Urbex, czyli eksplorowanie opuszczonych obiektów, staje się coraz popularniejszą formą spędzania wolnego czasu. Jedni widzą w nim modny trend turystyczny, inni sport ekstremalny – tylko dla odważnych. Dla Małgorzaty Kokowskiej, eksploratorki i założycielki fanpage’a URBEX_travel into the past, to przede wszystkim pasja i sposób na życie. Rozmawiamy o emocjach podczas zwiedzania, ulubionych miejscówkach i o tym, dlaczego nie powinno się ich zdradzać.
Lubisz się bać?
Rozumiem, że pytasz o to w kontekście eksploracji? Nie, bo uważam, że w opuszczonych obiektach nie ma się czego bać. Nie raz słyszałam historie o duchach czy innych zjawiskach paranormalnych, ale nigdy ich nie doświadczyłam.
Jakie emocje towarzyszą Ci zatem podczas zwiedzania?
To zależy od miejsca. Sto kilometrów od mojej miejscowości jest stara kopalnia, do której lubię wracać, gdy mam zły czas. Czuję tam, jak opuszczają mnie negatywne emocje. Uspokajam się. Ale już zupełnie inne wrażenia towarzyszą mi, gdy wdycham zapach starego szpitala, chłonę wyjątkowy klimat zrujnowanego kościoła czy wchodzę do opuszczonego sierocińca i zauważam na ścianie napis help me. Oczywiście przeszywa mnie wtedy dreszczyk emocji. Nie nazwałabym tego jednak strachem, a pozytywnym, przyjemnym uczuciem, które wynika z namacalnego doświadczenia historii. To jest coś niesamowitego.
Czym jest dla Ciebie urbex?
Dla mnie eksploracje są chwilami odpoczynku, oderwania się od pracy i codziennych problemów. Wchodząc do opuszczonego obiektu, zrzucam z siebie ciężar całego tygodnia. Urbex to moja pasja. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym nagle stracić możliwość wyjazdów.
Od czego zaczęło się Twoje zainteresowanie opuszczonymi miejscami?
Odkąd pamiętam, fascynowałam się II wojną światową. Na początku interesowały mnie głównie obozy koncentracyjne, później fortyfikacje. Jakieś 9 lat temu mój wujek zabrał mnie na wycieczkę do Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego. Tworzy go 30 km korytarzy podziemnych, położonych nawet 50 m pod ziemią. Stanęłam tam i poczułam, że to jest to. Później zaczęłam eksplorować inne obiekty militarne, m.in. Wał Pomorski, koszary i dom oficera w Bornem Sulinowie. Z czasem poznałam osoby, które również interesowały się fortyfikacjami, ale poza tym zwiedzały także opuszczone miejsca. Dołączyłam do nich i tak się zaczęło.
Jak znajdujesz opuszczone obiekty?
W środowisku urbexu informacje szybko się rozchodzą. Wystarczy śledzić skupiające eksploratorów grupy na Facebooku. Poza tym sama staram się szukać miejscówek. To jest znacznie bardziej wymagające i czasochłonne zadanie. Analizuję znalezione w Internecie zdjęcia, mapy z satelity, szukam szczegółów, które mogą naprowadzić mnie na trop danego obiektu. Czasem w drodze na eksplorację zbaczam z głównych dróg, bo wtedy łatwiej natknąć się na prawdziwe perełki. Niemal w każdej wiosce jest szansa na znalezienie starego dworu czy już dawno niedziałającej gorzelni. Tworzę swoją osobistą mapę opuszczonych miejsc. Jest ich na niej ponad 100, z czego kilkadziesiąt już udało mi się odwiedzić.
Dlaczego eksploratorzy nie zdradzają swoich miejscówek?
Dla eksploratorów najważniejsza jest zasada: „Zostawiamy po sobie tylko odciski stóp, a jedyne, co zabieramy, to zdjęcia”.Nie każdy ma jednak do opuszczonych obiektów taki szacunek. Z doświadczenia wiemy, że informacja o lokalizacji łatwo może trafić do kogoś spoza środowiska urbexu, kto zorganizuje później w opuszczonym budynku imprezę, podpali go czy dokona innego aktu wandalizmu. Nieraz wracam do niektórych obiektów i jestem w szoku, jak bardzo niszczeją. Dlatego jeżeli dzielę się z kimś swoją miejscówką, to jedynie z nielicznymi, zaufanymi osobami. Chociaż są miejsca, których lokalizację zachowuję wyłącznie dla siebie. Takim przykładem jest odkryty przeze mnie niedawno przepiękny ośrodek wypoczynkowy. Niestety udostępnienie samych zdjęć na Facebooku wystarczyło, aby inni odnaleźli ten obiekt. Teraz zagląda tam mnóstwo ludzi.
Czujesz się w jakimś stopniu odpowiedzialna za to, co dzieje się z obiektami po twojej wizycie?
Wiesz, nie mam sobie nic do zarzucenia. Nie zdradzam miejscówek, niczego nie niszczę ani ze sobą nie zabieram, a jeśli przeglądam jakieś dokumenty, to zawsze odkładam je na miejsce. Poza tym obiekty, które eksploruję, są na ogół łatwo dostępne i wielokrotnie były już „obrabiane” przez złomiarzy czy okolicznych mieszkańców.
Mówisz, że jedyne, co „zabieracie”, to zdjęcia. Aparat fotograficzny jest nieodłącznym narzędziem eksploratora?
Rzeczywiście, wiele osób dokumentuje swoje wyprawy, a następnie udostępnia fotografie w mediach społecznościowych. Ja zwiedzam opuszczone miejsca od czterech lat, ale dopiero od marca zeszłego roku zabieram ze sobą aparat. Na początku dzieliłam się zdjęciami na swoim profilu na Facebooku, później, za namową znajomych, założyłam fanpage URBEX_travel into the past.
Opuszczone obiekty można zwiedzać samemu?
Ja tak nie robię, bo ze względu na zły stan budynków jest to trochę niebezpieczne. Zwykle umawiam się z innymi eksploratorami z grup urbexowych. Czasem zdarza mi się też namówić na zwiedzanie znajomych, którzy nie interesują się urbexem. Wielu z nich łapie później bakcyla i sami inicjują wspólne wyprawy.
Czy ktoś ci kiedykolwiek powiedział, że urbex to nie jest zajęcie dla kobiet?
Taki pogląd panował może kilka lat temu. W kontekście zwiedzania fortyfikacji zdarzało mi się usłyszeć, że kobieta powinna raczej zajmować się domem niż militariami. Dzisiaj obecność kobiet wśród eksploratorów nikogo nie dziwi. Jest nas coraz więcej, sama mam kilka znajomych, które interesują się urbexem.
Jakie predyspozycje są niezbędne do eksploracji?
Choć na początku mówiłam o tym, że w opuszczonych miejscach nie ma się czego bać, uważam, że eksploracje wymagają jednak odrobiny odwagi. Podczas zwiedzania nierzadko trzeba się przeciskać, wspinać, poruszać po nieoświetlonych pomieszczeniach. Nie można czuć zatem lęku przed ciemnością i małymi przestrzeniami. Należy być też przygotowanym na spotkania z bezdomnymi, którzy często pomieszkują w obiektach. Wiele osób dostrzega w nich zagrożenie. Ja natomiast staram się z nimi rozmawiać, zrozumieć ich. Z wykształcenia jestem pracownikiem socjalnym i z tego powodu temat bezdomności jest mi bliski.
Zdarzyły ci się niebezpieczne sytuacje?
Często się mówi, że urbex jest niebezpieczny. Moim zdaniem wystarczy jednak rozwaga i zdrowy rozsądek, żeby uniknąć groźnych zdarzeń. Eksploruję miejsca będące w złym stanie technicznym, ale nigdy nie ryzykuję wejścia tam, gdzie dostrzegam potencjalne zagrożenie.
Jakie jest Twoje urbexowe marzenie? Czarnobyl – mekka eksploratorów?
W Czarnobylu nie byłam i nie mam go w najbliższych planach. Po emisji serialu stał się bardzo popularny. Mnóstwo ludzi jeździ tam na wycieczki, a influencerki chwalą się na Instagramie zdjęciami z zony. To miejsce straciło dla mnie urok. Znacznie bardziej fascynuje mnie Fukushima. Jednak ze względu na wysokie koszty podróży i pobytu myślę, że będzie musiała jeszcze przez jakiś czas pozostać w sferze marzeń.