Feministka – gruba, zaniedbana, sfrustrowana stara panna z wąsem, której w życiu nic nie wyszło, a swoje frustracje wyładowuje na niczemu niewinnych, skrzywdzonych mężczyznach. W dodatku stawia sobie za główny cel zachwianie społecznej równowagi, a jedyne, na czym jej zależy, to propagowanie wojny płci i „ideologii gender”.
Która z nas nie słyszała podobnych banałów wygłaszanych, o zgrozo, z ust prominentnych polityków, dziennikarzy, wszelkiej maści osób publicznych? A może nawet dałyśmy się zwieść, przekonać, że nasze ambicje i marzenia są zamachem na to, co naturalne, a problem z awansem to nie „kwestia szklanego” sufitu, lecz braku umiejętności? Może też zaczynamy podejrzewać, że niższa pensja po prostu nam się należy? Otóż, drogie panie, nic bardziej mylnego.
Wmawianie nam, że bycie feministką to obciach i że zaraz po wypowiedzeniu tego słowa wyrosną nam długie wąsy, to nic innego jak wierutne, okrutne kłamstwo. Feministka to każda z nas, która uważa, że kobieta i mężczyzna to równowartościowe istoty ludzkie.
Buntowniczki
Słowo „feminizm” pochodzi od łacińskiego femina (kobieta). To ruch społeczny, podzielony na wiele nurtów, którego korzeniem jest dążenie do równouprawnienia kobiet.
Mówiąc o feminizmie, nie sposób nie wspomnieć o sufrażystkach – pierwszych feministkach, bez których dzisiaj kobiety, łącznie z tymi, które od feminizmu się odgradzają grubym murem, nie miałby prawa do posiadania własnych pieniędzy, nauki, głosowania w wyborach, pełnienia funkcji publicznych. Sufrażystki działały w ramach tzw. pierwszej fali feminizmu, która przypada na przełom XIX i XX wieku. W kręgu ich zainteresowań leżały takie zagadnienia, jak reforma prawa rodzinnego czy ekonomiczna sytuacja ówczesnych kobiet. I, oczywiście, prawa wyborcze. Wtedy też kobiety działające w ramach ruchu stawały się często ofiarami ataków i nienawiści, także ze strony swoich sióstr w płci, które sprzeciwiały się własnym prawom jako „antysufrażystki”. Jak widać, walka o to, co powinno być naturalną konsekwencją bycia człowiekiem, od zawsze pełna była niezrozumienia i nienawiści. Kolejnym punkt jest przedmiotowe traktowanie kobiet tak przez mężczyzn, jak i przez same kobiety. Kobiety w ogóle są często jeszcze gorsze niż mężczyźni w uciemiężaniu innych kobiet. Wiele z nich stoi na straży zakazów, którymi się je obarcza. Krytykują, delikatnie mówiąc, inne kobiety za próbę uwolnienia się z opresyjnych reguł. Przykład oczywisty: kobiety wojujące o całkowity zakaz aborcji.
Na szczęście już wtedy, 100 lat temu, odważne członkinie ruchu nie poddały się tak długo, aż prawo wyborcze nie zostało im przyznane. Wbrew wrogom. W Wielkiej Brytanii, która była ojczyzną sufrażystek, stało się to w 1920 roku, czyli niespełna 100 lat temu.
Po walce o podstawowe prawa obywatelskie przyszedł czas na dalszą część zmagań o godność. Feminizm drugiej fali objął przede wszystkim Stany Zjednoczone i niektóre kraje leżące na zachodzie Europy. Tematem sporu stały się tym razem prawa kobiet na rynku pracy, prawo do decydowania o własnej rozrodczości, w tym prawo do aborcji i kwestie związane z kobiecą seksualnością. Kwestie, które, jak widać, nie wszędzie jeszcze zostały zaakceptowane.
Lata 80. XX wieku to z kolei okres narastania trzeciej fali ruchu, który jest odpowiedzią na konserwatywne sprzeciwy wobec feminizmu drugiej fali i cofania wielu ówczesnych uzgodnień. To w tym okresie powstał tzw. postfeminizm, który twierdzi, że walka o równouprawnienie została wygrana, a feminizm przestał być kobietom potrzebny. Z kolei działaczki trzeciej fali, która trwa po dziś dzień, zwracały i zwracają uwagę na kwestie dotąd pomijane – sytuację kobiet w innych częściej świata, nierówności etniczne i rasowe, podziały ekonomiczne i religijne. Współczesne feministki odpowiadają na zarzuty kobiet, które dotąd czuły się pomijane.
Dziś kobiety, wbrew lansowanej przez prawicowe środowiska teorii, wciąż stanowią grupę mniej uprzywilejowanych, mniej szanowanych, pomijanych członków społeczeństwa. Stąd konieczność nieustannego wyjaśniania problemu, który – zdaniem części społeczeństwa – dawno został rozwiązany. Kobiecość – czy nam się to podoba, czy nie – wciąż jest źródłem represji, agresji i poniżenia. Zarobki kobiet nadal nie są równe zarobkom mężczyzn. O naszym prawie do szczęścia, o naszej seksualności i życiu prywatnym ciągle chcą decydować politycy, w większości wciąż mężczyźni.
Od dziecka w różu
– Feminizm nie jest walką o postawienie kobiet na piedestale czy próbą zwalczenia mężczyzn. Wydaje mi się, że w ogóle nie powinien być formą „walki”, bo nie jest to ruch związany w żaden sposób z przemocą. Feministki i feminiści nie chcą nikogo niszczyć czy stawiać niżej. Wręcz przeciwnie. Feminizm jest ruchem równościowym – opowiada Zuzanna Biedzińska-Musiewicz, filozofka. Podkreśla, że ludzie są różni tak, jak i różne są płcie. – Oczywiście biologiczne są dwie, z pewnymi wyjątkami. Jednak wiele osób nie potrafi określić się jako stuprocentowi mężczyźni czy stuprocentowe kobiety – taka definicja zakłada oczywiście heteroseksualizm. Moim zdaniem nikt nie powinien więc oceniać naszego poczucia przynależności do płci. Każdy ma prawo do definiowania siebie jako jednostki bez konieczności zaspokajania społecznych oczekiwań – podkreśla Zuzanna. Tak przynajmniej powinno być.
Problem jednak zaczyna się już w dzieciństwie. Małe dziewczynki wciąż są wychowywane inaczej niż chłopcy. Różnice rozpoczynają się od dnia urodzenia, a nawet jeszcze wcześniej. Wiedzeni stereotypem, kupujemy różowe i niebieskie ubranka, które podkreślają płeć. Później – zabawki kierowane do konkretnych płci. Zuzia bawi się plastikową kuchenką, Krzyś z kolei jeździ po dywanie plastikowym samochodem. I nie ma w tym nic złego, o ile to same dzieci dokonują podobnych wyborów. Problem zaczyna się wtedy, gdy my, dorośli, swoim zachowaniem narzucamy dzieciom przywiązanie do konkretnych przedmiotów i zachowań. „Nie baw się garnuszkami, nie przebieraj lalki – to dziewczyńskie zabawy” – słyszą chłopcy. „A ty, kochanie, nie krzycz, zachowuj się jak dama, nie jak chłopak” – wpaja się dziewczynkom. Tymczasem świat dawno ruszył do przodu i zanegował pseudonaturalistyczne teorie o przeznaczeniu. Dzieci to mali ludzie, po prostu. I każde ma takie samo prawo do zabawy lalkami i śrubokrętem, niezależnie od płci. Niestety, wciąż nie wszyscy to rozumieją. Rodzice kierowani stereotypem – tym, jak sami zostali wychowani – bez złych intencji wpychają swoje dzieci w sidła stereotypów. A to właśnie w dzieciństwie przyswajamy najszybciej, najmocniej. To wtedy budują się nasze poczucie własnej wartości, wyobraźnia i postrzeganie świata.
Sprzątaczka, matka, piękność, rekin biznesu
– Kolejnym elementem patriarchalnej manipulacji jest język. Według badań, dziewczynki posługujące się językiem, w którym nie istnieje odmiana przez rodzaje lub jest dużo mniej widoczna niż w polskim (np. angielski), częściej są w stanie wyobrazić sobie swoją przyszłość na wysokich stanowiskach. W Polsce żadna dziewczyna nie marzy o byciu prezydentką – wiadomo przecież, że prezydentem może zostać tylko chłopak. Wydaje mi się, że podejmowanie próby zmiany pewnych form językowych jest równie ważne w ruchu feministycznym, jak zwracanie uwagi na równe prawa wszystkich ludzi. Jeżeli dzieci od małego będą wiedziały, że nie ma słów dotyczących tylko mężczyzn lub tylko kobiet, naturalniejsze będą dla nich koncepcje równości w ogóle – mówi Biedzińska-Musiewicz.
Tymczasem, przekonana o swojej służebnej roli, dziewczynka wkracza powoli w dorosłość. I z każdym dniem jest coraz bardziej zagubiona; z jednej strony to strażniczka domowego ogniska, z drugiej zaś – wyzwolona, silna prezeska dużej firmy. W dodatku nieustannie piękna, zadbana, z wielkim domem, przystojnym mężem i gromadką przecudnej urody, świetnie wychowanych dzieci. Tak, tak wygląda przeciętna bohaterka seriali i filmów, przeciętna rozpalaczka kobiecej wyobraźni. Trudno się nie domyślić, że to ideał, który w rzeczywistości nie istnieje. Nie sposób spełniać się w stu procentach we wszystkich możliwych dziedzinach życia. Kobiety są dziś zagubione i rozdarte pomiędzy tym, co powinny a tym, czego pragną.
Bez wątpienia są wśród nas takie, których największym marzeniem jest spełniać się w roli matki, a z dzieci uczynić centrum swojego świata. Obok nich są kobiety, które nie wyobrażają sobie ciąży, macierzyństwa i opieki nad domem. Zamiast tego świetnie sprawdzają się w pracy, która staje się ich spełnieniem. A zaraz obok stoją te, które chcą mieć jedno i drugie – szczęśliwe dzieci i dobrą pracę. Każda z nas ma takie samo prawo do szczęścia i spełnienia w tym, o czym marzy i czego pragnie. Nikt, absolutnie nikt, nie ma prawa wmówić nam, że jest inaczej.
Współczesne kobiety, pytane czym jest dla nich feminizm, coraz rzadziej rzucają sloganami w stylu: „jakieś to bez sensu, mi niczego nie brakuje”. Wiedzą, że jeszcze wiele brakuje nam do męskiego statusu. Kamila, dwudziestoczteroletnia stewardessa, mówi wprost: „Trzeba walczyć o swoje, nikt za nas tego nie zrobi”. I nie wstydzi się mówić o sobie jako feministce. Tak samo jak jej mama i siostra.
I to jest właśnie feminizm: możliwość realizowania się w życiu takim, jakie same dla siebie wybrałyśmy. Nie według instrukcji, książkowego poradnika czy poleceń męża. Życie jest zbyt krótkie żeby zapomnieć w nim o sobie samej, o swoich prawach i możliwościach, które oferuje nam świat. Feminizm to miłość do kobiet, do kobiecości w ogóle, to wzajemne wspieranie się, siostrzeństwo, którego wciąż tak bardzo nam brakuje. Nie wstydźmy się zatem słowa na „F” – jeśli coś nam od niego wyrośnie, to na pewno nie wąsy, a być może skrzydła.
Tekst: Katarzyna Sudoł