Walczymy o awans

Atrakcyjna, inteligentna i wysportowana – dla wielu ideał, który całkowicie łamie stereotyp piłkarza, a dokładniej piłkarki. Zafascynowana Ronaldo, stawia go jako wzór pracowitości, oddania i dowodu na to, że niemożliwie nie istnieje. O biało-zielonej historii futbolu, którą wspólnie z zespołem ma okazję pisać, opowiada Lidia Zakrzewska – czasem na prawej obronie, a czasem na stoperze.

Jeśli już sport, to wyłącznie piłka nożna?

W domu królował futbol. Tata uwielbiał oglądać mecze, żył tą dyscypliną, więc wydawało się naturalne, że brat i ja znaleźliśmy ulubioną formę aktywności właśnie na boisku. Opowieści ojca były na tyle wciągające, że niejeden mecz z zaciekawieniem obejrzała z nami mama (śmiech).

Kto gra lepiej – pani czy brat?

Ja! Od najmłodszych lat w każdej wolnej chwili pędziłam na boisko, grając z bratem i jego kolegami. O taryfie ulgowej dla dziewczyn mogłam zapomnieć.

Kiedy zaczęła pani grać na poważnie?

O ile dobrze pamiętam, w 2010 roku. Decyzja o dołączeniu do zespołu w Tucholi, z której pochodzę, była trudna, bo zupełnie nie wyobrażałam sobie gry w damskim zespole. Wtedy dziewczyny grały w II lidze, były dużo starsze – ja 12-latka, one po 20-tce. Długo broniłam się przed wspólnymi treningami, chociaż trener klubowy nie ustawał w namowach. Po 2 latach uznałam, że spróbuję. I zostałam.

W czym tkwił problem?

Moja niechęć wynikała ze strachu, bo przyzwyczaiłam się do gry z chłopakami w zbliżonym do mojego wieku. Drużyna z Tucholi była w tamtym okresie na wysokim poziomie. Na prośbę trenera z marszu dołączyłam do pierwszego składu, więc trenując z najstarszymi, zostałam rzucona na głęboką wodę. Różnica fizyczna na boisku była odczuwalna, dziewczyny nie do końca rozumiały, że dopiero wdrażam się w nowy futbol.

Dlaczego nowy?

Granie na dużym boisku to coś zupełnie innego niż zabawa z bratem na Orliku. To ogromna różnica, więc psychika dostała w kość na tyle, że na rok zrezygnowałam z gry. Wróciłam starsza, silniejsza, skład się zmienił, pojawiło się w nim więcej moich równolatek. Czułam się pewniej i zaangażowałam się na sto procent. Zostałam vice kapitanem, zżyłam się z dziewczynami. Zaczęłam czuć, że to hobby naprawdę ma sens.

Myślała pani o zawodowstwie?

W takim przypadku trzeba by rozpocząć treningi dużo wcześniej niż ja. Potrzebna jest też ta „pomocna dłoń” i możliwości, które niesie za sobą większe miasto. Ja zaczęłam grać mając lat 12 i wiem, że było już za późno.

Na jakim poziomie grają polskie piłkarki?

W skali świata wypadamy podobnie jak mężczyźni. Mamy kilka talentów, które się wybiły. Przykładem jest Ewa Pajor, która gra w Wolfsburgu i w tym sezonie została najlepszą strzelczynią w Bundeslidze, czy Kasia Kiedrzynek, która broni w PSG.

Dlaczego tak mało was w telewizji?

Piłką nożną interesują się głównie mężczyźni. W ich ocenie ten sport w wykonaniu kobiet nie jest atrakcyjny.

Przecież tworzy idealne połączenie – piękne kobiety i sport narodowy. Czego więcej pragną kibice?

Różnica jest widoczna w stylu gry, a do tego mężczyźni są na boisku szybsi. To fizyka, która sprawia, że damska piłka dzieje się jakby w spowolnieniu.

Teraz to wyłącznie hobby, czy sport na poważnie?

Z Lechią gramy w III lidze i faktycznie jest to hobby, któremu poświęcamy połowę życia. Mamy 4 treningi tygodniowo i mecz w weekend. Ta ilość jednostek jest dość wymagająca, szczególnie dla dziewczyn, które pracują czy studiują.

Na czym polegają treningi?

Gra, którą kibice oglądają na boisku, występuje pod koniec – w zależności od tego, co ćwiczymy. Zawsze jest rozgrzewka i jednostki biegowe, które musimy pokonać. Są treningi wytrzymałościowe z interwałami czy prewencyjne, gdzie wzmacniamy poszczególne partie ciała gumami. W tym wszystkim brakuje czasu na typową siłownię, więc każda z nas nadrabia na własną rękę. Równocześnie mamy sporo treningów technicznych. Przed meczem mamy taktyczne, w trakcie których ćwiczymy schematy ustawienia pod konkretnego rywala.

Którą drużynę w lidze najbardziej pani ceni?

Zespół Marcus z Gdyni, z którym mecze traktujemy jako nasze małe derby (śmiech). Gdynianki są po nas drugą najmocniejszą drużyna, więc stale walczymy o punkty. Wiemy, że rywalizacja potrwa do końca sezonu.

Trybuny pełne?

Rodzin i znajomych! Od sierpnia należymy do Lechii Gdańsk i zaczyna być o nas głośno. Jest też łatwiej, bo wreszcie dostajemy sprzęt New Balance. Wcześniej pomagało miasto Gdańsk, ale cały czas był potrzebny sponsor, którego znalezienie graniczyło z cudem. Przed każdym meczem stresowałyśmy się, czy będzie nas stać na busa. Pani prezes, trener i kierownik stawali na rzęsach, aby udało się wyjechać na mecz.

Jest perspektywa na awans?

Jesteśmy faworytem, więc szanse są ogromne. Walka o pierwsze miejsce to jedno – ważne są rozgrywki w barażach z drużynami II ligi, a to już będzie wyzwanie, bo poziom znacząco się różni. Patrzymy krótkimi odcinkami, z meczu na mecz, skupiając uwagę na zimowych przygotowaniach.

Na jakiej pozycji pani gra?

Na prawej obronie, czasem na stoperze.

Kto jest dla pani wzorem na boisku?

Cristiano Ronaldo (śmiech)! Jest piłkarzem, który potrafi ciężko pracować. Podporządkował życie piłce i widać, że to nie tylko zawód, ale przede wszystkim pasja. Jego talent jest wspaniałym dopełnieniem, a dla mnie sportowym wzorem do naśladowania. Daje mi nadzieję, że spełnię marzenia i zagram na wielkim stadionie – krytym, z trybunami pełnymi kibiców, gdzie niesie się echo i jest oprawa meczu. Wierzę, że to się uda, chociaż zdaję sobie sprawę, że mam już 22 lata, a przede mną ostatni rok studiów. Czas pokaże, jak się to wszystko poukłada.

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *