Mocna psychika, doskonała kondycja fizyczna i dystans – takie cechy powinna mieć kobieta, która pragnie realizować się w policji. Nie ma co ukrywać – to męski świat. Brutalny, pełen agresji, niekiedy walki z użyciem ostrej amunicji. Jest w nim jednak miejsce dla kobiecości. Nie takiej kruchej i delikatnej, ale pełnej determinacji i wiary we własną siłę.
Z Kaszub do policji
Było czerwcowe popołudnie. Na jednym z kaszubskich pól kilkunastoletnia Nina zbierała truskawki. Już wtedy wiedziała, że gdy dorośnie, zostanie albo weterynarzem, albo policjantką. Mundurowi wówczas budzili szacunek. Kilkadziesiąt lat później Nina sama przyodziała mundur i zaczęła patrolować trójmiejskie ulice.
– W wieku 18 lat zostałam matką. Wyjechałam do Anglii i porzuciłam marzenia o weterynarii. Gdy rozwiodłam się z mężem, wróciłam do Polski, aby zacząć studia pedagogiczne. Wówczas obudziło się we mnie marzenie z dzieciństwa, aby spróbować swoich sił w policji. Chciałam sobie udowodnić, że mi się uda. Udało się – mówi z uśmiechem Nina.
Mistrzowie podrywu
Nina ma dzisiaj 30 lat. Jest atrakcyjną, pozornie delikatną kobietą. Gdyby ją spotkać na ulicy w stroju cywilnym, nie sposób pomyśleć, że w pracy ma do czynienia z ostrą amunicją i potrafi obezwładnić rosłego mężczyznę. A na takie sytuacje trzeba być gotowym. Podobnie jak na podryw.
– Pamiętam, gdy podszedł do mnie policjant z Kanady po cywilu. Powiedział, że chciałby sobie zrobić ze mną zdjęcie, bo nigdy nie widział tak ładnej policjantki. Zaczerwieniłam się, to było miłe – mówi Nina.
Amatorów podrywu jest wielu. Blondynka w mundurze to dla mężczyzn wyzwanie. Niestety, komentarze nie zawsze są przychylne. Czasami zza pleców słyszy docinki, po których człowiekowi robi się przykro. A ona tylko wykonuje swoją pracę.
– Ten zawód jest bardzo sformalizowany. Każda interwencja i każde wylegitymowanie musi być zapisane. Gdy ktoś złamie prawo, muszę wystawić mandat. Mimo wszystko staram się być człowiekiem, ale i tak słyszę nieprzychylne komentarze, że mam się zabrać za porządną robotę, a nie nękać niewinnych ludzi – dodaje.
Mocna psychika i zwłoki na peronie
Już w szkole policyjnej Nina miała przedsmak tego, z czym będzie jej dane mierzyć się każdego dnia. Na dwa dni przed egzaminem końcowym doznała kontuzji palców. Ból był nie do zniesienia, ale wiedziała, że jeżeli teraz odpuści, to być może już nigdy nie rozpocznie pracy w policji. Wzięła leki, zacisnęła zęby i zdała.
Dzisiaj patroluje gdańskie ulice. Każdy dyżur to niewiadoma. Zazwyczaj jest spokojnie, a dzień upływa na niegroźnych interwencjach albo na wystawianiu mandatów. Zdarzają się jednak sytuacje niebezpieczne, gdy o życiu i bezpieczeństwie decydują ułamki sekund. Tak było podczas jednej z nocnych interwencji, gdy chłopak chciał udusić swoją dziewczynę.
– W takich sytuacjach nie czuję strachu, tylko adrenalinę. Bardzo trudno było obezwładnić tego dwumetrowego „byczka”. Potraktowaliśmy go gazem, ale wciąż się na nas rzucał. To była jedna z najniebezpieczniejszych akcji w moim zawodowym życiu – dodaje.
Bez silnej psychiki trudno odnaleźć się w tym zawodzie. Spotyka się ludzi po dopalaczach, którzy, pozornie spokojni, nagle potrafią rzucić się na funkcjonariusza i np. go… pogryźć. Zdarzają się również zwłoki – to całkiem normalne. Gdy Nina miała interwencję na jednym z peronów SKM, wciąż wierzyła, że uda się uratować poszkodowaną kobietę. Na miejscu okazało się jednak, że nie było czego zbierać.
– Nie mam koszmarów i nie przeżywam tych sytuacji prywatnie. Jestem bardzo zdystansowana, to tylko moja praca – komentuje Nina.
Kobiecy uśmiech i niedoszła samobójczyni
Na patrol chodzą dwójkami. Tak jest bezpieczniej. Może to być dwóch mężczyzn albo para mieszana. Niektórzy kwestionują, czy kobiety powinny pracować w policji. Są przecież delikatniejsze. Nina bez wahania odpowiada, że powinny. Właśnie ta delikatność jest ich ogromną siłą. Jak podkreśla Nina, do interwencji nigdy nie podchodzi z agresją, a wiele spraw łagodzi uśmiechem. Zdarza się również, że jej kobiecość ratuje komuś życie.
– Pamiętam, jak zostaliśmy wezwani do niedoszłej samobójczyni. Stała zawieszona po drugiej stronie mostu. Gdy tylko zobaczyła mężczyzn w mundurach, zaczęła krzyczeć, że skoczy. Chłopaki musieli się schować, a ja zaczęłam z nią rozmawiać. Tylko przy mnie czuła spokój. Udało się ją uratować – mówi Nina.
Czy praca w policji zmienia? Oczywiście. Od kiedy patroluje ulice, na pewno jest odważniejsza, potrafi sama załatwić wiele spraw na mieście. Nie boi się rozmawiać z ludźmi i wie, jak postawić na swoim. Są również minusy. Doskonale wie, jakie niebezpieczeństwa czyhają na ludzi, przez co stała się bardzo wrażliwa na punkcie swojego dziecka. Ponadto gdy podróżuje komunikacją miejską, trzykrotnie się zastanowi, zanim wybierze miejsce, na którym usiądzie. Nieraz była wzywana do interwencji, gdy trzeba było wyprosić bezdomnego z pociągu czy autobusu.
– My delikwenta zabieraliśmy, ale na krzesełku zostawała cała reszta. Nikt tego nie sprzątał. Ja przynajmniej mam tego świadomość – podsumowuje.
Tekst i rozmowa: Justyna Michalkiewicz