Kultura żydowska w przestrzeni otwARTej

OtwARTa  – galeria smaku Garnizon, której właścicielem jest Pan Krzysztof Karżewicz powstała po to, by dać rodzinom, przyjaciołom i ludziom związanym z biznesem miejsce do swobodnych spotkań. To dobra przestrzeń do relaksu i budowania relacji z klientami. OtwARTa pozwala swoim gościom na chwilę zapomnieć o pracy i codzienności, ale przede wszystkim działaniem i pasją wzbogaca otoczenie i otwiera ludzi na sztukę – zarówno kulinarną, jak i estetyczną. W przyszłym roku, odwiedzający będą mogli podziwiać między innymi sztukę artystów żydowskich, a także zaczerpnąć wiedzy o kulturze mniejszości. Już w lutym odbędzie się wernisaż Jakuba Skrzypczaka, malarza i pisarza o wybitnym zmyśle twórczym. W rozmowie artysta opowiada o swoich dziełach, inspiracjach a także o tym, jak żyje mniejszość żydowska w dzisiejszej Polsce.

Co Pana inspiruje do tworzenia?

W swojej twórczości poruszam się w kodonie szeroko pojętej kultury żydowskiej. Nie jest to bynajmniej getto kulturowe. To świat niedomknięty, wciąż dialogujący z wielkimi narracjami kultury światowej. Inspirująca jest nie tylko kultura religijna, choć religia jest bardzo ważnym elementem kształtującym kulturę każdego narodu i w pewien sposób determinującym również kulturę świecką. Inspiruje mnie przede wszystkim literatura. Sztuka i religia żydowska ma charakter intertekstualny. Żydzi są narodem Księgi, tutaj każde interpretowane zdanie odwołuje się do innego. Heine sugeruje, że tekst stał się niejako przenośną ojczyzną Żydów. Materia, z której tworzę, to głównie papier. Najczęściej zużyty, pozornie nienadający się do niczego. Moja sztuka, mówiąc szczerze, nie ma zamierzonego wielkiego przesłania. Traktuję ją jak terapię, tworzę dla siebie samego. Ważny jest dla mnie proces twórczy. Mniej interesuję się tym,  jak ludzie odbierają moje prace i co później się z nimi dzieje.

A inni artyści, którzy są dla Pana znaczący?

Jeśli chodzi o sztuki wizualne, to na pewno jest to Tadeusz Kantor. On dokonał pewnego rodzaju przekroczenia plastyki w kierunku słowa, gestu, ruchu i teatru. Kolejnym ważnym dla mnie twórcą jest Jonasz Stern. Lubię też ekspresjonistów niemieckich, są to jakieś zapośredniczenia i zapłodnienia często nieświadome i przypadkowe. Dla sztuki plastycznej, którą tworzę, częściej inspiracją jest literatura niż sama plastyka. Lubię Alfreda Kubina, ale jako pisarza. Kubin jako plastyk jest dla mnie nachalnie dziwaczny. Dziwność lubię, ale taką mimowolną. Dziwność przez aluzję, dziwność ledwie muśniętą, na przykład samotność ludzi u Edwarda Hoppera i samotność manekinów u Giorgio de Chirico.

Gdzie można zobaczyć pańską twórczość?

Miałem trochę wystaw w Polsce – w Krakowie, Łodzi, Warszawie i Trójmieście. Poza granicami kraju, moje prace można było zobaczyć w Londynie w 1997 roku, w ramach Art 2000 Bnei Brith, wystawy organizowanej okazjonalnie przez Bnei Brith dla artystów zasłużonych dla kultury żydowskiej oraz w Berlinie, na wystawie Zwykłe drobiazgi. W tym samym, 2011, roku w Warszawie odbyły się moje wystawy Przerwana lekcji jidysz i Rosa Mystica, poświęcone postaci Róży Luksemburg. Nie mam swojej stałej galerii, ale część moich prac jest dostępna w Nowej Synagodze we Wrzeszczu i to można uznać za niewielką stałą ekspozycję.

Nad czym pracuje Pan teraz?

Tworzę domek dla lalek. Można powiedzieć, że już w tym domku zamieszkałem. Aktualnie go mebluję, uzupełniam księgozbiór o około pięćset woluminów, składam półki, szafki. Zacząłem trochę z drugiej strony, bo nie zrobiłem jeszcze sanitariatów ani łóżek. Najbardziej interesowało mnie stworzenie właśnie biblioteki. Fajna zabawa, takie prywatne zaświaty.

Jest Pan również pisarzem, co stanowi przedmiot tej części pańskiej twórczości?

Napisałem dwie książki, Perek Szira. W ogródku Pana Boga i Ucieczkę z krainy snu. Centrum obydwu książek stanowią dwa niewielkie zabytki starohebrajskiej literatury dewocyjnej. Perek Szira jest traktatem, w którym ptaki, drzewa, las, niebo, trawa i zboże chwalą Boga. Przetłumaczyłem ten traktat i napisałem do niego komentarz. Druga książka to tłumaczenie starożytnego tekstu Hatawat chalom, rytuału odprzysięgania złych snów. To zmasowane uderzenie w kołtun lęku, który człowiek odczuwa podczas koszmarów sennych. Analizując tekst Hatawat chalom, sięgam do literatury, filozofii i do historii złego snu, ale nie w jej linearnej i temporalnej narracji, lecz w historycznie rozwijającym się komentarzu i dialogu z materią snu – koszmaru i materią rzeczywistości.

A jakie książki Pan czyta?

Jest tego naprawdę dużo. Bardzo lubię filozofów rosyjskich – Bułgakowa, Szestowa Bierdiajewa. Czytam Marksa, współczesnych marksistów, Joyce’a,  Mehrinka. Jego Golem jest bardzo inspirujący plastycznie, podobnie Po drugiej stronie  wspomnianego Alfreda Kubina. Sięgam także po literaturę dziecięcą – Dolinę muminków, Pożyczalskich, Alicję w krainie czarów, Mary Poppins, Doktora Dolittle, książki Marii Kruger,  Edith Nesbit. Aktualnie zaprzyjaźniam się ze Stanisławą Przybyszewską, w końcu odważyłem się sięgnąć po jej Listy.

Poza działalnością artystyczną, prowadzi Pan też zajęcia na uniwersytecie otwartym.

Tak, to jest inicjatywa, która powstała w Gminie Wyznaniowej Żydowskiej w Gdańsku. Jest to wyjście do mieszkańców Trójmiasta. Bez względu na wyznanie, religię i poglądy, każdy może uczestniczyć w wykładach. Nasi słuchacze są w różnym wieku. Przychodzi zarówno młodzież, jak i osoby starsze. Wykłady odbywają się w każdą niedzielę o dwunastej. Tematyka, jaką podejmujemy, to szeroko rozumiana kultura żydowska, literatura i filozofia.

Jak właściwie wygląda dziś zjednoczenie społeczności żydowskiej w Polsce?

Społeczność żydowska w ogóle nie jest zjednoczona, tak samo jak polska – jest rozbita na różne grupy, frakcje. Żydzi dzielą się na religijnych, ortodoksyjnych, jedni są izraelskimi nacjonalistami, inni antysyjonistami. Mamy żydowskich lewaków i żydowskie moherowe jarmułki. Identyczne symetrie jak w każdym innym narodzie. Na pewno tym, co wyróżnia społeczeństwo żydowskie w Polsce jest to, że przy swojej dużej różnorodności jest ono jednocześnie bardzo małe.

Czy zna Pan takich Żydów, którzy wstydzą się swojego pochodzenia?

To nie jest tak, że Żydzi się wstydzą pochodzenia, być może niektórzy nie chcą go ostentacyjnie manifestować, podejrzewając, że może to być źle postrzegane. Nie chodzi o ludzi, ale bardziej o sytuacje. Na przykład, kiedy idę ulicą i widzę młodych patriotów z szalikami klubu piłkarskiego, nie epatuję moim pochodzeniem, ale to nie znaczy, że się wstydzę. Po prostu dbam o zdrowie.

A jeśli chodzi o dzisiejsze relacje Żydów z Polakami, na jakim są poziomie?

Kontakty Żydów z Polakami nie są złe. Oczywiście, że czasami zdarzają się różne incydenty. Ktoś, wracając z piątkowej imprezy, kopnie w drzwi synagogi albo krzyknie Jude do gazu!, ale kiedy wytrzeźwieje, wszystko wraca do normy. Ludzie są sfrustrowani. Jeden kopnie psa, bo mu się w życiu nie wiedzie, a drugi drzwi synagogi. Nie wychodzę na ulicę w jarmułce na głowie, z doświadczenia wiem, jak może się to skończyć. Jeśli chodzi o agresję werbalną czy fizyczna, Żydzi nie są tu wyjątkiem. To samo może spotkać osoby homoseksualne, turystów z południa, lub osoby, które zbyt długo zażywały kąpieli słonecznych. Bez różnicy. Wykluczenie rodzi frustrację i chęć odwetu. Radykalizacja postaw ksenofobicznych w Polsce to nie fenomen ostatniego roku, lecz efekt ćwierćwiecza słonecznych rządów liberałów. Możemy tylko sobie życzyć, by objawy nie były straszniejsze niż sama choroba.

Oceń ten artykuł

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *