Czy filigranowa blondynka może pracować za kierownicą tira? Jeżeli ma w sobie tyle siły i odwagi, co nasza polska „trucking girl”, Iwona Blecharczyk, to nic nie stoi na przeszkodzie. Pasja, determinacja, urok osobisty – ona to ma. I przy okazji dzieli się tym z innymi na swoim blogu.
Nauczycielka, która szyła sukienki
O tym, że ciężarówka stanie się w przyszłości jej narzędziem pracy, kilkunastoletnia Iwona nie śmiała nawet marzyć. Zawsze lubiła pomagać tacie w garażu, ale rodzina obstawiała, że pod swoim dachem wychowuje przyszłego lekarza weterynarii.
– W dzieciństwie miałam wiele zainteresowań, a każde z nich darzyłam ogromnym uczuciem. Z jednej strony lubiłam gotować i zajmować się zwierzętami, a z drugiej – pamiętam zapach garażu, w którym spędzałam bardzo dużo czasu. Mimo wszystko nigdy nie zakładałam, że będę kierowcą tira – mówi Iwona Blecharczyk.
Gdy przyszedł czas wyboru ścieżki zawodowej, Iwona zdecydowała się na filologię angielską. W międzyczasie dorabiała jako kierowca busów. Po skończeniu studiów szybko została nauczycielką języka angielskiego, a po godzinach – szyła sukienki. Tęsknota za dużymi pojazdami nie dawała jednak o sobie zapomnieć.
– Bardzo nie lubiłam pracy w szkole i chciałam szybko powrócić do jazdy. Tym razem do wymarzonych dużych maszyn. Dzisiaj jestem szczęśliwa. Robię to, co kocham. Wiedza, jaką nabyłam w czasie studiów, pomoże mi w wychowaniu własnych dzieci, a do szycia jeszcze powrócę. Udało mi się zarobić na kilka porządnych maszyn do szycia, więc pracownię mam już gotową – dodaje Iwona.
Drobna dziewczyna i wielkie naczepy
W pierwszą trasę pojechała do Niemiec. Jak wspomina – nie była wówczas mistrzynią w prowadzeniu ciężarówek, więc towarzyszył jej duży stres. Gdy opanowała sprawy techniczne, zaczęła jeździć do Hiszpanii. Ten okres wspomina najlepiej.
– Na początku musiałam radzić sobie z wieloma rzeczami, o których naprawdę nie miałam pojęcia, np. z przepinaniem naczep. Dużo się nauczyłam, jeżdżąc po Niemczech, ale dopiero Hiszpania była takim wymarzonym kierunkiem, z trasami widokowymi i dobrą zabawą – dodaje Iwona.
Chociaż może się wydawać, że kierowcy ciężarówek mogą w swojej pracy zwiedzać świat, w rzeczywistości wymaga to dobrej organizacji. Niełatwo dostać się z autostradowego parkingu do centrum miasta.
– W tej pracy można zwiedzać, ale kosztuje to sporo wyrzeczeń. Przez trzy lata jazdy do Hiszpanii zwiedziłam wiele ciekawych miejsc. Mogłam zobaczyć znacznie więcej, ale po wyczerpującej trasie, człowiek często nie ma siły, aby kombinować, jak się dostać do miasta. Dzisiaj jeżdżę w konwoju, na gabarytach, więc mogę zwiedzać jedynie porty, lasy i pola – mówi Iwona.
Dzień dla kierowcy tira zaczyna się od zabezpieczenia ładunku. I jedyne, czego można być pewnym, to trasa, którą trzeba pokonać, aby dowieźć ładunek na czas. Na dziewięć godzin jazdy, Iwona ma prawo do jednej 45-minutowej przerwy. O dodatkowym czasie wolnym można jedynie pomarzyć, celem jest bowiem jak najszybsze dowiezienie ładunku na miejsce. W przypadku dużych gabarytów, na których obecnie pracuje dziewczyna, zdarza się kilka wolnych dni, które musi przeczekać… w aucie. Do czasu, aż zacznie się procedura rozładunku.
W poprzedniej firmie pracowała w systemie 4/1, czyli po czterech tygodniach w trasie miała tydzień wolnego. Dzisiaj do domu zazwyczaj wraca na weekendy.
Sama i bezbronna na podmiejskim parkingu
W tę pracę często wpisana jest samotność. Dla Iwony to nie problem. Wolny czas zazwyczaj wypełnia czytaniem książek i zwiedzaniem nowych miejsc. Niekiedy nawiązuje znajomości, ale, jak podkreśla, musi zachować dystans.
– Będąc na drugim końcu Europy, po kilku tygodniach w trasie, człowiek staje się bardziej towarzyski. Do tej pory poznałam wielu ciekawych kierowców różnych narodowości. Niestety, jako kobieta muszę być wyjątkowo ostrożna z kolegami po fachu, bo na parkingach potrafią powstawać niestworzone historie – dodaje.
I chociaż niebezpieczeństwo tego zawodu nie jest zależne od płci, to jednak kobiety zwracają na siebie większą uwagę. Czasami Iwona musi minimalizować ryzyko, pozostając niewidoczną. Niebezpieczne sytuacje, na całe szczęście, zdarzają się rzadko. Jedna z nich miała miejsce na samym początku zawodowej kariery. Iwona rozładowała się wówczas znacznie szybciej niż przewidział to dyspozytor. I chociaż taka sytuacja mogłaby uchodzić za wzór, dziewczyna dostała nauczkę. Musiała nocować na skraju miasteczka, na parkingu przy parku. W nocy obudziło ją huśtanie kabiny. Gdy wyjrzała przez okno, zobaczyła kilku rozbawionych mężczyzn. Była ciemna noc, a wokół nie było nikogo, kto mógłby jej pomóc. Mężczyźni dość szybko odeszli, ale strach pozostał.
– Od tej pory bezpieczeństwo jest dla mnie zawsze na pierwszym miejscu. Czasami przechodzi mi przez myśl, że w razie zagazowania i włamania do kabiny, złodziej wziąłby coś więcej niż tylko nawigację i komputer – dodaje.
To jednak nie zniechęca Iwony do ciężarówek. Pozytywnych stron tego zawodu jest znacznie więcej. To dzięki pracy pokochała Barcelonę, doświadczyła wysokich Alp oraz opalała się na słonecznej Majorce. To były małe momenty szczęścia, za które jest wdzięczna. Dzisiaj tryumfuje, przewożąc najdłuższe ładunki, jakie jeżdżą po Europie. To dla niej duży zaszczyt.
– Kiedy szukałam pracy jako kierowca, nikt nie dawał mi większych szans. Dzisiaj wiem, że wszystko jest możliwe – wystarczy odpowiednio ciężko pracować. Prowadzenie ciężarówki to dla mnie nie tylko wolność. Ta praca dodaje mi skrzydeł. Jestem szczęśliwa, spełniona i świadoma tego, że udało mi się dojść dalej niż zakładałam – podsumowuje Iwona.
Tekst i wywiad: Justyna Michalkiewicz-Waloszek