Gruzja, która zmienia życie

Na wywiad umówiłyśmy się w jednej z wrocławskich knajpek. Basia – filigranowa, uśmiechnięta blondynka, pojawiła się na miejscu punktualnie. Kiedy się witałyśmy, zza jej pleców wyłonił się Abu – postawny, wysoki mężczyzna z powagą wymalowaną na twarzy. Podczas całego spotkania nie odezwał się ani razu, cały czas trzymał się na dystans, ale co jakiś czas zerkał czujnie w naszym kierunku. On – Czeczen i muzułmanin, ona – Polka i katoliczka…

Miała być Islandia, była Gruzja…

Planowałam wyjechać na Islandię na trekking. To był dokładnie zaplanowany i dopięty na ostatni guzik wyjazd, a przynajmniej tak mi się wydawało. Dwa tygodnie przed wyjazdem poinformowano mnie, że wycieczki nie będzie – w zamian Gruzja. Absolutnie nigdy mnie tam nie ciągnęło. Wcześniej nawet przez myśl nie przeszedł mi taki kierunek, jednak za namową córki ostatecznie pojechałam. Grupa, z którą podróżowałam, była bardzo kameralna, nikt z nas się wcześniej nie znał. I tak się złożyło, że każdy z nas był akurat na jakimś zakręcie życiowym. Później śmialiśmy się, że to był wyjazd terapeutyczny. Gruzja mocno na nas zadziałała. Czuliśmy się jakbyśmy byli w zupełnie innym wymiarze, w świecie, w którym jakby zderzyły się czasy głębokiego PRL-u, czyli czasy mojego dzieciństwa, ze współczesnością. Ten wyjazd zmienił bardzo wiele. Zobaczyłam, na jakim etapie życia jestem i z perspektywy czasu myślę, że był to wyjazd oczyszczający, pełen emocji.

Co sprawiło, że Gruzja tak na ciebie zadziałała?

Wąwóz Pankisi. Kiedy jesteś wysoko w górach, wśród ogromnej i pięknej przestrzeni, bez żadnego kontaktu ze światem, nic cię nie rozprasza i nie możesz uciec od swoich myśli, nie zostaje ci nic innego, jak tylko się z nimi zmierzyć. Byłam przerażona tym, jakich bolesnych prawd dowiedziałam się o samej sobie i tym, w jakim miejscu jestem. To nie było ani to, czego chciałam, ani to, czego od siebie oczekiwałam. Tkwiłam w związku, w którym trzeba było wiele zmienić. Byliśmy ze sobą osiemnaście lat, ale w pewnym momencie oddaliliśmy się od siebie. Dla znajomych byliśmy małżeństwem idealnym. Czegoś jednak zabrakło.

I pojawił się Wąwóz Pankisi?

Zacznę od tego, że kiedy dowiedziałam się, że w ramach wycieczki mamy jechać do Pankisi, to po prostu zdębiałam. Wąwóz Pankisi? Moje pierwsze skojarzenie to: wojna, terroryści i muzułmanie. Byłam przykładem człowieka uprzedzonego do muzułmanów. Nie przeszkadzali mi, ale budzili moje obawy. Bałam się jechać, uważałam, że to szaleństwo. Dodatkowo Gruzinka, która z nami była, opowiadała, że Pankisi jest w Gruzji tematem tabu i nawet Gruzini boją się tutaj przyjeżdżać. W końcu jednak ruszyliśmy. Kiedy czekaliśmy na naszego przewodnika, od razu uprzedzono nas, że to muzułmanin, że nie możemy mu robić zdjęć, nie powinniśmy się do niego uśmiechać czy patrzeć mu w oczy. Poczuliśmy się mocno nieswojo. No i pojawił się. Cały ubrany na czarno, na twarzy zero uśmiechu, wysoki, wysportowany i niedostępny. Wzbudził w nas respekt. W trakcie tych kilku dni mocno trzymał nas na dystans, kobiety szczególnie. Ja niestety mam tak, że zawsze pcha mnie pod prąd. Kiedy inni idą w lewo, mnie ciągnie w prawo. Zazwyczaj miałam z tego tytułu sporo problemów. No i będąc w Pankisi moja natura też dała o sobie znać (śmiech). Im dłużej obserwowałam ten świat, tym bardziej mnie ciekawił. Abu też budził moje zainteresowanie. Nie odzywał się, nie odpowiadał, a jeśli już to zdawkowo i tylko mężczyznom. Był za to bardzo dobrym obserwatorem i jeśli komukolwiek potrzebna była jakaś pomoc, to pomagał. Bez słowa, ale pomagał. Szybko zauważyłam, że bardzo dobrze zna góry. Zapytałam go, na jakiej wysokości jesteśmy. Zdziwił się, ale odpowiedział. Powiedział, że to nie ma żadnego znaczenia, jesteśmy w górach i już. I jakoś zaczęliśmy o tych górach rozmawiać. Kiedy dowiedział się, że nie jestem dziewczyną z miasta, tylko z gór, zmienił do mnie nastawienie. Zaczęłam go wypytywać o różne rzeczy, o jego góry, a on wypytywał mnie o moje. Wtedy pierwszy raz pomyślałam, że z nim mogłabym otworzyć firmę. Połączyć dwa odległe światy.

Nie wolno patrzeć w oczy?

Kiedyś spytałam o to Abu. Odpowiedział mi, że patrzysz w oczy człowiekowi, jak go zabijasz – to jest twoje ostatnie spojrzenie.

Jak żyją tam kobiety, gdzie jest ich miejsce w hierarchii tego świata?

Pierwszą kobietą, którą spotkałam w Pankisi, była siostra Abu. Jej historia mocno mnie poruszyła. Opowiedziała mi o swoich synach, którzy zginęli w Syrii. Opowiedziała też, jak straciła braci i prawie całą swoją męską część rodziny. Zaczęłam rozumieć bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, że nasze problemy bywają śmieszne, że sami je tworzymy. Ludzie marzą o tym, żeby przytulić swoje dziecko, być znowu z rodziną, a nie mogą, bo ich bliscy nie żyją. Zaczęłam doceniać to, że żyję w świecie, w którym nie ma wojny, że mój paszport otwiera mi praktycznie wszystkie granice, że jestem wolna i mam przy sobie swoich bliskich. Mam wolność, kiedy inni muszą o nią walczyć. A kobiety? To działa podobnie jak wszędzie. Z jednej strony żyją we własnym świecie, ale są silne. Mężczyźni mogą być wojownikami, mogą walczyć, ale tam jest jak wszędzie. Kobiety są szyją, a mężczyźni głową (śmiech). To, co mnie zaskoczyło w Pankisi, to ogromny szacunek mężczyzn do kobiet. Dla nich kobieta jest matką. Kobiet się nie porzuca, chroni się je przed wszystkimi złymi emocjami. Kobiety nie uczestniczą w pogrzebach, bo nie powinny cierpieć i przyciągać emocji związanych ze stratą i śmiercią. Jadąc do Gruzji, czułam się mądrą, europejską kobietą, ale z każdym dniem spędzonym w Pankisi uczę się nowych rzeczy, nowego postrzegania świata, które przewraca do góry nogami mój własny.

Kiedy zaczęła rodzić się w twojej głowie myśl o powrocie do Pankisi i stworzeniu Caucasus X-Trek?

Obserwowałam ten świat. Obserwowałam Abu. Ten rejon jest zupełnie zapomniany, wszyscy się go boją, a ja poczułam się tam tak bezpiecznie, jak chyba nigdzie indziej. To zasługa tradycji i miejsca, w którym się urodziłam i wychowałam. Jestem góralką, to wiele tłumaczy w kontekście relacji z Pankisi. Pomyślałam wtedy, że to miejsce ma ogromny potencjał, że warto, aby dotarli tu również inni. Chciałam otworzyć agencję turystyczną i pokazywać ludziom Pankisi, robić trekking w górach. To mogło zadziałać w dwie strony – mnie wyjazd do Pankisi w jakimś stopniu uzdrowił, ale rozkręcenie tam biznesu byłoby również szansą dla żyjących tam ludzi. Mogliby zarobić, mieć nareszcie perspektywę innego życia. Może dzięki temu byłoby mniej dżihadu czy młodych mężczyzn wyruszających na wojnę. Do swojego pomysłu musiałam przekonać nie tylko Abu, ale całą jego rodzinę, cały klan. Tam klan jest czymś nierozerwalnym. Nie było tak, że się nie bałam. Bałam się, ale nie mogłam się powstrzymać (śmiech). Przekonałam ich chyba tym, że po niecałych dwóch miesiącach wróciłam. Nie zawiodłam ich zaufania i dotrzymałam słowa. To męski świat. Wiedziałam, że tylko z nimi mogę zrobić biznes. Moją przepustką do ich świata był Abu. To człowiek, którego szanują i który ma siłę przebicia w Pankisi. Udać mogło się jedynie z nim.

Różnice kulturowe, zupełnie inna mentalność i inny świat. Jak udaje ci się tam funkcjonować?

Musiałam nauczyć się szanować ich kulturę, tradycje i podział ról. Musiałam wypracować w sobie ogromną pokorę. Oczywiście zdarzają się sytuacje, w których nasze światy się zderzają, ale na razie udaje mi się prawie bezproblemowo przez nie przechodzić. Nasza agencja działa już ponad rok. Współpracujemy z przewodnikami i mamy kilkudziesięciu ludzi do pomocy. W dużej większości to mężczyźni. Jestem kobietą i chrześcijanką, a to ogromne, mentalne i kulturowe wyzwanie dla każdej ze stron. Np. nigdy nie dałam mężczyznom pieniędzy, to zawsze Abu daje im wypłatę. Musiałam zmienić swój sposób myślenia i nie obrażać się. Przyjąć ten świat takim, jakim jest. On przyjął mnie.

Jesteś katoliczką, a żyjesz wśród muzułmanów. Ta różnica nie jest źródłem konfliktów?

W mojej rodzinie wiara jest bardzo ważna. Obowiązki katolika, chodzenie do kościoła – to było coś naturalnego. Jako dorosła osoba odsunęłam się od kościoła, ale ta duchowość we mnie pozostała. Nie brałam już udziału w każdej mszy, ale co jakiś czas potrzebowałam w samotności pomodlić się w murach kościoła. Im dłużej jestem w Pankisi i obserwuję ich wiarę, tym większy budzi się we mnie bunt. Przecież moja wiara nie jest gorsza! I nie wiem, czy ze zwykłej przekory, czy z potrzeby, zaczęłam bardziej celebrować nasze katolickie święta (śmiech). Reakcja rodziny Abu zszokowała mnie. Kiedy był post, oni wszyscy trzymali go ze mną. Nikt nie jadł mięsa. Chcieli mnie w ten sposób wesprzeć. Na Wielkanoc próbowali mi nawet zrobić pisanki, ze wzruszenia aż się popłakałam. Któregoś dnia mieliśmy odebrać grupę, która przyjechała do nas na wycieczkę. Nie zgadzała mi się trasa, którą jechaliśmy, a kiedy pytałam, co się dzieje, Abu z kamienną twarzą mówił tylko, że mam ćwiczyć cierpliwość. W końcu się zatrzymaliśmy i okazało się, że przywieźli mnie do katolickiego kościoła w Tbilisi. Nie wierzyłam w to, co się dzieje (śmiech).

Jak wygląda prowadzenie biznesu w Gruzji?

Założenie firmy nie jest tam niczym trudnym – chyba, że chcesz ją założyć w Pankisi (śmiech). Byliśmy pierwsi, którzy tego dokonali. Był problem z adresem, bo w Pankisi domy nie mają nawet numerów, ale jakoś się udało. Gorzej było z Abu, który absolutnie nie rozumie czegoś takiego jak biznes czy przedsiębiorcze myślenie. Pamiętam, kiedy dostaliśmy pierwsze, wspólne pieniądze. Abu wziął swoją część i zanim doszedł do domu, nie zostało mu już nic. Wszystko rozdał dzieciom. Nie mogłam tego pojąć. Próbowałam mu wytłumaczyć, że tak się nie robi, że musimy coś odłożyć na rozwój firmy. Powiedział tylko, że pieniądze rozdał osieroconym dzieciom swoich przyjaciół, którzy zginęli na wojnie, a resztę członkom rodziny. Nie miałam argumentów. Dzielenie się jest głęboko zakorzenione w ich tradycji. Musiałam włożyć dużo pracy w to, aby cokolwiek wytłumaczyć Abu. Powiedzmy, że teraz jest trochę lepiej (śmiech).

Autor: Katarzyna Paluch

Polecane:

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *