Życie dzielą na pół. Podobnie małżeński staż i codzienność, która bywa bardziej skomplikowana, niż się wydaje. Żona marynarza, wbrew stereotypom nie jest słomianą wdową na rajskich wakacjach, a zarabiane przez męża pieniądze nie rekompensują dziecięcych chorób, zepsutego kranu i tęsknoty. Statek jednak opuszcza port – opowiada Kasia Wajs, założycielka popularnego trójmiejskiego bloga Żona Marynarza.
Żona marynarza zakłada bloga z nudów?
Ślub okazał się pewnego rodzaju rewolucją. Wcześniej nie miałam styczności ze specyfiką tego stylu życia. Zaczęłam szukać odpowiedzi na wiele frapujących spraw. Nie miałam pewności, czy robię dobrze i chciałam zrozumieć, dlaczego funkcjonuję nieco inaczej niż inni.
Otworzyła Pani skarbnicę wiedzy?
Wbrew pozorom nie. Nie pomógł internet, dlatego postanowiłam stworzyć bloga, zachęcając czytelników do dzielenia się opiniami.
Mąż na morzu to ciężka sprawa?
Nie chodzi o to, że ciężka czy trudna, tylko specyficzna. Jak wszystkie dziedziny życia. Jazda na rowerze łączy ze sobą ludzi, których to interesuje. Życie w związku na odległość kieruje się innymi zasadami niż relacje stacjonarne. Potrzeba podejścia z dystansem i przewartościowania pewnych spraw.
Początek łamał serce?
Nie, ponieważ wiedziałam jaki zawód uprawia mąż. Problemy pojawiły się po urodzeniu pierwszego dziecka. Bezdzietnej czas płynąłby między pracą i spotkaniami ze znajomymi. Macierzyństwo stawia szereg wyzwań, a brak drugiej połowy powoduje, że kłody rzucane przez prozę życia wydają się wyższe.
Nie do przeskoczenia?
Do przeskoczenia przy bardzo rozwiniętej logistyce dnia. Pozornie banalne sprawy stają się wyzwaniem. Do tego oczywiście dochodzi tęsknota i czasem żal o to, jakby to było mieć męża przy boku.
Zarabiane pieniądze rekompensują rozłąkę?
To kolejny błędnie postrzegany stereotyp. Czy ktoś pyta o to żonę lekarza, która często spędza święta samotnie, bo mąż jest na dyżurze? Praca jest pracą. Nikt za karę nie decyduje się na morze. Często jest to powołanie i wytyczona droga ścieżki edukacji.
Podobno teraz jak ognia unika się morza.
Ma to związek ze zmianą możliwości. Pływanie to nie tylko wielomiesięczne kontrakty. To szereg bardzo różnych prac wykonywanych na morzu. Chociażby farmy wiatrowe, statki specjalistyczne, platformy i jak najbardziej statki towarowe. Oczywiście nie ma takiego zainteresowania, jak w latach 70., gdy Polska miała swoją flotę. Obecnie nasi marynarze pracują w większości dla zagranicznych firm. To zupełnie inny świat, niż ten, który znamy z opowieści o marynarzach.
Słomiana wdowa to kolejny morski mit?
Sama, ale nie samotna (śmiech). Mając dwójkę dzieci trudno wyobrazić sobie wielkie, kilkumiesięczne wakacje, gdy mąż zamyka drzwi. Wraz z tym dźwiękiem zaczyna się rola taty i mamy w jednym. Po całym dniu zmagania się z obowiązkami swawole wydają się czymś niemożliwym. Z drugiej strony nie zapominajmy, że w związkach na odległość płomień uczucia nie gaśnie wraz z morską milą. Tęsknota powoduje, że widzi się ostrzej i pragnie się mocniej. Miłość kwitnie i za każdym razem jest wielkim świętem. Jednak bez odpowiedniego podejścia może stać się ogromnym problemem.
Mąż „w dom”, ciasto na stole?
Jestem zwolenniczką robienia z powrotu męża wydarzenia, do którego przygotowujemy się całą rodziną. Staram się, aby było wyjątkowo. To pierwsza chwila, po której szybko przechodzimy do trybu normalności i pełnej rodziny. Mąż prawie natychmiast łapie oddech i idealnie dopasowuje się do naszego planu dnia. Odwozi dzieci, angażuje się w domu i gdy czas pozwoli, zabiera na randkę (śmiech).
Na co mogą liczyć Pani czytelniczki?
Na siłę grupy, dzieląc się kłopotami i radościami, nie są wyśmiewane na zewnątrz. Problemy „marynarzowych” miewają inny kolor i skalę. Są specyficzne, może je zrozumieć tylko żona wilka morskiego. Blog stał się miejscem pytań i odpowiedzi. Zainspirował do założenia fundacji, której zadaniem jest udzielanie wsparcia żonom marynarzy, integrowanie środowiska, niesienie pomocy poprzez zbiórki dla poszkodowanych i chorych osób marynarskich.
Na wspólnych spotkaniach?
Też. Bywają żony marynarzy, które borykają się z niepełnosprawnością dzieci. Staram się, aby prowadzone przeze mnie działania były wsparciem dla kobiet, które wydaje mi się, że dobrze rozumiem. Jako żona, jako matka i jako organizatorka dedykowanych przedsięwzięć. Na tym zawodowo się skupiłam w prowadzonej działalności, z całą mocą zaprzeczając stereotypowi, że marynarzowa tylko leży i pachnie. Marynarzowa, jak mało kto, precyzyjnie wyznacza kurs. Aż po horyzont.
Na tyle doświadczona, by radzić?
Mam 12 lat stażu w związku. Czy dużo? Sama nie wiem. W przypadku żon marynarzy ten czas dzieli się na pół. Dlatego spędzany wspólnie z mężem jest na wagę złota, a każdy dzień staramy się zapamiętać w najdrobniejszym szczególe.