Kamila Kamińska – Podwodny kosmos

Kamila Kamińska

W obecności Kamili znaczenie słowa „marzenia” nabiera głębszego sensu i rozmachu. Przy niej jesteś skłonny uwierzyć, że nie ma rzeczy niemożliwych. Swoim stylem życia udowadnia, że warto marzyć i warto na te marzenia pracować.

Niektórzy ludzie, kiedy dowiadują się o Twoim marzeniu o własnej wyspie, doznają czegoś w rodzaju olśnienia, że można marzyć odważniej, jakby trochę bardziej brawurowo.

Wiem. Sama to kiedyś przeżyłam. Parę lat temu oglądałam program o bogatych ludziach, którzy pływali jachtami w różne miejsca, nurkowali. W pewnym momencie jeden z bohaterów reportażu rzucił hasło, że płyną na własną wyspę. Pomyślałam, jakie niesamowite życie mają tacy ludzie, ale co ważniejsze – zdałam sobie sprawę, że nie jest to niemożliwe!

A co było pierwsze: marzenie o wyspie czy nurkowanie?

Nurkowanie. Wiele lat temu, zmęczona korporacyjnym życiem, pojechałam sama na urlop do Tunezji. Zimno, nudno, najbliższe miasteczko daleko, ale na szczęście były dostępne różne wycieczki. Jedną z nich było nurkowanie. To był mój pierwszy raz. Nikt specjalnie się nie przejmował, aby nas odpowiednio przygotować do wejścia pod wodę. Poobwieszali nas tylko kilogramami ołowiu, pokazali kilka podstawowych znaków i radź sobie człowieku sam. Myślałam, że tam umrę, nie miałam pojęcia co robić. Do tego wszystkiego przeciekała mi maska, więc kilka razy się zachłysnęłam. Już chciałam się poddać, ale instruktor złapał mnie za rękę i powiedział: „Daj mi pięć minut, a potem zdecydujesz czy ci się podoba, czy nie”. Oddał mi swoją maskę, więc mogłam się w końcu skupić na tym, co widzę i czuję, zamiast na utrzymaniu się przy życiu (śmiech). Po paru minutach zrozumiałam, co to znaczy być w kompletnie innym świecie. Spokój, cisza, a jednocześnie zachwyt zapierający dech w piersiach – myślę, że jest to doznanie porównywalne do tego, kiedy się skacze ze spadochronem. To było bardzo mocne.

fot: Mateusz Jaszczuk

Trudne początki nie zraziły Cię do kontynuowania przygody z nurkowaniem?

Nie, ale ciąg dalszy był dopiero kilka lat później, kiedy poznałam Mateusza. Świetny facet, a do tego instruktor nurkowania z wielkim doświadczeniem. W kółko powtarzał, że szkoda życia, żeby nie nurkować. Wszystko chciał mi pokazać, zarazić swoją pasją. No i pokazywał. Mieszkałam wtedy w Trójmieście, zapisał mnie do szkoły nurkowej Tryton w Gdańsku. Zrobiłam kurs i od tamtej pory nie przestałam nurkować. Nasz pierwszy wyjazd do Egiptu nad Morze Czerwone był niesamowity… Śmieję się, że na lądzie – brzydko mówiąc – syf, a pod wodą królestwo. Jako nowemu nurkowi głowa mi się kręciła niemal dookoła. Nie wiedziałam, na co patrzeć, wszystko było fascynujące. Później siedziałam ze zdjęciami różnych morskich żyjątek i odznaczałam, które widziałam.

Co zobaczyłaś pod wodą?

Wszystko! Pamiętasz film animowany o rybce Nemo? Kiedyś podczas nurkowania zobaczyłam, jak do małej zatoczki wśród korali wpłynęła wielka ryba. Natychmiast wskoczyły na nią krewetki, wyczyściły ją z odpadków, a ona spokojnie sobie stamtąd wypłynęła. Na jej miejscu pojawiła się kolejna. Wyglądało to jak podwodna myjnia dla ryb i działało jak nasze myjnie samochodowe! Zobaczyłam inny, ale absolutnie kompletny i świetnie działający wszechświat. Nam się wydaje, że to są jakieś głupie ryby, które zjadamy, ale jak wejdziesz pod wodę, zdziwisz się, widząc, jak wspaniale tam wszystko funkcjonuje, jaki jest to perfekcyjny system.

Czy trzeba się specjalnie zaczaić, żeby to wszystko zobaczyć?

fot: Mateusz Jaszczuk

Nie, widzisz to wszędzie. Możesz na przykład spotkać morenę o wyglądzie wrednej teściowej, która kłapie paszczą, jakby cię chciała zjeść, albo być świadkiem rybiej kłótni. Przezabawne są ośmiornice. Skaczą z miejsca na miejsce, zmieniając kolory i kształty w zależności od tego, gdzie akurat sobie wskoczyły. Takie podwodne kameleony, widzisz czarną, w moment robi się niebieska, a potem jak koral. A kiedy zaczaisz się w strumieniu prądu morskiego, zobaczysz też grube ryby – rekiny, grubery czy płaszczki.

O czym się myśli podczas nurkowania, czy w ogóle się myśli? Wyobrażam sobie, że to jakby się było w stanie nieważkości.

Porównuję ten stan do medytacji. Jak jestem na nurkowaniu przez tydzień, wracam niesamowicie uspokojona, nie rozumiem, o co tym ludziom chodzi, dokąd tak biegną. Pod wodą jesteś bardzo skoncentrowana na wszystkim, co się tam dzieje, panujesz nad sprzętem i jesteś tu i teraz, nigdzie indziej. Nie zdarzyło mi się, żebym podczas nurkowania myślała o tym, co zjem, kiedy wyjdę z wody. Nie ma możliwości, żeby z kimś rozmawiać, więc jesteś sama ze sobą, poznajesz siebie, swoje reakcje i masz miliony tych niezwykłych momentów „Aha!”.

To dlatego szkoda życia, żeby nie nurkować?

fot: Mateusz Jaszczuk

Żyjemy tu na lądzie i wydaje nam się, że wszystko wiemy, a tak naprawdę nie wiemy nic. Miliardy istnień, niesamowity wszechświat, który pragniesz poznać. Jesteś tam pod wodą, w takim uspokojeniu i oglądasz najpiękniejsze twory natury. W jakiejś zatoczce dzikie delfiny do ciebie podpływają, są zawsze chętne do zabawy. I to jest zaraźliwe. Kiedyś podczas nurkowania na Filipinach znalazłam odpowiedź, skąd pojawiły się pomysły na postaci z filmów Sci-Fi. Wszystkie te dziwne stwory i pokemony naprawdę tam żyją! Wciąż jednak nie wiem, skąd się wziął Pikachu (śmiech).

A w Polsce też nurkujecie?

Wiesz, że woda w Bałtyku jest szmaragdowa? Przejrzysta, cudowna jak najczystszy szmaragd. No i mnóstwo wraków na dnie jak u piratów z Karaibów. Można tam wpłynąć do środka, pozwiedzać, jak podwodne muzea. Jest co oglądać!

Skoro pod wodą można pooglądać zatopione statki, pewnie nie tylko, czy można natknąć się na ludzi w tych wrakach?

Ja osobiście nie widziałam, ale Mati tak. Zwiedzał jakiś stary okręt zatopiony na Bałtyku. Do jego masztu były przywiązane dwa kościotrupy. Pewnie był sztorm, a oni się przymocowali do masztu, żeby nie wypaść za burtę.

Szukaliście kiedyś skarbów? Widziałam kilka dokumentów o poszukiwaczach, którzy penetrowali podwodne jaskinie. Wyobraźnia od razu pracuje!

fot: Mateusz Jaszczuk

W Meksyku zwiedzaliśmy wiele jaskiń. Wszystkie są zalane wodą, ale jak do którejś wpłyniesz, masz wrażenie, jakbyś była w jakiejś monumentalnej świętej budowli, natura rzeźbi arcydzieła! Skarbów raczej nie znajdziesz, może od czasu do czasu jakieś ryby. Wspaniale natomiast nurkuje się nocą. Widziałam kiedyś rybkę, taką podwodną hiszpańską tancerkę, z tymi koronkami i falującymi falbanami. Można spotkać żerującą morenę albo skrzydlice przypominające statki kosmiczne, przedziwne rośliny, które wyglądają jak liść marihuany wspinający się po niewidocznej drabinie.

Czy miałaś podczas nurkowania przygodę, której nie zapomnisz?

Miałam marzenie, żeby spotkać konika morskiego. Robiłam akurat setnego nurka i poprosiłam przewodnika, żeby mnie z tej okazji zaprowadził tam, gdzie można zobaczyć to stworzonko.

Zobaczyłaś?

fot: Mateusz Jaszczuk

W kępce trawy były sobie były dwa koniki morskie, jeden w ciąży!
Druga historia mrozi krew w żyłach. Jest coś takiego, co potocznie się nazwa azotówką. Oddychamy powietrzem, w którym jest ok 21% tlenu, a reszta to azot. Na większych głębokościach ten azot robi się trochę toksyczny. Możesz mieć wrażenie, że się upiłaś albo zażyłaś inne środki, generalnie zmienia się twoje postrzeganie. Złapało mnie, jak robiłam uprawnienia do schodzenia na 40 metrów. W trakcie egzaminu badane były moje reakcje na działanie różnych czynników, co w jeziorze nie jest najłatwiejsze, bo poniżej 10 metrów jest kompletnie czarno! Po wszystkim instruktor dał znak, że wypływamy na powierzchnię. W tym momencie zapomniałam, co ja tu robię, co to za sprzęt, jak go używać. Byłam przekonana, że już stamtąd nie wyjdę, bo nie wiem jak. Zdołałam tylko złapać instruktora za rękę i dać mu znak, że jest niedobrze. Wynurzaliśmy się parę minut, ale dla mnie to była wieczność. Wielki stres i przeświadczenie, że już nigdy nie wyjdę z tej wody. Mimo wszystko to dobre doświadczenie, bo wiem na przyszłość, jak może mi się objawić azotówka.

W życiu robisz zupełnie coś innego, wiążesz swoją przyszłość z nurkowaniem? No i kiedy ta własna wyspa?

Sprawdziłam oczywiście, czy można kupić wyspę i ile kosztuje. Jest to w zasięgu możliwości. Kiedy podróżujemy po świecie, rozglądam się, gdzie są jakie wyspy i liczę na to, że znajdzie się ta jedyna. Planuję postawić tam mały hotelik, żeby ludzie mogli przyjechać, odpocząć od codzienności. Może Indonezja? Tam jest tzw. trójkąt koralowy, z którego – zdaniem naukowców – pochodzą wszystkie gatunki ryb i zwierząt morskich. Tam się wszystko zaczęło i potem rozprzestrzeniło po świecie. Być może zrobimy na naszej wyspie szkołę nurkową, ale wcześniej zarazimy część znajomych nurkowaniem, żeby wspólnie zwiedzać podwodne światy. Mamy też plan, żeby pół roku żyć tak, jak żyjemy, a pół roku nurkować w różnych wodach i zakątkach świata. Moja wyspa i jacht to kwestia paru lat, pracuję nad tym.

Wywiad: Aneta Pietrzak

5/5 - (2 głosów)

Polecane:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *