– Gdy chodziłam do liceum, wydawało mi się, że moje życie to wegetacja, bo nie mam żadnej pasji – mówi Elżbieta Benkowska, urodzona w Gdańsku reżyserka filmowa. Ze swoim filmem „Olena” otrzymała nominację do Złotej Palmy na Festiwalu w Cannes.
Elżbieta Benkowska urodziła się w 1988 roku w Gdańsku. Ukończyła Gdyńską Szkołę Filmową, a na Uniwersytecie Gdańskim pisze pracę doktorską. Chciałoby się powiedzieć: kobieta-orkiestra. Ale zanim w jej życiu pojawiła się pasja filmowa, był czas edukacji. – Gdy chodziłam do liceum, wydawało mi się, że moje życie to wegetacja, bo nie mam żadnej pasji. To uczucie potęgowali moi znajomi, którzy opowiadali o swoich sukcesach, szczególnie sportowych, i planach na przyszłość, tym samym utwierdzając mnie w bezcelowości mojej egzystencji – opowiada młoda twórczyni.
Tę wyczekiwaną przez siebie pasję odnalazła w kinie. Na osiemnaste urodziny dostała od mamy i siostry kamerę. I tak się zaczęło. – Szybko złapałam bakcyla i postanowiłam, że zostanę reżyserką – mówi Benkowska.
Na początku filmowała przygody swojego psa, Irysa. Później, razem z kolegami i koleżankami z klasy, nakręciła dla ówczesnego Ambasadora Hiszpanii film o swojej dwujęzycznej klasie. – Bardzo mi się to spodobało, bo nauczyciele zwalniali mnie dzięki temu z zajęć. Po maturze postanowiłam zdawać do szkół filmowych. Nie dostałam się kolejne pięć razy, dopiero szósty okazał się być szczęśliwym – wspomina.
W międzyczasie, nie chcąc poddać się bezczynności, rozpoczęła studia na slawistyce. Dzisiaj ocenia tę decyzję jako jedną z najlepszych w swoim życiu. Studia poszerzyły jej horyzonty i otworzyły na świat. Razem z koleżankami z roku nakręciła kilka teledysków do bałkańskich piosenek. A w 2010 roku stworzyła krótki dokument pt. „Hokeistka”, o którym mówi jako swoim pierwszym filmie.
– Cały czas bawię się tym co robię, zaś bardzo nie lubię tego, kiedy dorośli ludzie wmawiają tym młodszym, że praca i dorosłość to taki czas w życiu, który jest pełen wyrzeczeń, tyranii i obezwładniającego smutku. To nieprawda. Radość nie kończy się wraz ze zdaniem matury – mówi Ela Benkowska. W swojej pracy spełnia się nie tylko zawodowo, ale też twórczo, kreatywnie. Bo tworzenie filmu daje jej wiele szczęścia. Wymyślanie postaci, praca z aktorem, pokonywanie kolejnych przeszkód w realizacji filmu i na koniec zderzenie filmu z publicznością – oto, co kocha w swojej pracy najbardziej. – Mimo dobijającej mnie czasem, prozy życia w postaci rachunków do zapłacenia, codziennie staram się być szczęśliwa i organizować czas tak, by jak najwięcej poświęcić go na robienie tego, co lubię – opowiada artystka.
Jej pasja i radość z filmowania przekłada się na sukcesy, które osiąga. Jej dyplomowa etiuda „Olena” otrzymała szereg nagród, w tym – nominację do Złotej Palmy w konkursie filmów krótkometrażowych na 66. MFF w Cannes. Później wyreżyserowała pierwszą część nowelowego tryptyku pt. „Nowy świat”. Opowiedziała tam historię Żanny, która opuściła rodzinną Białoruś i swojego męża, opozycjonistę, próbując zbudować w Warszawie swoje życie na nowo. Aktualnie pracuje nad scenariuszem do pełnometrażowego debiutu.
– Uważam, że każdy powinien robić w życiu to, co go najbardziej kręci, a nie rzucać się w ślepą pogoń za pieniądzem, zaś przyjemności zostawiać na drugie życie, którego nie będzie – podsumowuje młoda twórczyni. Dodaje też, że nie można zrażać się porażkami. Kariery nie robią najzdolniejsi czy najbardziej utalentowani, a najwytrwalsi.
– Do końca tej dekady mam zamiar skończyć i obronić moją pracę doktorską, a także wyreżyserować mój pełnometrażowy debiut fabularny o dwóch kumplach, którzy marzą o sławie, pieniądzach i kobietach, a kiedy już to wszystko zdobywają, muszą sobie odpowiedzieć na pytanie, czy tak rzeczywiście wygląda szczęście – opowiada artystka. Swój film zatytułuje „Orunia 4ever”.