Boginie, grzesznice, a może dziewice? Jak wygląda seks nowoczesnych Polek? Czego się boją? O czym fantazjują? Poznaj sześć ważnych powodów, by rozwinąć seksualną spontaniczność.
Emancypacja a odwaga
Pamiętasz gorącą scenę z „Nagiego Instynktu”? Bohaterka grana przez Sharon Stone siedzi w krótkiej spódniczce na komisariacie pełnym mężczyzn i bezpruderyjnie zakłada nogę na nogę. Nie byłoby w tym niczego niestosownego, gdyby nie fakt, że w tej krótkiej sekundzie, aktorka pokazuje własne genitalia. W tym samym filmie, w łóżkowej scenie z Michaelem Douglasem, gra silną i dominującą femme fatale, która cieszy się seksem i tyle samo bierze, co daje. Choć film został nakręcony w 1992 roku, czyli 20 lat od czasu rewolucji seksualnej, to nam, Polkom, wciąż daleko do erotycznej pewności siebie. Wpłynęły na to wychowanie, zaplecze kulturalne i niska samoocena.
Jak jednak twierdzi Wojciech Eichelberger, psycholog i autor książek, w tym „Kobieta bez winy i wstydu”, te trzy blokady można sprowadzić do jednego podstawowego czynnika a mianowicie: kultury patriarchatu. Całe pokolenia kobiet od kilkuset lat są wychowywane na modelu przykładnej żony, oddanej matki i grzecznej córki. Te społeczne modele są na tyle mocno wdrukowane w umysły, że każdy przejaw buntu traktowany jest jako grzech. Natomiast korzyści płynących z porzucenia kontroli w sferze seksu, może być wiele. Nie jest też aż tak bardzo istotne czy orgazm zapewni nam partner czy gadżet erotyczny. Zobaczcie same.
1. Do łóżka po szczęście
Zacznijmy od rzeczy najprostszych, czyli od chemii w mózgu. Seks niesie bardzo ważne korzyści na poziomie biologicznym. Sprawia nie tylko błogą przyjemność, ale też wzmacnia uczucie do partnera. Za wszystko odpowiadają hormony szczęścia i miłości, które eksplodują podczas stosunku. Serotonina wyzwala radość i pozytywne emocje, oksytocyna – budzi miłość, dopamina – podwyższa nastrój, a testosteron wpływa na pożądanie i ułatwia osiąganie orgazmu. W konsekwencji czujemy się szczęśliwsze i pełne energii, jak po dobrym treningu na siłowni i pysznym ciastku jednocześnie.
2. Im częściej, tym lepiej
Wydawałoby się, że nie ilość, a jakość ma znaczenie. Tymczasem w badaniach wykazano, że w apetyt rośnie miarę jedzenia. Im częściej się kochamy, tym częściej mamy ochotę, a każdy kolejny stosunek jest lepszy od poprzedniego. Jak to możliwe? Dehydroepiandrosteron (DHEA) jest hormonem, który działa pobudzająco i zwiększa popęd płciowy. Stężenie DHEA wzrasta przy regularnym współżyciu. Częsty seks gwarantuje zatem, że raz po raz będzie łatwiej nam osiągać orgazm, a każdy kolejny będzie nas bardziej ośmielał.
3. Łóżkowa rewolucja
A teraz trochę na poważnie. Carl Gustav Jung uważał, że każda kobieta na nieświadomym poziomie utożsamia się jednym z kilku archetypów: matką, ladacznicą, dziewicą, wojowniczką lub wiedźmą. Polska kultura ostatniego półwiecza wychowała głównie dwa archetypy: matkę i dziewicę. Takie kobiety dbają o innych, a dopiero potem o siebie, również w sypialni. Lubimy sprawiać przyjemność partnerom, ale własnej przyjemności się boimy. Unikając tego, co budzi w nas strach, staje się to cieniem (wg psychologii C.G. Junga). A cień rodzi frustracje i pogłębia kompleksy.
Aby złamać ten destrukcyjny kod, należy przede wszystkim zaakceptować własną cielesność oraz potrzeby. Pokochać zarówno to, co doskonałe, jak i dalece odbiegające od ideału. Jeśli nauczymy się akceptować to co, trudne i wstydliwe, w tym potrzeby, szybciej pokochamy siebie jako całość. Natomiast odwaga mówienia o pragnieniach zaowocuje mądrą asertywnością w pozostałych sferach życia. To my decydujemy, czy będziemy wspierać przestarzały model przykładnej żony i matki, idealnej na zewnątrz choć nieszczęśliwej w środku, czy zapoczątkujemy drogę silnych i wyzwolonych kobiet, które robią to, co mówią i mówią to, co myślą.
4. Wspólna zabawa pod pierzyną
Kobiety, które nie martwią się tym, jak wyglądają w łóżku, czerpią z niego większą satysfakcję. Dlaczego? Bo są atrakcyjniejsze. Pewność siebie jest tym większa, im kobieta ma więcej osobistego dystansu i poczucia humoru. Jak twierdzi psycholożka Maria Rotkiel: „seks lubi żart i swobodę”.
Codzienność wypełniona obowiązkami nie zbliża partnerów. Dramaty i schemat często powodują, że pary się rozstają, bo są zawiedzione niespełnionymi oczekiwaniami. A tymczasem spontaniczny seks, któremu bliżej do zabawy niż do obowiązku, zbliża partnerów na nowo i zacieśnia już stworzone więzy. Wzmacnia wzajemne zaufanie i pozwala nam komunikować się na poziomie niewerbalnym. W zbyt poważnym życiu warto zadbać o odrobinę szaleństwa, chociażby dla równowagi. W końcu to tylko seks. Nie róbmy z niego kolejnego punktu na liście zadań do wykonania.
5. Rozmowa z ciałem
Ciało jest mądrzejsze od umysłu. Czy wiesz, dlaczego? Bo nie kłamie. Nigdy. Warto zatem puścić wodze fantazji i stać się tym, kim chce być ciało. Dzięki temu zrozumiesz je bardziej. Usłyszysz je. Odkryjesz osobistą, świeżą mapę przyjemności, bo ta się zmienia u kobiet co kilka lat. Być może zrozumiesz swój brzuch, a może pokochasz nogi na nowo? Ciało podczas seksu komunikuje się z Tobą na głębokich poziomach. Mówi: „boję się”; „bardzo tego potrzebuję”; „to mi nie odpowiada”; „potrzebuję bliskości”. Seks jest szansą poznania swoich granic – być może postawienia nowych lub przekroczenia starych.
6. Odkryj w sobie wilczycę
Kto czytał „Biegnącą z wilkami”, ten wie. Seks nie jest jedynie biologicznym aktem płciowym, lecz najczystszym przejawem duchowości. Miłość bez zahamowań i z dojrzałym partnerem ma moc psychicznej i emocjonalnej transformacji. Łączy ona bowiem kobietę ze źródłem tego, co dzikie i pierwotne. W końcu Matka Natura jest kobietą. Piękną, płodną i dorodną. Spójrzcie chociażby na wiosnę. Każda kolejna jest dowodem na to, że seks zawsze przynosi odrodzenie.
Seksualność jest potężną żeńską energią, która może pomóc nam wzrastać. Jak twierdzi autorka „Biegnącej z wilkami”, Clarissa Pinkola Estes, kobieta która potrafi podążać za własnymi instynktami, jest nie tylko bliżej siebie, ale również ma dostęp do twórczych zasobów psychiki, które odpowiadają za kreatywne działanie i osobiste spełnienie. Kobiety pozbawione tego pierwiastka cierpią na nudę i brak satysfakcji ze swojego życia. A to najprostsza droga do depresji.
Tekst: Kamila Gulbicka
Femme fatale – to ideał dla mężczyzny, którego wybranką będzie kobieta-domina. Dawniej taki związek uznany by został za niedopuszczalny obyczajowo w kontekście noir Aleksandra Dumasa; w prywatnym życiu ukazując mężczyznę jako zwykłego damskiego pantoflarza. Półświatek, ciemne klimaty, sytuacje niejasne – to jest właśnie noir. Obecnie ladacznica, czy wiedźma w łóżku nie jest już traktowana jako cień mojego życia, według teorii Junga rodem z XX wieku, gdyż upodobania młodych ludzi zmieniają się bardzo szybko, a i terminologia wielu słów zmieniała swoje pierwotne znaczenie. Kogo to dzisiaj obchodzi słowo czarownica, czy wiedźma, dawniej utożsamiane z ciemnymi mocami, grzechem ciężkim, z którego wierzący powinien się wyspowiadać, z obiecaniem, że takie słowa wypluje ze swojego życia, z brakiem jakichkolwiek kontaktów z kobietami posądzanymi o czary. Obecnie istnieje nawet czarna moda alternatywna dla kobiet typu gotyckiego, w stylu wiktoriańskim (pierwowzory z XIX wieku), kiedy to młoda dziewczyna upadabnia się swoją czernią do tego co na pewno nie jest już związane z ideą chrześcijaństwa europejskiego. Raczej jest to bunt typu „alter ego”, kiedy to błędne mniemania dają człowiekowi mniemać jakoby zło miało być rzekomo „czymś dobrym”. Tyle, że sprzedawcy takiej odzieży zarabiają krocie i nie patrzą na moralną stronę tego co naprawdę jest dobrem, a co naprawdę jest złem. A co z femme fatale? Tacy ulegli kobiecie mężczyźni istnieją naprawdę i nie sądzę by nagle stali się dowódcami jak marszałek w wojsku. Nad takimi można by powiedzieć tylko, że tylko sadyzm i masochizm jest ich przeznaczeniem. Oby kobieta-domina w czarnej halce lateksowej była chociaż ładną w takim związku, a nie starszą wiekiem wiedźmą…