Polska okiem Ukrainki

WW Polsce żyje się komfortowo, ale ja nie przyjechałam tutaj dla wygody. Szukałam przygód – tłumaczy Hanna Matsyuk z Ukrainy, i opowiada o życiu w Polsce i na Ukrainie oraz o tym, czego oczekiwała od Gdańska, co ją w nim zaskoczyło i rozczarowało.

H.M. Pisałaś, że chcesz rozmawiać o tym, jak postrzegam Polskę i Polaków, ale ja w zasadzie znam tylko Gdańsk, bo tu żyję. Podobnie trudno odnosić mi się do całej Ukrainy. Bliski jest mi Lwów. Pod nim się urodziłam, tam studiowałam i tam teraz mieszkają moi rodzice. Łatwiej mówić mi zatem o gdańszczanach i lwowianach niż ogólnie o Polakach i Ukraińcach.

D.P. Oczywiście! Chciałabym, żebyś podzieliła się swoim doświadczeniem. Od jak dawna mieszkasz w Gdańsku?

H.M. W maju będą trzy lata.

D.P. Przez ten czas udało Ci się tak dobrze nauczyć polskiego, czy znałaś go już wcześniej?

H.M. We Lwowie pracowałam przez jakiś czas w biurze tłumaczeń, które prowadziła Polka. Czasem słyszałam, jak udzielała lekcji z polskiego, to była moja pierwsza styczność z tym językiem. Później miałam kilka lekcji tuż przed wyjazdem, a po przeprowadzce do Gdańska kurs zorganizowany przez moją firmę. Najlepszą lekcją była jednak dla mnie codzienna komunikacja z gdańszczanami.

D.P. Mówi się, że nasze języki są do siebie podobne.

H.M. Pracuję w międzynarodowej firmie, m.in. z Białorusinami. Dopiero rozmawiając z nimi, uświadomiłam sobie, że polski jest zbliżony raczej do białoruskiego. Z ukraińskim ma mniej wspólnego, mimo to na Ukrainie Zachodniej wiele osób rozumie język polski, a czasem nawet potrafi się w nim porozumieć.

D.P. A zatem przyjechałaś tu ze względu na pracę?

H.M. W firmie, w której obecnie jestem zatrudniona, pracowałam już na Ukrainie. Pojawiła się propozycja przeniesienia do Gdańska. Nie było chętnych, a ja akurat szukałam nowych doświadczeń, więc się zgodziłam. Wcześniej byłam raz w Gdańsku. Spodobał mi się, zupełnie nie przypominał miast, które znam z Ukrainy. Gdybym chciała szukać podobnych miejsc, pojechałabym do Krakowa. Bardzo przypomina Lwów. Gdańsk jest zupełnie inny, choćby ze względu na dostęp do morza czy dosyć uciążliwy klimat. Czasem do tych różnic trudno przywyknąć, bo o ile zimno jeszcze jestem w stanie znieść, to z wiatrem już walczyć nie mogę (śmieje się).

D.P. Od kilku lat w polskich mediach coraz częściej słyszy się o agresywnych zachowaniach wobec obcokrajowców. Nie miałaś obaw przed przyjazdem?

H.M. Żadnych, choć mam znajomych Ukraińców w różnych częściach Polski i wiem, że nie wszędzie żyje im się dobrze i bezpiecznie. Mnie mieszka się w Gdańsku bardzo spokojnie – to tolerancyjne miasto. Pomijam oczywiście wydarzenia styczniowe i zamach na Pawła Adamowicza. To był szok, właśnie dlatego, że nikt nie spodziewał się, że coś takiego może się wydarzyć właśnie w tym mieście.

D.P. Co było dla Ciebie najtrudniejsze po przyjeździe do Polski?

H.M. Wyobrażałam sobie, że gdy po pracy pójdę do kawiarni, to poznam tam mnóstwo ludzi. Tak się nie stało. Tutaj raczej nikt nie wychodzi z zamiarem nawiązania znajomości, tak jak to się zdarza we Lwowie czy choćby w Krakowie. Gdańszczanie są dosyć zamknięci. To mnie zdziwiło, bo zakładałam, że pod tym względem Gdańsk będzie raczej podobny do Lwowa.

D.P. Były inne rozczarowania lub zaskoczenia?

H.M. Wiedziałam, że w Polsce są wysokie podatki, ale okazały się wyższe, niż się spodziewałam. Tutaj jednak widać, na co się je wydaje. Miasta w Polsce są czyste, zadbane, dobrze zagospodarowane, zwłaszcza w porównaniu z południową Europą. Pozostałe zaskoczenia to raczej drobnostki – jak to, że gdańszczanie na wszystkie okazje wybierają styl casual – do klubu, do pracy, do teatru. Z czasem też to przejęłam, bo denerwowało mnie, że gdy założyłam sukienkę i buty na obcasie, wszyscy pytali mnie, z jakiej to okazji.

D.P. Pozostańmy jeszcze przy różnicach między Polską a Ukrainą.

H.M. Na co dzień zauważam ich bardzo dużo. Choćby to, że w Polsce pociągi notorycznie się spóźniają – z czym na Ukrainie spotkałam się może raz w życiu – i w dodatku są bardzo drogie. Zdziwiło mnie też, że Polacy lubią kawę rozpuszczalną, której we Lwowie raczej się nie pija. Gdy dowiedziałam się, że w samolotach LOT-u nie podaje się kawy innej niż rozpuszczalna, byłam w szoku (śmieje się). I jeszcze jedna sprawa – Polacy wcześnie przychodzą do pracy. Są zaskoczeni, kiedy ktoś pojawia się w biurze po 9. Nie wiem, z czego to wynika…

D.P. Może nie chcemy mieć wrażenia, że praca zabiera nam całe życie?

H.M. Na Ukrainie ludzie kończą pracę o 18 i nikt takiego wrażenia nie ma. Co więcej, tam mało kto wraca z biura od razu do domu. We Lwowie niemal codziennie spotykałam się ze znajomymi. Tutaj każdy ucieka raczej do swoich spraw i rzadko decyduje się na spontaniczne wyjścia.

D.P. Chcesz powiedzieć, że gdybyśmy umówiły się o 18 we lwowskiej kawiarni to sala nie byłaby tak pusta, jak ta, w której jesteśmy teraz?

H.M. Oczywiście! Tam życie nocne jest bardziej żywiołowe. Niektóre restauracje i kawiarnie są nawet otwarte całą dobę. Tutaj późnym wieczorem można zjeść co najwyżej kebaba.

D.P. W Gdańsku jest dla Ciebie po prostu zbyt spokojnie.

H.M. Chyba tak. Przyjechałam tutaj w poszukiwaniu przygód, ale widzę, że w porównaniu z Gdańskiem, na Ukrainie miałam ich pod dostatkiem. Tutaj, żeby coś się działo, trzeba być wciąż aktywnym. We Lwowie nie zawsze tak jest, czasem wystarczy wejść w życie miasta, a ciekawe sytuacje same nas znajdą. Gdańsk postrzegam jako miasto, do którego ludzie przyjeżdżają najpierw, żeby się uczyć, a później znaleźć pracę i założyć rodzinę. Nawiasem mówiąc, zauważyłam, że Polacy wcześniej zakładają rodziny niż Ukraińcy. My przed trzydziestką myślimy raczej o sobie. Tutaj w tym wieku już wiele osób ma żonę, męża, potomstwo i dopiero po czterdziestce, kiedy dzieci nie wymagają już dużej uwagi, zaczyna robić coś dla siebie.

D.P. Ukrainki po urodzeniu dziecka szybko wracają do pracy?

H.M. Tak, ale to dlatego, że nie mają wyjścia. Sytuacja ekonomiczna je do tego zmusza, inaczej nie udałoby im się utrzymać rodziny. A dziećmi zwykle opiekują się dziadkowie. Dzięki ich pomocy kobiety mają też więcej czasu dla siebie. W dużych miastach wiele młodych ludzi nie ma takiego komfortu – przyjechali z małych miasteczek, ich rodzice są daleko.

D.P. Mówisz o Gdańsku jako mieście rodzinnym. Zastanawiam się czy także Ukraińcy, którzy przyjeżdżają do Polski do pracy, będą chcieli z czasem osiedlić się tutaj ze swoimi rodzinami?

H.M. To zależy od tego, czy będą mieli dobrą pracę. Sytuacja na Ukrainie naprawdę jest bardzo trudna pod względem ekonomicznym. W Polsce żyje się bardziej komfortowo. Ludzie nie muszą chwytać się trzech etatów, żeby utrzymać siebie i swoją rodzinę. Ukraińcom tego spokoju brakuje. I dlatego, jeżeli są tu z najbliższymi, wolą zostać. Ja potrzebowałam raczej przygód i nowych doświadczeń, nie przyjechałam tutaj dla wygody.

D.P. Myślisz o powrocie?

H.M. Tak, zdecydowałam, że wracam na Ukrainę w najbliższym czasie. Staram się jednak nie spieszyć, bo wiem, że jeśli wyjadę z Gdańska, to już na zawsze. Nic mnie z tym miastem nie będzie łączyło, ale na pewno będę czuła do niego duży sentyment. I choć czasem na nie narzekam, nigdy nie będę żałować, że tu mieszkałam.

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *