“W(ó)da musi być!”

Może nie masz dziś ochoty na randkę z eks, może wspomnienie o nim wraca w snach niepasujących do kategorii marzeń sennych, ale z całą pewnością pielęgnujesz w pamięci jakieś zabawne wydarzenie, które do dziś wywołuje ironiczny grymas, lekki półuśmiech lub szczery rechot. Podziel się zabawną historią, której bohaterem jest mężczyzna z przeszłości. Możesz też opowiedzieć o takim, który aktualnie wyjada całą lodówkę, przechrapuje obok ciebie noce i codziennie funduje salwy śmiechu. Nikomu nie powiemy… Za to chętnie o tym napiszemy.

W(ó)da musi być!

Ex kojarzy mi się wyłącznie źle. Nasz związek okazał się moją życiową porażką i na całe lata odebrał mi wiarę ludzkość. Owszem, mamy syna, którego kocham nad życie i który wart jest czasu spędzonego z Exem – ale prawda jest taka, że te lata były tak słabe, że lepiej o nich nie rozmawiać. Można za to napisać.

„ALE JAKIEŚ MIŁE WSPOMNIENIA MUSISZ MIEĆ!”

Tak stwierdziła spotkana po latach wspólna znajoma. Skupiłam się więc mocno i starałam ominąć własną małostkowość, morze rozżalenia i tony rozczarowań, szukam wspomnienia, które mogłabym określić jako „miłe”. Przedzieram się przez niechęć i pogardę, tysiące chwil budzących złość i miliony tych, których wolałabym nie pamiętać i… mam!

Mam jedno wspomnienie, które pomimo wszystko wciąż mnie śmieszy!

Jest upalny lipiec. Środek wakacji. Młody ma pół roku – gada, pełza, bałagani i wsadza do dzioba wszystko, co znajdzie na drodze. O czym marzy matka takiego Młodego? O tym, że ktoś zdejmie z niej na chwilę odpowiedzialność, pozwoli się wyspać, wykąpać bez pośpiechu, a w tym czasie nakarmi potomka czymś zdrowym i przy okazji podsunie coś do jedzenia także matce, a potem wszystko posprząta i pozmywa. Jest jedno miejsce na ziemi, gdzie marzenie matki może się spełnić – matka porzuca więc czasowo pracującego ojca swego dziecka, pakuje manatki oraz Młodego i wybiera się do babci!

Nie zna życia ten, kto nie podróżował z niemowlęciem. Jeśli dodamy do tego podróż pociągiem, możemy śmiało mówić o życiu na krawędzi, o jeździe po bandzie, o stawianiu czoła przeznaczeniu.

Już samo pakowanie to przygoda: czas biegnie jakby dwa razy szybciej, ząbkujący młody daje czadu, a ja wyliczam / przeliczam / sprawdzam: wózek, fotelik samochodowy, walizka, butelki, mleko, słoiczki na drogę, pieluszki, grzechotki, śpioszki, mokre chusteczki… Przydałby się jakiś t-shirt dla mnie. I szorty. Kanapki na drogę? E tam, wytrzymam bez kanapek te 6 godzin w pociągu. Ale woda musi być – na dworze 30 stopni, w wakacje PKP cieszy się sporą popularnością – nie przecisnę się z młodym do Warsu. Wodę muszę mieć.

Wrzeszczę więc do ojca mego syna, rozpartego w fotelu i czekającego niecierpliwie, aż raczę z dzieckiem udać się na dworzec: „Kochanie, spakujesz mi wodę na drogę? Nie za dużo, tak z pół litra. Wrzuć do mojej torebki!” Dwie godziny później siedzę wygodnie w wagonie. Jestem zmęczona, nieumalowana, potargana, zgrzana, a na bluzce mam ślady marchewkowej zupki ‘od 6 miesiąca’. Pasażerowie patrzą na mnie podejrzliwie i jakby z niechęcią, ale nic to!

Jadę na wakacje! Ukołysany stukotem kół Młody zasnął, a ja czytam książkę (sic! CZYTAM W SPOKOJU KSIĄŻKĘ!). Jest gorąco. Chce mi się pić. Sięgam do torebki. Szukam butelki z wodą. Jest! Jakaś ciężka… Wyciągam podejrzliwie…

Mój eks dosłownie wziął do siebie prośbę o „pół litra” – woda jest w szklanej butelce o kształcie znanym ze sklepów monopolowych, z kultową w niektórych kręgach naklejką: „Gorzka Wyborowa”…

Odkręcam blaszaną zakrętkę i piję łapczywie. Miny pasażerów – bezcenne….

W tamtej chwili jednocześnie śmiałam się do siebie i płonęłam z nienawiści. Teraz, po latach, nadal śmieję się z tej sytuacji i dochodzę do wniosku, że ta woda to idealny symbol mojego Eksa – niby było śmieszne, a jednak jakoś wredne…

Oceń ten artykuł

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *