Muzyka to jej wielka miłość, chociaż nigdy nie śpiewa pod prysznicem. Natalia Capelik-Muianga marzy o muzycznej karierze, ale nie za wszelką cenę. Piękna i utalentowana gdańszczanka opowiada nam o swoich marzeniach i rodzinie oraz uchyla rąbka tajemnicy świata talent show. Przedstawiamy listopadową Mademoiselle – Natalię Capelik-Muianga!
Wystąpiłaś w talent show, coraz częściej można zobaczyć cię na srebrnym ekranie. Co jest dla Ciebie takiego pociągającego w świecie show-biznesu?
Na razie wszystko jest dla mnie bardziej show niż biznes (śmiech). A tak na poważnie, to chciałabym zarabiać na życie, robiąc to, co kocham. Śpiewanie jest właśnie czymś takim, czymś, co nigdy mi się nie znudzi. Śpiewanie, występy… Moment, kiedy wychodzę na scenę, kiedy po drugiej stronie jest tylu ludzi, są kamery, słynny blask reflektorów – mnie to po prostu kręci (śmiech). Przygotowania, stylizacje, makijaż, próby, kiedy to wszystko się dzieje – wtedy jestem w swoim żywiole. Zapominam o tym, co dzieje się dookoła, jest tylko scena, publiczność i ja. Coś niewyobrażalnego, co trudno mi opisać. To trzeba poczuć.
Występowałaś w talent show. Czy zgadzasz się z opinią, że w tego typu programach talent to za mało, że bohaterom, którym uda się wejść do programu, musi towarzyszyć historia i to najlepiej dramatyczna?
Moja historia raczej nie należy do tragicznych (śmiech). Mam szczęśliwą i kochającą się rodzinę, studiuję, obyło się również bez jakichś nieszczęśliwych wypadków. Myślę, że w tego typu programach trzeba mieć talent, ale ważna jest również umiejętność zaciekawienia swoją osobą. Trzeba coś sobą reprezentować, mieć coś, co przyciągnie uwagę. Idąc do tego typu programu, musimy mieć świadomość, że nie zawsze robimy to, co chcemy i nie mamy na to wpływu. Trzeba być gotowym na ogrom pracy, wysiłku, a nierzadko również na poświęcenia. Krótko mówiąc, trzeba tego naprawdę chcieć, bo inaczej może być trudno wytrwać. Bycie charakterystycznym pomaga, ale sama nigdy nie chciałam iść tą drogą – choć już sam kolor skóry mnie wyróżnia. Chcę śpiewać. Pragnę, żeby ludziom podobało się to, co robię.
Dzieciństwo dla ciemnoskórej dziewczynki w Polsce bywało trudne?
Kiedy byłam młodsza, czasami w szkole rzeczywiście zdarzały się jakieś głupie komentarze. Na szczęście miałam wspaniałą wychowawczynię, która wszystko łagodziła i rozwiązywała. Dochodziło nawet do sytuacji, że dostawałam kwiaty i przeprosiny od kolegów, którym wyrwał się jakiś głupi komentarz (śmiech). Dzięki temu w szkole nie odczuwałam jakoś specjalnie tego, że różnię się od innych dzieci. Jeżeli zdarzały się jakieś incydenty, to naprawdę były to pojedyncze przypadki. Czasem słyszałam: „O patrz, Murzyn”. To było dla mnie przykre, szczególnie ten brak odmiany, bo przecież byłam dziewczynką, a nie chłopcem. Kiedyś ludzie bardziej zwracali uwagę na mój kolor skóry niż dziś, szczególnie kiedy szłam z tatą, bo on ma zdecydowanie ciemniejszą skórę niż ja. Ale to od taty nauczyłam się dystansu do siebie. Tata do dziś opowiada historię, kiedy szedł wąską uliczką i drogę zagrodził mu pies. Nie mogli się wyminąć, w końcu skonsternowany właściciel psa powiedział „Murzynku, przepuść pana”. Do dziś się z tego śmiejemy. To dzięki tacie radzę sobie z tym, że mam inny kolor skóry. Tata ma niesamowite poczucie humoru i ogromny dystans do siebie. Kiedyś wziął nawet udział w reklamie solarium z napisem „Można ciemniej” (śmiech). Przyzwyczaiłam się do tego, że ludzie na mnie patrzą. Teraz zdarza się, że zastanawiam się, czy patrzą na mnie ze względu na kolor mojej skóry, czy dlatego, że kojarzą mnie z programu (śmiech).
Tata… szukając w sieci informacji na Twój temat, praktycznie zawsze pojawia się wzmianka: Natalia Capelik-Muianga, córka Makumby. Nie trafia cię szlag?
Trafia (śmiech). Jak już wspomniałam, tata ma ogromny dystans do siebie i rzeczywiście wystąpił w teledysku. To był dla niego jeden wielki żart. Był młody, studiował, zgodził się na wzięcie udziału w tym teledysku, ale nie spodziewał się, że to będzie tak wielki przebój. Kiedy się ukazał, tata stał się wtedy jednym z najpopularniejszych ciemnoskórych osób w Polsce (śmiech). No i rzeczywiście do dziś goni go sława Makumby, a mnie wraz z nim (śmiech). Tata śmieje się, że to było jego pięć minut, a teraz jest czas na moje. Ciągłe nazywanie mnie córką Makumby bywa czasami deprymujące, a dziś właściwie już nudne. Parę razy miałam nawet zapytanie, czy nie chciałbym wystąpić z tatą, oczywiście tata nie był zainteresowany ofertą (śmiech).
W twoim rodzinnym domu można poczuć, że przeplatają się dwie różne kultury?
Tata jest z Mozambiku, mama ze Szczecina, ale zdecydowanie dominuje u nas polska kultura. Tata mieszka dużej w Polsce, niż mieszkał w Mozambiku i dziś czuje się już Polakiem. Nie dostrzegam jakiś specjalnych różnic, żyjemy jak każda polska rodzina. Może jedynie tata bardziej lubi ryż niż my (śmiech).
Studiujesz na Akademii Muzycznej wokalistykę jazzową. Jazz to kierunek, którym chciałabyś podążać?
Jazz, R’n’B, pop, soul, house – to chyba najbliższe mojemu sercu gatunki muzyczne, takie, które czuję i takie, w których chciałabym się realizować. Chociaż wszystko zależy od piosenki. Jeśli nie jest dobra, nie wybroni jej żaden gatunek muzyczny.
Niektórym uczestnikom talent show kariera rusza z kopyta od razu po programie, inni znikają na dobre. Jak to jest u Ciebie?
Myślę, że rozwój kariery zależy od talentu, ale również od szczęścia. Nierzadko znaczenie mają też znajomości. U mnie tempo nie jest zatrważające (śmiech). Możliwe, że wpływ na to ma fakt, że nie chcę też robić wszystkiego za wszelką cenę. Do tej pory naprawdę nie zrobiłam nic wbrew sobie. Ważna jest dla mnie nauka, nie chcę rzucać wszystkiego i wierzę, że wytrwałością uda mi się osiągnąć cel. Wszystko, co do tej pory osiągnęłam, zawdzięczam sobie i pomocy osób, które poznałam na muzycznej drodze. A uwierz mi, że nie mając znajomości, nie znając tego świata, nie jest to łatwe.
Hejt. Spotkałaś się już z nim?
Niestety tak. Pierwszy raz – bo uwag dotyczących mojej skóry nie zaliczam do hejtu – chyba w trakcie trwania programu „Mam Talent”. W sieci pojawiały się różne komentarze i nie ukrywam, że ta krytyka czy bezzasadny hejt były dla mnie bardzo bolesne. Nie umiałam zrozumieć, dlaczego ludzie, którzy mnie nie znają, chcą mnie ranić czy oceniać. Dziś myślę, że to była między innymi właśnie cena, którą musiałam zapłacić, decydując się na udział w tego typu programie. Cena, ale również lekcja, bo dzięki temu nabrałam znacznie grubszej skóry. Teraz zdecydowanie łatwiej przychodzi mi zmierzenie się z tego typu hejtem, po prostu się nim nie przejmuję. Jeśli już się zdarzy, ignoruję go. Staram się siebie lubić i akceptować, co oczywiście nie oznacza, że nie mam kompleksów. Niemniej samoakceptacja jest chyba konieczna, by móc istnieć i radzić sobie w show-biznesie.
Czy znalazłaś już drugą połówkę?
Nie mam szczęścia w miłości (śmiech). Trudno mi znaleźć kogoś szczerego, kto będzie miał dobre intencje. Na razie jeszcze nie trafiłam, ale mam nadzieję, że gdzieś tam jest (śmiech).
W Twoim życiu sporo się dzieje – programy telewizyjne, wystąpiłaś na Top of the Top Sopot Festival. Twoja kariera nabiera tempa. Jak to wpływa na relacje, spotykasz się z zazdrością?
Owszem, gdzieś tam czasami się pojawia, ale to chyba coś zupełnie naturalnego i nieuniknionego. Na pewno nie odczuwam jej jakoś specjalnie intensywnie, zdarzają się jakieś pojedyncze przypadki i tyle. Jeśli chodzi o Akademię Muzyczną, to myślę, że wiele osób nie jest po prostu zainteresowanych tego typu karierą. Ludzie mają inną wizję swojej przyszłości, dlatego na studiach tej zazdrości nie spotykam. Myślę, że nie przesadzę, mówiąc, że koleżanki z roku mnie wspierają. Często usłyszę dobre słowo, co jest dla mnie naprawdę miłe. Podejrzewam też, że wiele osób nawet nie wie, że gdzieś występowałam. Talent show nie jest przedmiotem zainteresowań wszystkich (śmiech).
Śpiew to Twoja jedyna pasja?
Kiedyś robiłam mnóstwo rzeczy. Tańczyłam taniec towarzyski, współczesny, hip-hop, dancehall, malowałam, rysowałam… Na wszystkie zajęcia chodziłam do Pałacu Młodzieży, w pewnym momencie spędzałam tam chyba siedem dni w tygodniu (śmiech). Kiedyś uprawiałam lekką atletykę – biegałam na 100 metrów i grałam w drużynie siatkarskiej. W końcu musiałam jednak się na coś zdecydować i wybrałam śpiewanie. Nosi mnie. Kiedy przesiedzę w domu jeden dzień, zaczynam mieć wrażenie, że nic się nie dzieje, że się uwsteczniam. Muszę robić coś związanego z muzyką, najlepiej przez cały czas (śmiech). Chciałabym mieć już nowy materiał, nagrywać, tworzyć. Jestem bardzo niecierpliwą osobą.
Jaką osobą jesteś?
Dość nieśmiałą, chociaż na scenie cała moja nieśmiałość znika. Jestem również wrażliwa i to zarówno, jeśli chodzi o muzykę, jak i o emocje. Bywam pamiętliwa i uparta, ale stać mnie także na kompromis. Przywiązuję się do rzeczy. Największą moją wadą jest chyba niecierpliwość. Chciałabym, żeby wszystko działo się tu i teraz, a tak niestety nigdy się nie dzieje (śmiech). To, co w sobie lubię, to otwartość – na ludzi i na różnorodność. W innych nie toleruję nieszczerości i zakłamania.
Jak widzisz swoją przyszłość?
Oczywiście chciałabym śpiewać, mieć kogoś zaufanego, kto poprowadziłby mnie tą trudną ścieżką, znając mnie, moje potrzeby i oczekiwania. Chciałabym grać wielkie koncerty, mieć rodzinę… I chociaż to brzmi banalnie, to po prostu być szczęśliwą.
Wywiad: Katarzyna Paluch
Zdjęcia: Michał Zawer/ Lolove Studio
Produkcja: Anna Waluda/ Lolove Studio
Makijaż: Marzena Niewiarowska STYLab Laboratorium Stylu
Fryzura: Jakub Miotke/ STRUKTURA Pracownia Fryzjerska
Stylizacje: Maja Malinowska
Catering: Nie/Mięsny