Od czasu, gdy my – kobiety – na stałe weszłyśmy do świata biznesu, nie ma roku, w którym nie opublikowano by choć jednego raportu dotyczącego tego obszaru: jak kobiety sobie radzą w biznesie, jak plasują się poszczególne statystyki, jakie są przyszłe perspektywy w tym zakresie, w jakich branżach dana płeć dominuje itp. Pojawia się coraz więcej czasopism, wydawnictw i blogów skierowanych stricte do przedsiębiorczych kobiet (dodatkowo zauważam spadek tytułów kierowanych do kobiet zajmujących się pełnoetatowo domem). Do tego dochodzą setki – jeśli nie tysiące – wydarzeń w ciągu roku, które są przeznaczone dla kobiet stawiających pierwsze lub następne kroki w biznesie. Mogę z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że zalewa nas fala prokobiecego rynku. Czy to źle? Byłabym niespełna rozumu, gdybym tak twierdziła! Wszak sama jestem kobietą, działam w biznesie, uczestniczę w różnego rodzaju wydarzeniach dla kobiet i mogę się z Tobą kontaktować między innymi poprzez ten cudowny magazyn! Zauważalnych jest jednak kilka „skutków ubocznych” naszego kobiecego ruchu biznesowego, które mogą negatywnie wpływać na nas same. Paradoks? A jednak!
Najbardziej powszechnym obecnie „skutkiem ubocznym” jest mnogość warsztatów i eventów rozwojowych adresowanych do kobiet, a dokładniej ich zróżnicowana jakość. Są wydarzenia cykliczne, obecne już od kilku lat na polskim rynku, których wysoka jakość wpisała się w świadomość uczestniczek. Ich marki są rozpoznawalne w całym kraju, a pozytywna opinia o nich przyczynia się do tego, że czasami ciężko się na nie dostać. W zapisach na te eventy funkcjonuje zasada „kto pierwszy, ten lepszy”. I nie jest to działanie marketingowe – tak często spotykane w sprzedaży – wykorzystujące jedną z zasad wywierania wpływu, tylko realna walka o miejsce. Jednak – jak to we współczesnym świecie bywa – tam gdzie jest popyt, tam jest i szybki wzrost podaży. Komercjalizacja produktów i usług często ma swoje przełożenie na spadek jakości. Tak i w tym wypadku się dzieje. Można spotkać eventy, które pozostawiają wiele do życzenia. Idąc na wydarzenie rozwojowe, każda z nas liczy na to, że wyniesie z niego solidną dawkę wiedzy, motywacji i inspiracji do dalszego rozwoju kompetencji biznesowych. Nierzadko poza swoim cennym czasem inwestujemy również środki finansowe, licząc na zwrot tej inwestycji. A co otrzymujemy? Słaby substytut warsztatu, który może się poszczycić co najwyżej wysokim poziomem energii oraz – nieco rzadziej – krótkotrwałym efektem motywacyjnym. O wartości merytorycznej możemy zapomnieć, a wynieść możemy co najwyżej wrażenie przerostu formy nad treścią. Tracą na tym wszyscy! Organizatorzy słabych eventów tracą w oczach uczestniczek na długi czas! Ale tracą również organizatorzy wydarzeń godnych polecenia. Bo osoba uczestnicząca w słabym warsztacie, swoje odczucia generalizuje na resztę podobnych wydarzeń i jest niechętna do uczestniczenia w nich w przyszłości. A taka tendencja może powodować znaczny spadek popytu. Co się wówczas dzieje? Znikają z rynku wydarzenia – nie tylko te złe, ale co najgorsze, również te dobre!
Kolejnym „skutkiem ubocznym” tworzenia społeczności przedsiębiorczych kobiet może być samoistne dzielenie świata biznesu na męski i żeński. Jest to ogromny paradoks. Wszak od lat słyszymy, że kobiety zaciekle walczą, by dostać się do tego iście męskiego świata. A tutaj mamy sytuację, w której walcząc o to miejsce, same tworzymy podział. Oczywiście kobiety i mężczyźni znacznie różnią się w funkcjonowaniu – zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym. Tworzenie kobiecych społeczności biznesowych jest dla nas zupełnie naturalną drogą. Kobiety – w odróżnieniu od mężczyzn – nastawione są na relacje, na ich budowanie i podtrzymywanie, wspieranie siebie wzajemnie i udoskonalanie. Mężczyźni nastawieni są bardziej na działanie i rozwiązywanie problemów. Tak zostaliśmy ukształtowani na przestrzeni wieków i nie ma sensu z tym walczyć. Jednak rodzi się pytanie: czy jako kobiety powinnyśmy na dłuższą metę osobiście odcinać się od świata, w który tak bardzo chcemy wejść – od świata biznesu zdominowanego przez mężczyzn. Skoro wieloletnie starania przyczyniły się do tego, że tworzymy własną, homogeniczną społeczność, to czy nie robimy dokładnie tego samego, co mężczyźni. Czy nie tworzymy hermetycznego, zamkniętego dla drugiej płci świata?
Trzecim „skutkiem ubocznym”, ściśle powiązanym z poprzednim, jest swoiste, bardzo uproszczone i nie poddawane przez nasze umysły świadomej refleksji potwierdzenie odrębności świata męskiego i żeńskiego. A to z kolei niesie ze sobą ryzyko ciągłego i niezmiennego występowania dyskryminacji kobiet w biznesie. Zamykając się w swoich kobiecych społecznościach „potwierdzamy” mężczyznom naszą odrębność i odmienność. Jednocześnie nie dajemy im możliwości poznania nas i naszego funkcjonowania w tym specyficznym środowisku. Działając w ten sposób mamy marne szanse, by zmienić ich stereotypowe myślenie o kobietach przedsiębiorcach. Wręcz utwierdzamy ich w przekonaniu, że skoro trzymamy się osobno, to mamy ku temu powody. A już oni sami, poprzez własne domysły, odpowiadają sobie na pytanie, jakie te powody są. Nie muszę chyba pisać, że argumentując, będą opierać się na schematach, jakie wytworzyli sobie wcześniej na nasz temat, poza biznesem. A tego przecież nie chcemy!