– Dziś wiem, że ciągle jestem w drodze, a każdy dzień jest kolejnym, nowym bagażem doświadczeń – mówi Iga Grzywacka, młoda aktorka. Iga ma 24 lata pochodzi z miasteczka Pisz położonego w samym sercu Mazur. Możemy ją oglądać w spektaklach Teatru Muzycznego w Gdyni, gdzie pojawia się m.in. w „Chłopach”, „Piotrusiu Panu” czy „Skrzypku na dachu”. Jak kariera rozwija się z dnia na dzień.
Kiedy zrodziło się Twoje zainteresowanie teatrem?
To, co robię dziś jest efektem wielu naprawdę małych rzeczy, które poznawałam – świadomie i nieświadomie – w wieku dziecięcym. Z tego, co pamiętam, w domu zawsze grała dobra muzyka; rodzice słuchali klasycznego rocka czy bluesa. Z wiekiem, kiedy już umiałam samodzielnie uruchamiać płytę winylową, zamykałam się w pokoju i śpiewałam, tańczyłam, układałam różne scenki. Dużym przełomem były również pobyty u moich chrzestnych, którzy do dziś są zwariowani. To oni byli moją pierwszą widownią, kiedy ilustrowałam wraz z kuzynką bajki typu: „Czerwony kapturek”. Nie brakowało pokazów tanecznych i wokalnych. Na pewno inspiracją była muzyka – jako młoda osoba szybko ulegałam emocjom nadawanym przez melodie i rytmy. Nadal tak jest, ale w młodszym wieku odbierało się to po prostu intensywniej, mocniej.
A jak zaczęła się Twoja edukacja artystyczna?
Poważniej zrobiło się już w zerówce, kiedy widownią była mama, a mikrofonem – skakanka. Kredki wcale nie służyły mi do rysowania – brałam dwie i udawałam, że gram na skrzypcach. Jakoś tak wyszło, że pozostałam przy tym i siedem lat mojej podstawowej edukacji poświęciłam na naukę gry na skrzypcach w Szkole Muzycznej I St. w Piszu. Instrument ten jednak nie został moim przyjacielem. Szkołę wspominam jako naukę pokory i ciężką harówkę.
Nie zraziło mnie to jednak do muzyki, a dzięki skrzypcom zyskałam poczucie rytmu i „wrażliwe ucho” – tak zaczęła się przygoda ze śpiewaniem. Lubiłam organizować domowe karaoke w pojedynkę, toteż zgłosiłam się do telewizyjnego programu – bez wiedzy rodziców. Jakież było moje zdziwienie, gdy po miesiącu otrzymałam telefon z zaproszeniem na kolejny casting w Warszawie. Udało mi się wtedy zająć drugie miejsce w telewizyjnym programie „Shibuya” na Vivie.
Wiedziałam jednak, że w Piszu moja przygoda z muzyką jest zakończona. Postanowiłam wyjechać i zamieszkać w Białymstoku. Tam skończyłam liceum, a równolegle kształciłam się wokalnie, tanecznie i aktorsko. Białystok pokazał mi większy świat, większe możliwości i inspirujących ludzi. Oprócz muzyki wpadłam również w świat modelingu, brałam udział w różnych pokazach, targach, nawet byłam Wicemiss Podlasia [śmiech – red.]. Te doświadczenia dodały mi na pewno pewności siebie, które procentują dziś na scenie.
Na jakim etapie jesteś dzisiaj?
Teraz, już jako aktorka w gdyńskim Teatrze Muzycznym, doceniam każdy dzień, który przybliżał mnie do tego gdzie jestem dziś. Niczego nie żałuję. Staram się być otwarta i nie nastawiać się na to, że tu moja przygoda się skończy. Nie wiem, co będzie dalej i z pewnością mnie to nie martwi. Wiem tylko, że trzeba uważać na marzenia i na to, w co się wierzy. To naprawdę to się spełnia!
Jaka jest Twoja porada dla młodych artystów?
Przede wszystkim nie można się poddawać, bo los lubi sprawdzać naszą wytrzymałość. Mozolne dążenie do celu w pewnym momencie zaczyna otwierać nam nowe furtki i niektóre dni, momenty, sekundy stają się przełomem. A zwykłe zdarzenia po czasie stają się jedną z większych „cegiełek” w dążeniu do celu. Na pewno nauczyłam się cierpliwości, dystansu do siebie oraz szacunku do ludzi i pracy. W tym zawodzie ważna jest pasja i miłość do tego, co się robi. Życzę wszystkim, i sobie również, żeby ta pasja w wykonywanym zawodzie była zawsze, a dziecięce spojrzenie – beztroskie. Wierzę, że warto, bo dając z siebie 100%, motywujemy innych do tego samego. To tak jak z widownią i aktorami.
Dzieci, nie zapominajcie o emocjach, które Wam teraz towarzyszą. Ważne jest to, co sprawia Wam frajdę, daje satysfakcję i szczęście. Z doświadczenia wiem, że to, co naprawdę lubiłam, przyswajałam znacznie szybciej. Bawcie się życiem, analizujcie i kombinujcie, nie zapominajcie o małych rzeczach i o pierwszych zdziwieniach. Życzę Wam wspaniałych, ale też tych smutnych doświadczeń, które prędzej czy później będą procentowały. Wcale nie będziecie ich żałować.