Beata Pawlikowska – Samotna wyprawa to szkolenie na poligonie życia

Lubi podróżować sama. Bez sztywnego planu, bez rezerwacji, bez żadnych zobowiązań. Lubi, gdy jest trudno, bo wtedy ma poczucie, że podróż kształtuje charakter. O tym, jak przezwyciężyć strach, jak poradzić sobie na końcu świata i dlaczego zamiast wybrać łatwe i przyjemne wypoczywanie, zdecydować się na samotną wyprawę, rozmawiamy z Beatą Pawlikowską – podróżniczką, prezenterką telewizyjną i radiową, dziennikarką oraz autorką książek. Do rąk czytelników trafiła właśnie jej najnowsza książka „Samotne wyprawy”.

W swojej książce napisała Pani: „Każda moja podróż to dodatkowe życie”.

W podróży czas płynie zupełnie inaczej. Ma się wrażenie, jakby tydzień trwał miesiąc, bo wszystko, co się przydarza, jest tak bardzo intensywne i nieprzewidywalne. Szczególnie podczas takich wypraw, na które jeżdżę najchętniej, czyli na samotne wyprawy. Kiedy nic nie jest z góry przygotowane i nie mam żadnych rezerwacji. Wtedy tak intensywnie odbiera się rzeczywistość, że człowiek ma wrażenie, jakby dostał dodatkowe życie, równoległe do tego, jakie prowadzi w Polsce.

W innej części książki możemy przeczytać: „Czuję się tak, jakbym z każdej samotnej wyprawy przywoziła nowy fragment duszy nasączony tamtą rzeczywistością, tamtym sposobem myślenia i niepowtarzalną prawdą, jaka obowiązuje w tamtym zakątku świata”.

Człowiek znajduje się w zupełnie nowym miejscu. Uczy się całkiem nowych rzeczy, doświadczając tego, co się po prostu zdarza. Nie trzeba sięgać po książkę, tylko wystarczy wyjść z hotelu, rozglądać się, myśleć i czuć. Człowiek wtedy uczy się nowych rzeczy i wzbogaca w ten sposób zarówno swój umysł. jak i duszę.

Wiele pisze Pani o intuicji, zarówno jeśli chodzi o wyszukiwanie miejsc, które chce Pani odwiedzić, jak również sposobie zachowywania się podczas podróży. Na co dzień nie słuchamy intuicji. Jak odróżnić, która myśl jest słuszna i zaprowadzi nas do dobrego miejsca?

Chodzi o to, żeby zaufać sobie, ale też swojej intuicji. Może się to jednak stać tylko wtedy, gdy człowiek zaprzyjaźni się ze sobą. Ja jestem swoim przyjacielem już od bardzo dawna, więc ufam swojej intuicji i swojemu instynktowi bez zastrzeżeń, przez co wiem, że to, co mi podpowiada, jest słuszne.
W naszej cywilizacji uczy się nas postrzegać świata poprzez umysł. W szkole uczy się nas matematyki, fizyki, chemii, czyli czegoś, co jest namacalne, co da się zamknąć w definicji, w równaniu, co jest nauką. Natomiast prawda jest taka, że człowiek ma mózg złożony z dwóch półkul. Jedna z nich posługuje się umysłem, a druga posługuje się sercem, instynktem, intuicją. Zostaliśmy stworzeni tak, by postrzegać świat zarówno rozumem, jak i sercem, więc trzeba w sobie wypracować z powrotem tę utraconą umiejętność.

Czy podczas podróży można się tego nauczyć i odnaleźć swoje prawdziwe „ja”?

Myślę, że tak. Na pewno podczas samotnej podróży, bo wtedy człowiek jest z samym sobą na dobre i na złe. Słyszy swoje myśli, ale też ma czas i sposobność, żeby pobyć ze sobą, żeby nawiązać ze sobą kontakt, tak, jak nawiązuje się kontakt z innymi ludźmi. Gdy podróżujemy w grupie, dzielimy się z innymi naszymi myślami, marzeniami i planami. Zwykle człowiek sam ze sobą takiego dialogu nie prowadzi, a samotna podróż taki dialog ze sobą bardzo ułatwia.

Jednak samotna wyprawa generuje też dużo lęków i strachów m.in. o bezpieczeństwo.

To, co człowiek przynosi ze sobą, to samo dostaje w odpowiedzi, więc jeżeli przynosi ze sobą strach, podejrzenie, że zostanie skrzywdzony, okradziony i coś mu się złego stanie, to mimowolnie usztywnia się wewnętrznie i wtedy inni odbierają to jako ukrytą wrogość. Jeśli jednak przyjdzie z nastawieniem pozytywnym, nie oceniając nikogo, traktując innych z szacunkiem, to zawsze dostanie dokładnie to samo.

Jednak w kilku miejscach książki wspomina Pani o trudnych momentach, kiedy ktoś próbował Panią oszukać, a nawet więzić w klasztorze buddyjskim.

Oni to robili w dobrej wierze, a nie po to, by mnie skrzywdzić. Chcieli uratować moją duszę. Nie byłam wtedy gotowa, żeby tę moją duszę oswobodzić.

W książce pisze Pani o różnych trudnych sytuacjach zwątpienia, ale też o sytuacjach, gdy jest Pani ratowana z opresji. Można odnieść wrażenie, że to małe cuda.

Gdy człowiek zaufa samemu sobie i zda się na to, czego nie zna, czyli też w pewien sposób zaufa sile wyższej, to wtedy zawsze pojawi się pomoc i wybawienie. Zdarzyło mi się wiele szczęśliwych splotów okoliczności, sytuacji, nad którymi nie miałam żadnej kontroli i nie mogłam ich zaplanować w żaden sposób. Zdarzały się w idealnym momencie.

Słyszymy też jednak o sytuacjach zamordowania podróżników przez tubylców czy wykorzystania kobiet przez dilerów narkotykowych. Jak unikać trudnych sytuacji w podroży?

Po pierwsze trzeba znać miejsce, do którego się jedzie. Znajomość języka bardzo to ułatwia. Wiele nieporozumień może wynikać z tego, że ktoś przyjeżdża do kraju, którego nie zna i nie mówi też lokalnym językiem. Wówczas, choć ludzie próbują nas przed czymś ostrzec, np. proszą, by gdzieś nie wchodzić, albo by czegoś nie robić, my tego nie rozumiemy. W ten sposób można zrobić coś, co jest niewskazane, co jest tabu, albo wywołać ich strach lub sprzeciw.

Po drugie – choć uważam, że to rzecz najważniejsza – to bezwzględny szacunek do tego, co zastajemy na miejscu. Ważne jest również, byśmy mieli świadomość, że jesteśmy gośćmi, a to znaczy, że nie dajemy sobie prawa do żądania czegokolwiek. Gdy ktoś mówi nam, że nie możemy gdzieś siedzieć albo że nie możemy wejść do tej wioski albo że nie wolno nam rozbić w tym miejscu namiotu – to bez słowa, dziękując za informację, pakujemy swoje manatki i odchodzimy. Jeśli zatem szanujemy lokalne obyczaje, jeżeli szanujemy wolę ludzi, którzy tam mieszkają, to takim podróżnikom nie może stać się nic złego.
Niebezpiecznie może stać się wtedy, kiedy człowiek przychodzi do miejsca, które nie należy do niego, gdzie jest tylko gościem i usiłuje to miejsce zmieniać albo narzucać ludziom swoją wolę, albo po prostu pakować się z buciorami tam, gdzie go nie chcą.

Czy myśli Pani, że w człowieku zawsze była taka potrzeba podróżowania, czy jest to zaledwie moda?

Myślę, że teraz podróżowanie jest po prostu tak łatwe, iż każdy może to robić. Kiedyś było znacznie trudniej, trzeba było wędrować na piechotę, zaciągnąć się na statek albo wędrować z karawanem wielbłądów przez wiele tygodni. Teraz wystarczy kupić bilet w tanich liniach lotniczych. Nigdy podróżowanie nie było tak łatwe i tak dostępne dla każdego, jak teraz. Niektórzy ludzie podróżują z ciekawości, inni dlatego, że nie mają innego pomysłu, a kolejni tylko dlatego, by zaimponować swojemu otoczeniu.

A Pani dlaczego podróżuje?

Bo jestem ciekawa świata, ale też tego, jak myślą i jak żyją ludzie w innych krajach.

Co daje Pani więcej odkryć: samotne przebywanie w dżungli czy otaczanie się innymi ludźmi? W jakich sytuacjach czuje się Pani bardziej komfortowo?

Nie przeszkadza mi, gdy ktoś mnie zaczepia. Gdy zdarza się to w Ameryce Środkowej czy Południowej, zaczynam z ludźmi żartować po hiszpańsku, najzwyczajniej w świecie sobie rozmawiamy, a potem bez żadnego problemu ruszam przed siebie. Nie mam z tym kłopotu i nie zdarzyło mi się, żeby ktoś mnie zaczepiał w sposób nieprzyjemny albo natarczywy. A może to ja odbierałam takie zachowanie jako nieszkodliwy żart i reagowałam na to z poczuciem humoru? Nigdy mi to nie przeszkadzało. Wszędzie czuję się bezpiecznie. Są oczywiście miejsca, które faktycznie są niebezpieczne. Odczuwa się tam napięcie w ludziach i wówczas podróżuję od świtu do zachodu słońca – tylko, gdy jest jasno, publicznymi środkami transportu, trzymając się tubylców. Podróżowałam tak wiele razy po najbardziej niebezpiecznych krajach świata i nigdy nic mi się nie stało.

Myślę, że moja dewiza jest prosta: kierować się swoim instynktem, mieć pozytywne nastawienie. Wówczas można wyczuwać sytuacje, które nas spotykają.

Podczas której podróży dowiedziała się Pani o sobie najwięcej?

Podczas wszystkich podróży do dżungli amazońskiej. Jest to miejsce niebezpieczne i nieprzewidywalne na tyle, że człowiek nie ma już siły, by cokolwiek udawać. Wtedy ma możliwość ujrzenia tego, jak jest naprawdę. W naszej cywilizacji ludzie grają, noszą różne maski, próbują lepiej wypaść w oczach innych osób, ale są takie miejsca, w których udawanie nie ma sensu i wszystkie maski, jakie człowiek ma, po prostu spadają. Nie ma ich. Takim właśnie miejscem jest dżungla amazońska.

Napisała Pani, że „Samotna wyprawa to szkolenie na poligonie życia”. Zastanawia mnie, po co ten survival? Czy życie na co dzień nie oferuje nam ekstremalnych doznań? Nie lepiej w trakcie urlopu wypocząć i poleżeć na plaży?

Kiedy odpoczywamy, nie wytwarza się w nas dodatkowa siła. Wracamy do domu, i owszem, jesteśmy wypoczęci, ale nie mamy w sobie wewnętrznej siły. Bierze się ona z działania, ze zmagania ze swoimi słabościami i przeciwieństwami oraz niekiedy z konieczności, gdy życie wymusza na człowieku odnalezienie siły w sobie siły. Wówczas ta pozostaje już z nim. Leżenie na plaży jest tylko spędzeniem wolnego czasu. Niczego nowego nie uczy.

Mówi Pani o otwartości i pozytywnym nastawieniu do życia.

Tak, ale o takiej otwartości, gdy człowiek ma otwarte oczy, patrzy i chce zobaczyć. Nie oczekuje potwierdzenia swoich przypuszczeń, ale nawet idąc ulicą, ma otwarte oczy i wypatruje czegoś, co go zaskoczy czy też zachwyci. Ja takie rzeczy znajduję codziennie. Nie tylko podczas podróży, ale codziennie w Warszawie.

Wywiad: Daria Kwiatkowska

Oceń ten artykuł

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *