Stefania Paszkowska pseudonim Nina

Wybuch Powstania Warszawskiego

Miała zaledwie osiemnaście lat i żadnego doświadczenia w walce, gdy wybuchło Powstanie Warszawskie. Mimo to już w pierwszych dniach sierpnia 1944 r. zyskała uznanie kolegów dzięki brawurowej akcji ratunkowej. Kilka miesięcy później podjęła samotną ucieczkę z marszu śmierci więźniów obozu koncentracyjnego Stutthof. Po wojnie została pilotem rajdowym i sędzią międzynarodowym sportów samochodowych. Życie porucznik Stefanii Paszkowskiej to niemal gotowy scenariusz filmu sensacyjnego.

Życie podziemne

Stefania Helena Paszkowska (z d. Zawierowska) urodziła się 16 grudnia 1926 r. w Warszawie. Jak sama wspominała, „przed wojną była smarkata”. Jej charakter ukształtowało dopiero życie podziemne, w które włączyła się w 1942 r. Początkowo roznosiła prasę konspiracyjną, następnie przeszła szkolenie sanitarne. Zdobyte wówczas umiejętności, jak miała pokazać niedaleka przyszłość, pomogły jej ocalić niejedno ludzkie życie.

Powiedziałam, że jeżeli nikt nie przyjdzie, to niech mi chociaż dadzą pistolet, a sama powystrzelam chłopaków. Po co mają to zrobić Niemcy?

W pierwszych dniach sierpnia 1944 r., pod pseudonimem „Nina”, wraz z innymi sanitariuszkami Kompanii K 2, zabezpieczała natarcie żołnierzy batalionu „Karpaty” na teren torów wyścigów konnych na Służewcu. Zorganizowała także punkt ratowniczo-sanitarny przy ul. Puławskiej 246. Kiedy sytuacja w tym rejonie stała się dla powstańców wyjątkowo niekorzystna, nie chciała opuścić rannych – nawet mimo gorących namów. Tych, którzy znajdowali się w najcięższym stanie, postanowiła przewieźć furmanką na Mokotów. Gdy woźnica odmówił jej pomocy, postanowiła sama powozić – robiła to pierwszy raz w życiu, będąc pod ostrzałem i w środku płonącego miasta. Niestety, szybko straciła panowanie nad przerażonym koniem, co uniemożliwiło dalszą ucieczkę. „Nina” dwukrotnie przedzierała się do placówek powstańczych, aby prosić o pomoc w ratowaniu rannych. W złożonej po wojnie relacji podkreślała, że później już nigdy w życiu tak się nie bała. Za ogromną odwagę i upór uhonorowano ją Krzyżem Walecznych. Jednym z ocalonych przez nią powstańców był Zbigniew Kupczyk, późniejszy utalentowany zawodnik motocyklowy i dziennikarz sportowy.

Kobiety pistolety”

„Nina” służyła prawie do końca powstania. 27 września 1944 r. została aresztowana przez Niemców, a niespełna dwa dni później – wbrew postanowieniom konwencji genewskiej, wraz z czterdziestoma innymi kobietami-jeńcami z powstania trafiła do obozu koncentracyjnego w Stutthofie.

Tam wybuchł tyfus plamisty. One umierały, zresztą wszystkie wymarły. Tzw. obsługa nie nadążyła wywozić nieboszczyków, wokół baraków rosły stosy trupów, które śnią mi się do dzisiaj”.

Czterdzieści ubranych w powstańcze mundury dziewcząt wywołało w obozie ogromne poruszenie. Więźniowie podziwiali ich waleczną postawę, kiedy domagały się respektowania przez władze obozowe praw jeńców wojennych. Esesmani określali je mianem „kobiet pistoletów”. Stefania była świadkiem morderstw dokonywanych na żydowskich kobietach, lecz mimo to i mimo dramatycznych warunków, terroru oraz rozprzestrzeniającej się epidemii tyfusu, postanowiła stawić czoła obozowej rzeczywistości. Potajemnie, z narażeniem życia, włączyła się w szereg akcji konspiracyjnych organizowanych przez „Czterdziestkę”. Chociaż udało się jej przetrwać Stutthof, to obrazy tamtych dni będą ją dręczyć do końca życia.

Ucieczka

Zobaczyłam, że na szosie coś się strasznie kotłuje. To byli uciekinierzy niemieccy, wozy, ludzie, bydło. Mówię: to jest okazja, żeby wmieszać się w dziki tłum i odmaszerować. Moje koleżanki, nie wiem, przestraszyły się w ostatniej chwili, a ja powiedziałam: To cześć”.

26 stycznia 1945 r., wraz z tysiącami innych więźniów obozu, Stefania Paszkowska wyruszyła na trasę ewakuacji pieszej, którą wkrótce nazwano marszem śmierci. Po raz kolejny, nie oglądając się na innych, postanowiła wziąć los w swoje ręce. Podczas postoju w Pruszczu Gdańskim uciekła i szczęśliwym zbiegiem okoliczności dotarła do Gdyni, gdzie została uratowana przez niemiecką rodzinę. Zawiązana wówczas przyjaźń przetrwała długie lata i jest kontynuowana także przez wnuczkę „Niny”.

Nowe życie

Po powrocie do zrujnowanej Warszawy Stefania zaczęła swoje życie od nowa. W 1956 r. poznała przyszłego męża, kierowcę rajdowego Władysława Paszkowskiego. Zaledwie rok później, jako pilot, zdobyła wraz z nim wicemistrzostwo w Samochodowych Mistrzostwach Polski. W kolejnych latach „Nina” pełniła funkcję menadżera swojego męża. Została także kierownikiem ekipy kartingowej i wyścigowej w warszawskim Automobilklubie i w Polskim Związku Motorowym. Była ponadto sędzią międzynarodowym sportów samochodowych, a także uczestniczyła w organizacji wielu rajdów. Jak wspominał jej współpracownik Jacek Schmidt: „Ta drobna, skromna i pozornie słaba kobieta przez blisko 20 lat szefowała grupie nieokiełznanych supermenów, kierowców rajdowych. Ci twardziele pod jej kierownictwem stawali się potulnymi barankami. W najtrudniejszych momentach potrafiła zachować zimną krew”.

Porucznik Stefania Helena Paszkowska, „kobieta pistolet”, wyjątkowa, silna, a zarazem niezwykle skromna kobieta, odeszła – lub jak napisał Władysław Paszkowski – „odjechała do wiecznego parku maszyn” 16 października 2007 r.



Stefania Paszkowska ps. „Nina”

Autor: Wirginia Węglińska

Zdjęcia udostępniono dzięki uprzejmości Moniki Manghi – wnuczki Stefanii Paszkowskiej.



    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *