Gwiazdorska walka z globalnym ociepleniem


Ironią naszych czasów jest fakt, że często potrzeba nam znanej twarzy, by zwrócić uwagę na zjawisko, które od lat zajmuje badaczy i naukowców. Na coś, co wpływa bezpośrednio na nasze życie, życie naszych rodzin i kolejnych pokoleń. Jednym z takich zjawisk jest globalne ocieplenie.

Ocieplenie polega na podwyższeniu średniej temperatury atmosfery przy powierzchni ziemi i oceanów. Obserwuje się je od połowy XX wieku (tak, dobrze ponad 50 lat), a jego dalekosiężne skutki wpłyną na zaburzenie równowagi radiacyjnej naszej planety. Naukowcy od lat dowodzą, że zjawisko można powstrzymać, a już na pewno zmniejszyć jego negatywne skutki. Niestety, ich apele na nic się nie zdadzą, dopóki problemem nie zainteresujemy się my – zwykli ludzie. Bo tylko nasze wybory mogą wpłynąć na zachowania polityków. A to od ich decyzji zależy, czy tragedia zostanie powstrzymana.

Zobacz także:  Radio śniło mi się po nocach

Na ocieplenie klimatu oddziałują bowiem zachowania człowieka. Spalanie paliw kopalnych, skutki używania gruntów, wycinka lasów, aerozole – wszystkie te czynniki mają realny wpływ na pogorszenie stanu planety. Miejsca, w którym wszyscy żyjemy, gdzie decydujemy się rodzić i wychowywać dzieci. W którym chcemy widzieć szczęście przyszłych pokoleń naszych bliskich.

Ekolodzy i działacze nieustannie muszą walczyć z ignorancją i przekłamywaniem faktów. W dużym uproszczeniu – politycy, ściśle powiązani z globalnym przemysłem, tuszują szkodliwe działanie ludzkich czynników na Ziemię. W grę wchodzą miliardy dolarów, które są położone na szali razem z naszym zdrowiem i życiem. Duża część z nich wciąż wybiera dolary.

Zobacz także:  Trzy blondynki na Kaukazie, czyli Misja Abchazja

I tu pojawia się Leonardo DiCaprio – znakomity aktor i zaangażowany działacz proekologiczny mocno zaniepokojony stanem naszej planety. Każde niemal publiczne wystąpienie, każda mowa, każda odbierana przez niego nagroda jest okraszana kilkoma przynajmniej wątkami z serii „zabijamy sami siebie i nasze dzieci”. Leo działa, nie boi się oskarżeń o chęć promowania siebie za pomocą problemów, tworzy. Ostatnio głośno było o wyprodukowanym przez niego filmie dokumentalnym. W „Before the Flood” („Czy czeka nas koniec?”) DiCaprio przemierza cały świat, w poszukiwaniu rozmówców, naukowców, badaczy i polityków zaangażowanych w walkę z globalnym ociepleniem. Wnioski płynące z filmu są przerażające – jeśli nie zmienimy naszego stylu życia, nie przestaniemy niszczyć i degradować naszej planety, czeka ją niechybny, bolesny koniec. Potop.

Oryginalny tytuł filmu oznacza, ni mniej, ni więcej, „Przed powodzią”. Bo to właśnie wielka woda ma nas zalać w efekcie podwyższonej ziemskiej temperatury. Im cieplej, tym mniej lodowców; im mniej lodowców, tym więcej wody w akwenach. Nieprzebrane oceany zabiorą w końcu i ląd. Pod wodą znajdą się rajskie Malediwy, romantyczna Wenecja, zniknie Wielka Rafa Koralowa. To wszystko można jednak powstrzymać. I o tym właśnie Leonardo mówi w swoim filmie. Nie boi się ostrych słów, jednoznacznych stwierdzeń, oskarżeń.

Zobacz także:  Nie podróżuje tylko dla samego podróżowania

To my wybieramy polityków. To nas powinni się bać. To my mamy wpływ na to, czy dojdą kolejny raz do władzy. A zatem w naszych rękach jest oręż do walki z globalnym ociepleniem. Wybierajmy mądrze, rozsądnie.

Bądź jak Leonardo!


Podziel się

Archiwum magazynu