Projektantka strojów, choreografka, przedsiębiorcza businesswoman, szczęśliwa żona i matka. Adriana Goulart przyjechała do Polski ze słonecznej Brazylii 20 lat temu. Taniec ma we krwi. Od najmłodszych lat występuje w Rio de Janeiro na słynnych karnawałowych paradach. Jest założycielką pierwszego w Polsce brazylijskiego zespołu samby, z którym wystąpiła w drugiej edycji Tańca z Gwiazdami. Charyzmatyczna, przebojowa, otwarta na ludzi i świat. Zawsze stara się być po prostu sobą.
Jak Ci się mieszka w Polsce? Odpowiada Ci klimat i nasza mentalność?
Polska to mój drugi dom. Kocham ten kraj i nigdy nie dam nikomu nic złego powiedzieć na jego temat. W ciągu dwudziestu lat Polska bardzo się zmieniła. Na moich oczach zachodziły tu przemiany polityczne i gospodarcze. Od tego czasu wszystko się właściwie zmieniło. Inne jest podejście ludzi do obcokrajowców, inna jest nawet pogoda (śmiech). Na początku było mi ciężko, ale potem wszystko się ułożyło.
Początki na pewno były trudne. Największe wyzwanie?
Tuż po przyjeździe mieszkałam w Białymstoku, bo stamtąd pochodzi mój mąż. Wyobraź sobie podejście ludzi do obcokrajowców 20 lat temu. Kto by wpadł na to, że jestem z Brazylii. Ciemne włosy, ciemniejsza skóra, ciemne oczy. Ludzie brali mnie za Cygankę. Ciężkie było to, że nie umiałam się z wami porozumieć. Po przyjeździe do Polski miałam wrażenie, że na nowo muszę się narodzić. Wyobraź sobie taką sytuację: przyjeżdżasz na drugi koniec świata i nie znasz języka, jesteś daleko od rodziny, nie ma pracy i jeszcze okropna pogoda. Teraz zimy są łagodne. Kiedy przyjechałam do Polski to przeżyłam szok. Z temperatury powyżej 35oC wylądowałam w kraju, gdzie termometr pokazywał minus 15… Nie mogłam oddychać. Ciężkie było także to, że nie miałam kontaktu z rodziną. Wtedy nikt nie miał przecież internetu ani telefonów komórkowych. A normalne połączenia telefoniczne były bardzo drogie. Czułam się trochę odizolowana. Nie znałam ani słowa po polsku i sama się go musiałam uczyć. Teraz jest świetnie, bo dzięki Skype czy WhatsApp można porozmawiać za darmo. Po przyjeździe musiałam się przestawić. Pomyślałam, że albo dam radę, albo zwariuję. A jeszcze byłam w 5 miesiącu ciąży z pierwszym dzieckiem. Musiałam dać radę. Dziś Antek ma 20 lat, a Marysia 10.
Polacy są bardziej zamknięci niż Brazylijczycy. Domyślam się, że nawiązanie relacji i nowych znajomości też było nie lada wyzwaniem
To prawda, ale wiem, z czego to wynika. Mentalność Polaków i w ogóle Europejczyków determinuje dużej mierze pogoda. Jak jest zimno, to jesteś zamknięta w domu. Nie wychodzisz nigdzie, nie spotykasz się. My jesteśmy bardziej otwarci, bo wszystko robimy na zewnątrz. Znamy swoich sąsiadów, rodziców, znajomych, wszędzie jest muzyka. Ale to wszystko w dużej mierze dzięki ciepłej i słonecznej pogodzie. Ludzie w Europie stwarzają dystans, a ja byłam przyzwyczajona do czegoś innego. Dla mnie normalne było całowanie i przytulanie ludzi. Zawsze od razu przechodziłam ze wszystkimi na „ty”, a tu trzeba było używać formy „Pan”, „Pani”. Postanowiłam jednak, że nie będę narzekać i że się dostosuję. I tak zrobiłam.
Zawodowo zajmujesz się tańcem. Ale nie od razu po przyjeździe do Polski pracowałaś w tym zawodzie. Jaka była twoja droga, gdy w końcu stwierdziłaś, że chcesz uczyć samby i robić jej pokazy?
Po przyjeździe do Polski chwytałam się wielu prac. Przenieśliśmy się z Białegostoku do Warszawy. Pracowałam w restauracji brazylijskiej i jako nauczycielka języka portugalskiego. W Polsce zrobiłam moje drugie studia z hotelarstwa i turystyki. Ale w końcu stwierdziłam, że trzeba założyć coś swojego. A ponieważ zawsze uwielbiałam tańczyć, postanowiłam iść w tym kierunku.
Jesteś instruktorką tańca, choreografką i reżyserem spektakli karnawałowych. To absolutnie niezwykłe. Jak wyglądają takie spektakle? Jeździcie z pokazami po Polsce?
Tak, jeździmy i staramy się zrobić wszystko, by widzowie poczuli prawdziwą Brazylię. Nie każdy tancerz samby nadaje się do show. To po prostu trzeba poczuć. Popyt jest, zainteresowanie także i daje mi to ogromną satysfakcję. Mój zespół liczy 7 osób. Tańczymy sambę, bawimy się z publicznością i staramy się, żeby ludzie czuli się dobrze. Na nasze show przychodzi bardzo dużo osób. Przyciąga ich muzyka i kolorowe stroje. Sama je projektuję i szyję. Jestem naprawdę bardzo dumna z tego, co robię. Pokazy, które organizuję, były w Polsce nowością. Moja firma – obecnie Samba Brasil Show – była pierwsza na polskim rynku. Naprawdę się z tego cieszę.
Uczysz samby nie tylko dzieci i dorosłych, ale także seniorów. Czy każdy może nauczyć się tańczyć?
Oczywiście, że każdy i wiek nie ma tu żadnego znaczenia, ale oczywiście to, jak będziesz tańczył, zależy od predyspozycji. Wszystkiego można się nauczyć. Trzeba tylko chcieć. Ja pracuję głównie z kobietami, choć trafiają też do mnie mężczyźni. Kiedy prowadzę zajęcia, zawsze mówię kursantkom, żeby wykorzystywały to, co jest w nich najlepsze. Nie oszukujmy się. Ludzie kupują cię tak, jak się sprzedajesz. Po co się sprzedawać źle? Wyeksponuj to, co w tobie jest piękne. Często słyszę, że jestem pewna siebie, ale tego można się przecież nauczyć. Przyznaję, że czasem mi też brakuje pewności siebie gdy na przykład nie wiem, czy trafię z show do konkretnych odbiorców. Ale gdy chwytam za mikrofon, wszystko mija i na scenie jestem po prostu sobą. Często podczas tańca myślę sobie: może nie mam super brzucha, ale tyłek jest – i to eksponuję, i na to głównie widzowie patrzą. To się pamięta, a nie jakieś mankamenty ciała. Nikt nie jest idealny.
Słyszałam, że w karnawale jeździsz na parady samby do Brazylii?
To prawda. W paradach w Rio de Janeiro tańczę od 6. roku życia. Ale prawda jest taka, że każdy może brać w nich udział. Wystarczy, że kupisz strój i masz pieniądze, aby się tam dostać. Można w nich zobaczyć nie tylko tancerzy, ale też osoby, które po prostu idą i ubierają się w śmieszne stroje. Najważniejsza jest zabawa.
Czym jest dla Ciebie taniec?
Jest powietrzem, którym oddycham. Gdy jestem smutna, włączam muzykę i od razu przenoszę się do innego wymiaru. W tym roku skończę 49 lat i nadal tańczę na scenie. Czasem to ludzi dziwi, że w tym wieku można tańczyć i dobrze wyglądać. Nie farbuję włosów, nie stosuję botoksu, stawiam na naturalność. Twarz wyraża emocje, a to w tańcu jest bardzo ważne. Mam zmarszczki, ale myślę sobie – i co z tego. Tak wygląda prawdziwa kobieta. Liczą się emocje i to, co przekazujesz. W każdej z nas jest coś pięknego. I na tym się trzeba skupiać.
Wystąpiłaś w Tańcu z Gwiazdami. Jak wspominasz tę przygodę?
To było coś! Wystąpiłam z moim zespołem w drugiej edycji Tańca z Gwiazdami. Tańczyliśmy sambę na żywo na samym początku programu. Wspaniałe doświadczenie.
Masz polskiego męża. Jesteście razem już ponad 20 lat. Jak się poznaliście? Miłość od pierwszego wejrzenia?
Tomka poznałam przez wspólnych znajomych. On w Brazylii mieszkał już dziesięć lat. Zakochaliśmy się w sobie, a po pięciu latach znajomości wzięliśmy ślub. Tomek chciał wrócić do kraju, a ja pomyślałam, że to niezły pomysł. Wiesz, co jest zabawne? Gdy po raz pierwszy zobaczyłam Tomka, od razu wiedziałam, że to będzie mój mąż. Po prostu to czułam. Jesteśmy razem 25 lat. Też od razu wpadłam mu w oko. Na początku droczyłam się z nim i mówiłam, że faceci zwracają uwagę tylko na wygląd kobiety. Ale my, kobiety, przecież robimy tak samo. To jest jak z ciastem. Najpierw przyciąga wyglądem, a potem smakiem.
Jak zareagowała Twoja Rodzina i przyjaciele gdy powiedziałaś, że za miłością wyjeżdżasz do Polski?
W pełni to zaakceptowała. Mama tylko spytała mnie przed wyjazdem, czy na pewno tego chcę. A gdy odpowiedziałam, że tak, uspokoiła się.
Z czym wtedy kojarzyła Ci się Polska? Czy wyobrażenia pokryły się z rzeczywistością?
Nie miałam pojęcia, czego się spodziewać. Polska – nie oszukujmy się – jeszcze nie jest dla obcokrajowców ciekawym turystycznie krajem. Wiele osób z zagranicy wie, jak mniej więcej wygląda w Anglii, Hiszpanii itp. O Polsce wiedziałam tylko tyle, że jest zimno, że język polski jest trudny do nauczenia się i że z tego kraju pochodzą Lech Wałęsa i papież Jan Paweł II. Wiedziałam oczywiście, gdzie leży i że zimą pada śnieg, ale to była cała moja wiedza. Nigdy wcześniej nie widziałam śniegu. Jak się go widzi w filmach, to wydaje się magiczny, puchaty. Ale na początku wcale to nie było dla mnie takie cudowne. Dla osoby urodzonej w kraju, gdzie zawsze jest słońce był szokiem. Zawsze się docenia coś, co się miało, po fakcie. Dla mnie wcześniej było to normalne, że jest ciepło, że drzewa zawsze są zielone, że owoce są soczyste.
Czym zajmowałaś się w Brazylii?
Przez dziesięć lat uczyłam w szkole podstawowej języka portugalskiego. Były to dzieciaki, które miały problem ze słuchem i mówieniem – ciężka praca, ale jednocześnie cudowna.
Czy twoje dzieci lubią tańczyć? Myślisz, że pójdą w twoje ślady?
Myślę, że nie. Marysię nauczyłam kroków, ale ona woli sport. Uwielbia piłkę nożną. I ok, ja to akceptuję. Nic na siłę.
Oprócz tańca masz także inne pasje. Prowadzisz studio urody. Jak narodził się ten pomysł?
Moja mama w Brazylii miała salon, była też fryzjerką. Ja pomagałam jej od 14. roku życia. W Polsce kosmetyczką jestem od 5 lat. Robię paznokcie, makijaże i zabiegi na twarz.
Na pewno tęsknisz za krajem. Często jeździsz do Brazylii? Czego Ci brakuje?
Nie jeżdżę tak często, jakbym chciała. Teraz się wybieram na miesiąc, ostatni raz byłam cztery lata temu. Brakuje mi rodziny. To chyba tak jest, że korzenie ciągną i zawsze człowiek chce wracać. Tu czuję się naprawdę dobrze i jestem bardzo związana z Polską. Gdy myślę o Polsce, czuję zapach grzybów i słyszę szelest liści. I bardzo mi się podoba język polski. Uważam, że jest śliczny.
Co sprawia, że czujesz się szczęśliwa?
Jestem bardzo rodzinną osobą. Dużo czasu spędzamy z dziećmi razem. Oglądamy filmy, robimy popcorn i potem dyskutujemy o tych, które zobaczyliśmy. Lubię też z nimi podróżować. To mnie odpręża i daje siłę. Dla mnie szczęście moich bliskich jest najważniejsze. W życiu przychodzi taki moment, że żyjesz dla tych, których kochasz. Już nie potrzebuję nic dla siebie robić ani niczego udowadniać. Żyję po swojemu i tyle.
Autor: Agnieszka Wasztyl