„Dla twojego dobra”, czyli przemoc nie tylko fizyczna

Dla twojego dobra”, czyli przemoc nie tylko fizyczna

Wie, że o przeszłości nie uda się zapomnieć. Bardzo się stara, ale demony dosięgają ją w najmniej oczekiwanych momentach. Zazwyczaj takich, gdy na chwilę ma poczucie, że udało się jej stanąć na nogi i być sobą. O to walczy najbardziej, bo ma pewność, że wstając z kolan, najważniejsze jest odzyskać tożsamość. Po to, by pójść do przodu. Dla siebie i dzieci.

Ewa (imię zmienione) wcale nie jest klasycznym przykładem ofiary. Nikt się nie domyślał, że pod wspólnym dachem zgodnego małżeństwa świat ma czarne barwy. Pomimo że mąż obiecywał kolory tęczy.

– Znaliśmy się dobrze. Mijaliśmy się, spoglądając na siebie z zainteresowaniem. Jurek był sporo starszy, jednak 23 lata różnicy nie zgasiły uczucia, które wybuchło nagle – historia wydaje się, jakich wiele. Początkowo czułam, że triumfuję, gdyż Jerzy wpadał w oko wielu kobietom. Przystojny 41-latek wrócił z kilkuletniego kontraktu. Tu w Polsce czekała na niego nastoletnia córka i żona hetera, która – jak podkreślał – marzy tylko o tym, by go zniszczyć.

Dobra partia

Ewa poczuła się wybrana. Jedynaczka, dobrze sytuowana, absolwentka szkoły muzycznej z certyfikatami potwierdzającymi znajomość dwóch języków, dodatkowo amatorsko grała w tenisa. O Jerzym na korcie krążyły legendy – doskonały zawodnik, fantastyczny szkoleniowiec, o którego ubiegały się najlepsze kluby. Ojciec nie widział przeszkód, a systematyczna współpraca spowodowała, że po jednej ze wspólnych imprez wylądowali w łóżku. Ciąża, po kilku miesiącach, została przez wszystkich przyjęta jako dobra nowina. Jurek był odrobinę sceptyczny, ale składała to na karb zaskoczenia.

– Tłumaczyłam, że nie potrzebuję ślubu ani pieniędzy. Wszystko mam, a dziadkowie zafundują maluchowi gwiazdkę z nieba. Tak się też stało, jakby opieką nad Markiem chcieli mi zrekompensować wahania partnera. Jednak delikatnie naciskany wprowadził się i zaczął swoje rządy.

Okazał się małomówny, wycofany i właściwie niedostrzegający młodej partnerki. Synem zajmował się jak robot, przekonany, że odhaczając listę obowiązków, będzie miał święty spokój i telewizor.

– Uwielbiał szklany ekran. Mogłam biegać nago, a Marek krzyczeć wniebogłosy. Telewizja miała jakąś taką moc, że zniewalała go na wiele godzin. Od niej wszystko się zaczęło. Banalne próby zwrócenia uwagi, chęć spaceru, bo szybko zaszłam w drugą ciążę, czy zakupy. O dziwo zakupy uwielbiał, ale wyłącznie w dużych marketach spożywczych. Czułam się wykończona, mówiłam, próbowałam dogadzać nie tylko w kuchni, a on zdawkowo artykułował głównie półsłówka. Sztandarowe było „bo nie” jako argument na każdą okazję.

Grzeczna żona

Kolegów z kortów zawsze gościł chętnie. Żartował „teraz babo do garów”, a Ewa robiła kanapki, polerowała kieliszki i czekała na łokciu, aż ostatni gość podniesie się z fotela. Nawet pijany wydawał komendy, które popierał stwierdzeniem, że ma być grzeczna i posłuszna. Starała się, przestając chodzić do fryzjera i kosmetyczki, bo po co to w kuchni. Pracę podjęła na kortach w recepcji, coraz rzadziej bywając na uczelni. Prała, prasowała, nerwowo spoglądając na zegarek, ponieważ obiad miał być gotowy na 14:00. Lista reguł zaczynała się powiększać – dzieci mogły być aktywne między 14:00 a 18:00. „Dobra żona nie powinna być ładna” dodawał w przypływie dobrego humoru. Znajomym mówił, że taka małolatka to skarb, szczególnie że lekarz podobno zalecił mu, by z żoną łącznie nie przekroczył 65 lat.

– Podczas zakupów spożywczych zajrzałam do Empiku. Zamarzyła mi się jedna z książek, więc zapytałam, czy mogę. „Po co?” odpowiedział, „przecież przeczytasz ją raz”. Zgodę musiałam mieć na wszystko. Na zakup płynu do prania, na tampony, na szalik dla małej, która wychowywała się z bratem obok matki i ojca w krainie lodu.

Potem zaczęła się równia pochyła. Nie przebierał w słowach, chłostał nimi nawet w towarzystwie. Podkreślał relację uczeń – mistrz, publicznie nazywał głupią. Gdy próbowała normalnie żyć, ograniczał pieniądze. Analizował paragony, zarzucał brak gospodarności, jak mantrę powtarzał, że jest tępa. Niepowodzenia na uczelni przyjmował z radością i bolesnymi komentarzami.

– Do niczego się nie nadawałam. Za głupia, za brzydka, odizolowana od rodziny i przyjaciół. Zamknięta w mieszkaniu z dziećmi zaczęłam pić. Nie zasypiałam bez drinka, nie umiałam bez alkoholu przetrwać dnia, czekając na pana i władcę. Marzyłam, by umarł, bo sama nie potrafiłam odejść. To był strach mieszany z przywiązaniem i przekonaniem, że nic nie jestem warta. Nawet symulowane choroby i dwie próby samobójcze nie zmieniły sytuacji. Nie umiał mnie kochać, emocjonalnie pusty, zakompleksiony i bezwzględny tłumaczył, że to dla dobra mojego i dzieci. Gdy po utracie prawa jazdy z prawie 2 promilami we krwi czekałam na rodziców, poczułam, że to jedyna szansa, by uciec. Rodzina otworzyła oczy i podała rękę.

Po ukończeniu terapii w ośrodku zamkniętym rozpoczęła pracę z psychologiem. Od ponad dwóch lat stara się złożyć siebie na nowo. Buduje normalność, ale ten strach towarzyszy zawsze. Podprogowe myślenie „co on powie, jak oceni?” często zagania w ślepy zaułek. W komplementach widzi drugie dno, w męskim zainteresowaniu – podstęp. Mimo że czas płynie, nie ma życia całkowicie pod kontrolą. Jest wciąż marionetką, chociaż wiele sznurków zdołała odciąć. Walczy dla siebie i dla dzieci w przekonaniu, że słowa ranią i zapadają bardziej niż uderzenia.

Oceń ten artykuł

Polecane:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *