Czysta energia Krzyśka Puternickiego


Zdecydował całe lata temu, w końcu pewnego dnia po prostu wyjechał. Niskobudżetowo, ale z odwagą i wiarą, że to, co ma w sercu, dłużej nie może czekać. Aprobata w oczach najbliższych dodała mu skrzydeł, mimo chwil, w których – jak przyznaje – robił rachunek sumienia. W czystej energii odległego kontynentu odbudował swój świat. Pełen pierwotnych wartości, które po powrocie jeszcze wyraźniej towarzyszą mu w życiu. Kolory i emocje Afryki pokazuje Krzysiek Puternicki, przedsiębiorca i podróżnik.

Dlaczego Afryka?

Pomysł na Afrykę urodził się, gdy miałem niespełna siedemnaście lat. Pierwsza okazja wyjazdu pojawiła się dzięki rodzicom. Podczas podróży do Nigerii tato nakręcił trzygodzinny materiał i ja ten film młóciłem w kółko zamiast bajek. Do tego stopnia, że na koniec był tak zjechany, że wymagał przegrania na nowe taśmy (śmiech).

Mały Krzyś zaczynał od mapy?

Od książek. To, co wybierałem, miało związek wyłącznie z Afryką. Od „W Pustyni i w puszczy”, przez „Tomka”, aż do poważniejszych tytułów, jak „Heban” Kapuścińskiego i afrykańskie wspomnienia Nowaka. W przerwach błądziłem palcem po mapie, półki uginały się od albumów, które doskonale ilustrowały śmiałe wyobrażenia o tym, czego za kilka lat dokonam.

Co zaplanowałeś?

Poznać Afrykę, tę z moich wyobrażeń. Ewolucja największego marzenia powodowała, że samo w sobie dostarczało mi świetnej rozrywki.

Było tak, jak się spodziewałeś?

Było dokładnie inaczej. Przede wszystkim jeszcze lepiej. Wcale nie ocierałem się na każdym kroku o stada lwów, hien i ludożerców. Odkryłem prawdziwą Afrykę, jej sedno. Gdy człowiek zobaczy czerwoną, równikową ziemię, przychodzi moment, że albo go natychmiast odrzuca, albo wskakuje do krwiobiegu i łapie z całych sił za serce.

Lata przygotowań oznaczały perfekcję wykonania?

Wyobrażenia okazały się zupełnie inne niż zastana tam rzeczywistość. Są stereotypy, z którymi spotykałem się przed wyjazdem. Podstawowym jest poczucie, że Afryka to Afryka.

Jak inaczej myśleć?

Afryka to wiele państw, a każde poszczególne kumuluje kilkadziesiąt kultur. Przez to jest kolorowa, składająca się z różnic. Część wschodnia nie ma nic wspólnego z zachodnią, podobnie idąc od Północy, nie da się znaleźć wspólnego mianownika do jej saharyjskiej części. Elementów jest na tyle dużo, że w żaden sposób nie umiem jednoznacznie odpowiedzieć, co mnie najbardziej urzekło.

Dlaczego wybrałeś taki moment na podróż życia?

Od dziecka byłem pobudliwy i co chwila odwalałem głupie numery. Uwielbiałem szybko zmieniać plansze, a Afryka taka właśnie jest. Niesamowity kalejdoskop, który co chwila zaskakuje czymś zupełnie innym. Z ekstremistycznego, muzułmańskiego Sudanu wjechałem do Etiopii, która jest mocno chrześcijańska.

Jak taki metroseksualny pan dał sobie radę w spartańskich warunkach?

Ja metroseksualny? Nie przesadzaj! O mnie można powiedzieć, że jestem niegrzeczny – miałem talent do ładowania się w tarapaty (śmiech). Określiłbym siebie jako ciągłego poszukiwacza emocji.

Które z państw je dostarczyło?

Chyba każde po trochu. Z Sudanu do Etiopii przejeżdżałem lokalną komunikacją. Autokar miał wypadek, kierowca zginął na miejscu. Przyjechało wojsko, które nas okradło. Miało to miejsce jakieś dwadzieścia kilometrów przed małym przejściem granicznym. Sporo szliśmy pieszo, potem podrzucili nas kierowcy jadący w tę samą stronę. Dotarliśmy na miejsce, przejście znajdowało się w małej wiosce i było otwierane tylko raz dziennie, rano. Musiałem wraz z pozostałymi towarzyszami podróży przeczekać noc. Ta minęła spokojnie, w oddali zobaczyłem burzę. Rozbłyski na niebie były całkiem mocne! Siedziałem, obserwowałem i myślałem, że pięknie to wygląda, szczególnie że okoliczności przyrody były niesamowite – obłędna roślinność na zmieniającym ukształtowanie terenie – z płaskiego na górzysty. Całościowo niesamowita panorama oświetlana błyskami. Rano wpuścili mnie do Etiopii, przejechałem lokalnym busikiem z bagażami na dachu z piętnaście kilometrów i zrozumiałem, że ta burza była wymianą ognia pomiędzy wojskiem a rebeliantami.

Nie!

Dokładnie tak! Zatrzymaliśmy się w momencie, kiedy strzelali nam do samochodu. Nie był to celowy ogień, tylko regularna walka. Linia ostrzału wychodziła po środku drogi. Wybiegliśmy z busa i schowaliśmy się w rowie, pojazd dokumentnie spłonął. Leżeliśmy tam jakieś siedem godzin, realizując potrzeby fizjologiczne bez ruszania się. Miałem tysiące myśli.

Jakich?

Zastanawiałem się, kiedy do nas dojdą. Czy szybko zginę i jak się dodzwonić do najbliższych, aby się pożegnać.

Istota podróży dziwnie zbiegła się z Twoją „czterdziestką”.

Wyjechałem na rok przed.

Kryzys wieku średniego?

Zupełnie nie. Chciałem się sprawdzić. Musiałem mieć pewność, że jestem w stanie zrobić coś szalenie wymagającego, od początku do końca.

Tylko po to?

Zależało mi, aby móc być dumnym z tego przed synami, było to dla mnie najważniejsze. Chciałem im pokazać, że mogą wszystko, gdyż świat tak naprawdę nie ma ograniczeń. Przekonać ich, by nie bali się marzyć, nawet jeśli ich plany będą wydawały się wielkie, nierealne i szalone.

Wziął plecak i ruszył na czarny ląd. Czuć egoizm!

Czy egoistą nazwiesz strażaka, który jedzie do pożaru? To samo powiesz wspinaczowi na K2? Może żeglarze też mają coś na swoją obronę? (śmiech). Mój wyjazd był próbą sprawdzenia się. Jeden facet buduje dom, sadzi drzewo i płodzi syna. Ja spakowałem plecak i wyruszyłem na niskobudżetowy survival, goniąc marzenie, które daje szczęście.

Spełniłeś się?

Tak. Niecałe cztery miesiące w Afryce z pewnością zmieniły mnie jako człowieka. Również jako mężczyznę i ojca. Wiem, że stałem się lepszy. Wrażliwszy na świat, a przez to bardziej wyczulony na bodźce.

Zabawa dla bogatych?

Na całość wydałem około trzech tysięcy dolarów. Patrząc na zasięg to praktycznie nic, nawet biorąc pod uwagę zakup wiz. Szybki i niskobudżetowy przejazd, który w tej formie generował pewnego rodzaju niebezpieczeństwa.

Dlaczego?

Tempo i mała ilość pieniędzy w portfelu powodują, że nie jesteś w stanie dobrze się przygotować. Działasz na bieżąco, jak ja w Etiopii, gdzie przejeżdżałem przez trzy lokalne konflikty. Z doniesień MSZ-u i telewizji BBC wiedziałem jedynie o jednym. Pozostałe były niespodzianką. Chcąc czerpać z podróży, powinno się zostawiać czas, aby chłonąć obrazy i mieć chwilę sam ze sobą, na zastanowienie się, co widzisz. Mnie ograniczyły obowiązki w Gdańsku.

Czym się zajmujesz?

Jestem przedsiębiorcą w branży gastronomicznej i spełniam się w realizacjach eventowych. W najbliższych planach jest produkcja gali bokserskiej. Cenię wyzwania. Nowe cele powodują, że jeszcze mocniej trzymam obrany w życiu kurs.

Nie usiedzisz w miejscu?

Nie, dlatego krystalizuję plan kolejnej podróży. W przyszłym roku wracam do Afryki. Ruszam we wrześniu, tym razem samochodem. Pojadę zachodnim wybrzeżem przez trzydzieści trzy państwa.

Ile ci to zajmie?

Cztery miesiące.

Poznasz Afrykę jak długa i szeroka?

Wydaje mi się, że tak. Poza tym najważniejszy jest wyczyn. Do tej pory żaden Polak samotnie nie pokonał tej trasy, ruszając z Nord Cupu w Norwegii. Wierzę, że się uda.

Ryzykowny pomysł.

Każdy pomysł niesie ryzyko. Nawet najbardziej trywialny i na wyciągnięcie ręki. W moim przypadku apetyt rośnie w miarę jedzenia. W oczach synów widzę niewidzialną nić komunikacji i wiem doskonale, że to ich inspiruje i pomaga w zmaganiu się z życiem.

Nie boisz się, że zaczną Cię naśladować?

Każdy z nas jest inny. Mi podobają się podróże, a co stanie się celem moich dzieci, tego nie wiem, ale niedługo się przekonam. Uśmiecham się na myśl, że chcą ze mną wyjechać do Afryki i przekonać się, jak tam jest, bo na tę chwilę ich potrzeby są skierowane w zupełnie inne sektory życia.

Jak tam jest?

Kolorowo. Bardzo emocjonalnie. Tam słowa tracą ważność i ustępują miejsca komunikacji niewerbalnej. Tak czysta energia to mój świat. Ten niezmącony dążeniem do dóbr materialnych, w którym wciąż najważniejsze są pierwotne wartości. Świat, w którym nie ma kłamstwa. W afrykańskich społecznościach ludzie znają swój początek, środek i koniec. Nie ma miejsca na chore żądze, przeskakiwania się za wszelką cenę i knucie intryg. Tego świata na szczęście nie spowiły europejskie intencje.

Polecane:

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *