezu: to jedyna stała rzecz w naszym życiu. Uznawał on, że zmiana jest centralnym elementem świata. Może dlatego faz, metodologii wdrażania, rozważań, nie tylko filozoficznych, ale tych z obszaru psychologii społecznej i socjologii chociażby jest taka mnogość. I mimo że o zmianie i reakcji na nią wydaje się, że wiemy dość sporo, wciąż jest ona krępująco niechciana. Ze zmianą bywa jak z koniecznością odrabiania lekcji – nie chce się, ale i tak trzeba, więc ostatecznie się je robi. Albo i nie. Istotą mojego szkolnego przykładu jest prawo wyboru, decyzji i możliwych konsekwencji, za które warto brać odpowiedzialność. Przetransportowując się na grunt biznesu mam takie osobiste doświadczenia, że wokół zmian w organizacjach, w których uczestniczyłam, często robiło się wiele „szumu”, który sama z resztą współtworzyłam. Tak koncentrowano się na wdrażaniu, generowaniu szans i zagrożeń, tworzeniu strategii przeciwdziałania oporowi, że napięcia rosły zamiast maleć. Zmiana – to poważne słowo, więc dość poważnie do niej podchodzimy i absolutnie nie namawiam, by podchodzić do niej niepoważnie. Raczej – co sama sobie dość często powtarzam – zaakceptować fakt zmienności świata. Nawet zmiany, które wdrożymy ulegną kiedyś dezaktualizacji i… zmianie. Lubię to słowo – bo jest w nim jakiś rodzaj ruchu. Myślę jednak, że zmiany bywają trudne, kiedy trzeba się z czymś rozstać. Ale to już inny temat, który raczej tyczy się naszego przywiązania…

Jakie strategie radzenia sobie uważasz za najlepsze i które stosujesz sama?


Wszystko, co nie szkodzi, a przynosi pożytek nam samym oraz innym jest w porządku, jak sądzę. Takie kryteria selekcji staram się stosować w aktualnej sytuacji pandemii. Oczywiście, idąc za modelem strategii radzenia sobie w sytuacjach trudnych, czyli koncentracji na unikaniu, emocjach lub zadaniu/działaniu – uznałabym, że zadaniowość wydaje się najbardziej użyteczna. Sądze jednak, że do działania można przejść, stosując dwie poprzednie. Wyprzeć, nazłościć się, żeby działania rozpocząć. Jest w tym pewna mądrość wysokich gór – żeby wejść na szczyt trzeba się najpierw zaaklimatyzować. Jestem jednak dziewczyną znad morza i podobnie widzę morsowanie, ale to porównanie proszę sobie dopowiedzieć już samemu.

Jak na czarne biznesowe łabędzie* reagują mężczyźni?

W kontekście zarządzania sytuacjami kryzysowymi i mojego doświadczenia zawodowego, to skłonna jestem uznać, że mężczyźni bywają częściej zadaniowi, skoncentrowani na bieżącej sytuacji, czyli na rozwiązaniu, rzadziej ekstrapolują. Jeszcze kilka lat temu, w zespołach powołanych do zarządzenia kryzysem w firmach, więcej było mężczyzn. Moje pojawienie się, jako specjalisty z zewnątrz zadziwiało, a bywało, że i niepokoiło. Podobnie, podczas negocjacji. Dzisiaj, przyznaję to się zmienia. Ale może też dlatego, że można zaufać moim zmarszczkom, które wskazywać mogą, że jednak „jakieś” doświadczenie w tym obszarze mam. Nie wydaje mi się jednak, by płeć była jedynym istotnym kryterium.

Jak na czarne biznesowe łabędzie* reagują kobiety?

Można by przypuszczać, że kobiety chętniej sięgają do emocji, ale to ogromne uproszczenie, bo mi to często jawiło się to raczej jako troska i zaangażowanie w rozwiązanie trudności. To co równoważy często zadaniowość mężczyzn, to umiejętność kobiet w szerokim widzeniu nie tylko samej trudnej sytuacji, ale i jej konsekwencji. Kobiety z którymi wciąż mam przyjemność współpracować są mistrzyniami planowania działań na teraz i na potem.
Chciałabym jednak zdecydowanie podkreślić, że kwestie reakcji na kryzys zależne są od znacznie większej ilości czynników, a podział na płeć nie jest najważniejszym z nich. Na to, w jaki sposób poradzimy sobie z biznesowym czarnym łabędziem wpływ mieć będzie kontekst w jakim znajdujemy się my i nasza organizacja, nasze przeszłe doświadczenia, postawy a nawet hierarchia wartości, nasze cechy temperamentalne, style myślenia i działania i wiele, wiele innych.

Masz patent na stres?

Aktualnie stosuję mini pakiet, o którym wspominałam. Dopóki nie straci terminu przydatności, nie będę w nim gmerać. Praktykuję buddyzm, a jego ważną częścią jest medytacja, więc mam dostęp do patentu, który sięga tradycji sprzed 2 500 lat. Im bardziej mam spokojny umysł, tym bardziej jestem przydatna dla innych. I sama przydatność, poczucie bycia użytecznym i potrzebnym, bardzo mnie wspiera. Zachęcam jednak do dostosowywania swoich opatentowanych pakietów do własnych potrzeb.

Czy po traumie, kryzysie, trudnej sytuacji organizacje mają się lepiej, wzrastają?

Nie tak rzadko, jak mogłoby się wydawać. Na myśl przychodzą mi cztery organizacje, z którymi współpracowałam w okresie tych 20 lat jako trener bądź doradca. To co było dla nich wspólne, co je łączyło to zarządzanie zaufaniem, motywowanie godnościowe oraz koncentracja na rozwiązaniach. Te idee, sposoby zarządzania firm są mi ogromnie bliskie.

Jaką masz radę dla osób, które są przedsiębiorcami, a które doświadczają teraz trudnej sytuacji rynkowej związanej w pandemią?


Nie mogę mieć żadnych, bo mogą zaszkodzić, gdy nie znam przedsiębiorstwa ani odbiorców jego działalności. Poddaję jednak pod własną refleksję myśl, którą usłyszałam ostatnio od managera jednej ze spółek, z którą aktualnie współpracuję: zamiast koncentrować się na predykcji, wolę koncentrować się na ludziach. Skutki pandemii dotkną bowiem ludzi w pierwszym rzędzie, a dopiero potem biznesu. A przecież biznesu bez ludzi nie ma.

Jaką masz radę dla osób, które są pracownikami, a które doświadczają teraz trudnej sytuacji rynkowej związanej w pandemią?

Podobnie, nie mogę mieć, bo przecież każdy z nas ma swoją unikatową sytuację. Na podstawie kontaktów indywidualnych z pracownikami moich klientów, które są obecnie też częścią mojej pracy, myślę, że warto powtarzać, rozmawiać o tym, że gniew, rozpacz, lęk o przyszłość to coś naturalnego, choć trudnego. Każdy z nas ma prawo do przeżywania tej sytuacji we własny sposób. Zgoda na to szybciej podprowadzi nas do rozwiązań. A może dobrych zmian…
Podtrzymuję także siebie w tej nadziei.

*czarny łabędź w biznesie to według profesora Nassima Taleba wydarzenie, które musi spełniać trzy kryteria: być niespodziewane, mieć znaczący wpływ na otoczenie, po wystąpieniu znajdować swoje wytłumaczenie i być uznane za takie, które można było przewidzieć

4.5/5 - (2 głosów)

Polecane:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *