Żona utrzymanka

Woli, gdy nazywa się ją panią domu. Tam króluje niepodzielnie, dzieląc czas na oczekiwanie i spełnianie zachcianek. Jej dni wcale nie są kalką poprzednich, bo trudno narzekać na nudę, gdy w perspektywie widać kolejne niesamowitości. Całkowicie poza zasięgiem tych, którym mniej poszczęściło się w życiu.

Robi tak dla wygody i chyba z lenistwa, wykorzystując do maksimum to, co dała natura. Nie patrzy, że czas płynie, a uroda mija. Żyje tu i teraz, pomimo że w jej idealnej bajce bywają cienie. Co jednak, gdy bańka cudownego życia w luksusie pryśnie, a ona stanie przed pytaniem: „co dalej?”?

Piękna i bestia

On zaradny i bogaty, ona śliczna – historia znana od zarania dziejów. Trochę jak piękna i bestia, bo choćby na siłę doszukiwać się walorów, trudno powiedzieć o nim, że jest przystojny. „Jest dobrym człowiekiem” – tak dość oszczędnie o swoim partnerze mówi Marianna. Jest też jej drugą szansą, dzięki której nie musiała wracać do Polski. Szansą, którą zamierza wykorzystać do maksimum.

– Zaraz po maturze zdecydowałam, że nie mam czego szukać w kraju. Studiować mi się nie chciało, a oferty pracy w tamtych czasach to była kpina. Głodowa pensja i ciężko przepracowane godziny wcale mi się nie uśmiechały. Postanowiłam skorzystać z propozycji koleżanki, która wyjechała do Francji, niby jako opiekunka – opowiada Marianna.

Słowiańska uroda i duży biust szybko zawróciły w głowie właścicielowi salonów ekskluzywnych mebli, do którego trafiła, szukając pracy. Starszy i majętny, zakochał się i po kilku randkach zaproponował wspólne zamieszkanie.

– Podobało mi się, że mam głównie pięknie wyglądać. Codziennie dostawałam pieniądze, aby, jak to mówił, zadbać o siebie. On również się starał, obsypując mnie biżuterią, futrami i kolejnymi samochodami. Życie upływało nam na zabawie, bo partner z dumą pokazywał mnie kolegom, którym ciekła ślina. Mogli mu tylko pozazdrościć – przyznaje.

W ciąże zaszła świadomie, wiedząc, że jeśli da mu syna, ten ze szczęścia całkowicie straci dla niej głowę. Tak się stało i kolejne lata upłynęły na podróżach, zabiegach chirurgicznych, targach mody i wybieraniu prezentów – nie tylko na święta. O dziecko dbała opiekunka, wiedząc, że skoro ona leży i pachnie, znaczy się czeka na pana, to wtedy żaden krzyk dziecięcy przeszkadzać nie powinien.

– Było super, ale czułam, że czegoś mi brakuje. Potrzebowałam wyjść do ludzi, pobawić się z rówieśnikami, na chwilę pożyć jak inni. Ricky tego nie akceptował i nawet nie chciał słyszeć, że mam już dość maseczek, masaży i przymiarek kolejnego futra. Pogroził mi palcem i dodał, że on tu stawia warunki, czy mi się to podoba, czy nie. Wymyśliłam, że go przechytrzę, bo z alimentów da się spokojnie żyć. A potem poznam kogoś, kto będzie bardziej wyrozumiały, w zbliżonym wieku, ale z równie grubym portfelem – wspomina.

Lokata kapitału

Wyprowadziła się i wyznaczyła jasne reguły kontaktów z synem. Najpierw się wściekał, potem błagał, aby wróciła. Zwodziła, grała mu na nosie, sprawdzając, czy wciąż jest dla niej na pstryknięcie palcem. Był i to ją już nudziło, więc dalsza gra nie miała sensu. Mieć z resztą nie mogła, bo na horyzoncie pojawił się kolejny kandydat – niemożliwie szpetny handlarz samochodów, który dla takiej blond piękności gotów był zawrócić kijem Wisłę.

– Tego od pierwszej chwili wzięłam na dystans. Żadnego wspólnego mieszkania, bo muszę przecież dbać o morale dziecka. Randki owszem, przeplatane tym, co lubię najbardziej. Postanowiłam pokazać Rickiemu, że bez niego jeszcze lepiej dam sobie radę, więc gdy syn zdradził, że mama poszła do pracy, ten pomyślał, że stał się cud i koniec świata w jednym.

Do tego finału była daleka droga, bo Marianna, pomna złych doświadczeń, ustrzegała się błędów. Pachniała, ale subtelniej, garnęła się do pomocy, a nawet zdarzało się, że obsługiwała klientów. Twardo obstawała przy swoim, że pod wspólnym dachem tak, ale dopiero po ślubie, bo dziecku tłumaczyć, kim jest ten pan, nie ma zamiaru.

– Ceremonia odbyła się na Lazurowym Wybrzeżu. Nie zapraszałam rodziny, bo coś mi mówiło, że z zazdrości mogą chcieć niszczyć moje szczęście. Ja na to wszystko zapracowałam. Co z tego, że nie taśmowałam paczek przez 8 godzin, wysłuchując szefa? Poświęciłam najlepsze lata i teraz należy mi się stabilizacja, a ta to spokój finansowy i dobre życie. Syn dorasta i nie chcę stanąć przed widmem biedy. To mój wybór i świetnie mi z tym – przekonuje.

Pytania o ambicje zbywa uśmiechem. Dodaje, że tych, które chciały robić karierę i unosić się honorem, jest na pęczki. Ona urodziła się pod szczęśliwą gwiazdą i nie widzi nic zdrożnego w tym, że jest i czeka. Zabawką też się nie czuje i o młodszą nie obawia – zakochany mąż uczynił ją wspólniczką, więc jest pewna, że gdyby nawet przydarzyło się rozstanie, włos z głowy jej nie spadnie.

– Osiągnęłam sukces. Mam bajeczne życie i mężczyznę, który zrobi dla mnie wszystko. Nie jestem kuchtą ani kurą w domu, tylko panią, która panuje na eleganckich włościach. Nie za wszelką cenę, a z wyboru, a to, musi pani przyznać, wszystko zmienia.

Oceń ten artykuł

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *