Radio śniło mi się po nocach

Jej głos kojarzy chyba każdy. Małgosia Piontke z Radia Eska co dzień rozbawia słuchaczy podczas popołudniowej audycji „Wrzuć na luz z Eską”. Czy radio było jej przeznaczone, czy nieśmiałość to cecha, na którą może pozwolić sobie radiowiec? Przeczytajcie!

Radio było Ci pisane?

Uwielbiałam pisać i zaczynając studia, byłam pewna, że będę pracować w redakcji gazety. Szukając praktyk, doznałam olśnienia, że możne warto spróbować czegoś innego. Dostałam się do radia. Zaczęłam przychodzić na praktyki, a po miesiącu zaproponowano mi pomoc podczas porannej audycji. Wtedy zetknęłam się z mikrofonem po raz pierwszy i poczułam magię. Praktyki się skończyły, a mi radio dosłownie śniło się po nocach (śmiech). Minął kolejny miesiąc i zadzwoniono do mnie z newsroomu, że ktoś idzie na urlop i czy nie mogłabym popracować trochę jako reporter radiowy. Poleciałam do redakcji jak na skrzydłach.

fot. Studio Arena

Stresowałaś się?

Uważam siebie za osobę dość nieśmiałą. Lubię towarzystwo i ludzi, ale wyjście na ulice z mikrofonem, zrobienie sondy to była dla mnie naprawdę monotonna praca… Dość dużo czasu zajmowało mi samo wyciągnięcie mikrofonu z torebki (śmiech). Mam w sobie taką zadziorność, coś, co każe mi walczyć i udowodnić sobie, że dam radę. Udało się. Później znalazło się dla mnie miejsce na antenie. Poranna audycja lokalna została przeniesiona na popołudnie. Zaczęłam współpracować z dziennikarzami muzycznymi, którzy tę audycję prowadzili i z czasem szefowa programu stwierdziła, że chciałaby, abym została trzecim głosem tego programu i tak, oto jestem (śmiech).

Wyobrażasz sobie życie bez radia?

Praca w radiu jest dość specyficzna. Od prawie 12 lat pracuję w jednym miejscu, pojawiają się chwile zwątpienia… To uczucie, kiedy siadam przed mikrofonem i włącza się ikonka on-air – to jest właśnie to. Podejrzewam, że jeśli bym odeszła już następnego dnia bardzo bym tego żałowała (śmiech).

Radiowcy mogą chorować?

W naszym radio pracuje około dwudziestu osób, jesteśmy taką maszyną, w której brak jednego trybika, wpływa na pracę całości. Oczywiście zdarzają się życiowe sytuacje, kiedy dzieje się coś nieprzewidzianego i ktoś nie jest w stanie pojawić się w pracy i dajemy sobie wtedy jakoś radę. Z tyłu głowy ma się jednak to przeświadczenie, że lepiej jednak nie chorować i być w tej pracy (śmiech). Zdarzało mi się przyjść z gorączką czy z anginą do pracy, ale to jest wszystko do przeżycia.

Podczas audycji „Wrzuć na luz z Eską” pracujecie na gotowych scenariuszach czy idziecie na żywioł?

Nasz program ma nieść radość i pomóc ludziom wracającym z pracy wrzucić na luz. Jeśli chodzi o antenę, działamy raczej na tzw. „spontanie”. Nie przygotowujemy scenariuszy. Czasami riposty przemyślane są minutę wcześniej, a czasami idziemy na zupełny żywioł. Wydaje mi się, że spisane kwestie, później odczytywane przez dziennikarzy, odzierają radio z magi. Spontaniczność na antenie pozwala pokazać swój charakter, osobowość i jakość. Jeśli tego nie ma, to tak jakby zabrakło prawdziwego radia.

fot. Studio Arena

Współprowadzisz program rozrywkowy, a co kiedy nie masz dobrego humoru?

To jest ta trudna strona mojej pracy. Czasami się nie chce, a trzeba. To jest wpisane w ten zawód. Kiedy włącza się mikrofon, muszę być ponad moje własne humory. Wchodzę na antenę i muszę mieć dobry nastrój (śmiech). To czasami pomaga, humor jakoś sam się poprawia i jest ok.

Zaliczyłaś jakąś gafę na antenie?

Tysiące (śmiech). Raz prowadząc program i realizując go, nie wyłączyłam mikrofonu. Podczas reklam było słychać, jak kontynuuję ze słuchaczką rozmowę o jej małżeństwie… „No wiesz, jacy są faceci…”. Zaczęły napływać wiadomości od słuchaczy, że fajnie jest się dowiedzieć, jak wygląda Bal czy Szmal od kuchni. To tylko jeden przykład, ale było tego znacznie więcej (śmiech).

Byłaś na scenie w momencie ataku na Prezydenta Pawła Adamowicza

To był dla mna bardzo trudny moment, dla mnie jako człowieka. Z tyłu głowy cały czas miałam myśl, że jestem dziennikarzem i że to, co się dzieje, jest bardzo ważne dla Trójmiasta. Mogłam wziąć wolne, ale zdecydowałam się chodzić do pracy. Wtedy nasz program rozrywkowy zniknął z anteny. W zamian robiliśmy program poświęcony Prezydentowi i wydarzeniom związanym z jego śmiercią. To był moment, kiedy musiałam stoczyć w sobie niejedną bitwę. Kłębiło się we mnie dużo emocji, a z drugiej strony chciałam być profesjonalistką.

Czujesz więź ze słuchaczami?

Tak. Bez naszych słuchaczy nasza praca nie miałaby sensu. Chyba jesteśmy taką trochę rodziną. Mam nadzieję, że nas słuchacze to czują.

Autor: Katarzyna Paluch

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *