Tatiana Rzeszutek: zawód groomera to moja pasja

Praca groomera do łatwych nie należy. Klienci bywają różni, niektórzy są przyjaźni, inni agresywni albo skrajnie zaniedbani. Miłość, jaką potrafią się odwdzięczyć zwierzęta, rekompensuje jednak wszelkie niedogodności. O pracy z czworonogami oraz byciu hodowcą jednej z najbardziej wymagających ras opowiada Tatiana Rzeszutek, właścicielka salonu psiej urody „Pundelek” w Gdańsku.

Tatiano, jesteś właścicielką dwóch białych pudli królewskich oraz hodowcą tej rasy. Czy zawsze miałaś dobry kontakt ze zwierzętami?

Wychowałam się w domu wypełnionym miłością do zwierząt. Dorastałam wśród licznego grona czworonożnych przyjaciół. Tak jak kiedyś moja mama, tak teraz ja nie wyobrażam sobie domu bez zwierząt, a zwłaszcza bez psów. Jako mała dziewczynka zawsze powtarzałam, że zostanę weterynarzem…

Plany się zmieniły. Dlaczego?

Gdy mój ukochany pies zachorował i mimo bolesnych zabiegów nie udało się go uratować, zrozumiałam, że nie nadaje się do tej pracy. Nie zniosłabym codziennego widoku cierpiących zwierząt.

Kiedy poczułaś miłość do pudli królewskich?

Pamiętam to, jak przez mgłę. Jako mała dziewczynka zobaczyłam dużego, białego pudla. Był pięknie wystrzyżony, bardzo dumny i elegancki. Często później śniły mi się włosy tego pudla. Od tamtej pory marzyłam właśnie o takim psie. Kiedy z moim narzeczonym, a obecnie już mężem, postanowiliśmy, że chcemy psa, uparłam się, że musi to być koniecznie duży pudel królewski. Mój mąż jest uczulony na sierść zwierząt, a pudel jest rasą, która nie uczula, więc decyzja była prosta (śmiech). W 2013 roku zamieszkała z nami czarna suczka Megan. Podbiła serca całej rodziny, a zwłaszcza moich teściów, którzy po naszej przeprowadzce postanowili zatrzymać ją u siebie. Jest z nimi szczęśliwa i regularnie przyjeżdża do mojego salonu na strzyżenie i relaks w spa (śmiech).

Na jednym pudlu się nie skończyło…

Ostrzegano mnie, że na jednym się nie skończy (śmiech). Tym razem mój wybór padł na wymarzonego, białego pudla królewskiego, z predyspozycjami wystawowymi. Nazwałam go Freak. Razem osiągnęliśmy wiele sukcesów. Ten świat wciągnął mnie bez reszty, więc kupiłam przyjaciółkę dla Freak’a. Po Amber jechałam aż do Serbii, w której urodziły się bardzo dobrze rokujące szczenięta ze wspaniałym rodowodem. Moje psy są moimi najlepszymi przyjaciółmi i towarzyszami. Oboje z mężem traktujemy je jak członków naszej rodziny i zabieramy wszędzie ze sobą.

Pasję postanowiłaś przekuć w biznes, szkoląc się na groomera, czyli psiego fryzjera.

Apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc zaczęłam zgłębiać tajniki strzyżenia pudli. W Trójmieście nie było wówczas żadnego specjalisty od tej rasy, a chciałam, żeby moje psy prezentowały się nienagannie. Zaczęłam jeździć na różne zagraniczne szkolenia i regularnie odwiedzałam hodowczynię ze Słowenii, która wprowadziła mnie w świat groomingu. Później zaczęłam uczyć się innych strzyżeń. W tym zawodzie trzeba nieustannie się rozwijać, a mi to sprawia ogromną przyjemność.

Na czym polega praca groomera?

Muszę podkreślić, że nie jest to prosty i lekki zawód. Wymaga mnóstwo cierpliwości, a przede wszystkim – miłości do zwierząt. Do salonu przychodzą różne psy, a nie każdy jest skory do współpracy. Bywają psy trudne, a nawet agresywne. Niestety, przychodzą również takie, które są bardzo zaniedbane. Najpierw muszę zdobyć zaufanie mojego klienta, tego na czterech łapach (śmiech). Musimy się zaprzyjaźnić. Psom, które odwiedzają mnie po raz pierwszy, pozwalam obwąchać wszystkie sprzęty. Gdy widzę, że są zainteresowane, włączam maszynkę. Gdy stoją grzecznie, przechodzę do zabiegu. Mówię do nich spokojnym, miłym głosem. Niektóre pieski trochę się stresują, inne przychodzą do mnie z przyjemnością. Nadstawiają wtedy szyję do czesania albo same podnoszą łapki, ułatwiając mi w ten sposób pracę. Najbardziej zaskoczył mnie jednak pies, który w trakcie kąpieli zasnął w wannie (śmiech).

Czy zdarza się, że fantazje klientów odnośnie fryzury są aż nadto ekstrawaganckie?

Klienci mi ufają, więc pozostawiają dobór fryzury mnie. Wiedzą, że stworzę taką, która będzie się nie tylko pięknie prezentowała, ale również wyeksponuje temperament oraz charakterystykę rasy.

W salonie towarzyszą pani pudle królewskie. Klienci mogą ich dotknąć, pobawić się z nimi. Prezentują się imponująco. Gdy zobaczyłam je po raz pierwszy, nie mogłam się napatrzeć. Są piękne, dostojne, duże, a jednocześnie bardzo delikatne. Jak reagują ludzie, gdy widzą pani psy po raz pierwszy?

Myślę, że to trochę zapomniana i niedoceniana rasa. Ludzie często z góry zakładają, że pudle są głupimi, trochę śmiesznymi psami. Może wynika to z fryzur, w jakie są stylizowane… Moje pudle są najlepszymi towarzyszami w pracy. Wypatrują przez okno klientów, są bardzo ciekawe, co się dzieje. Niektórzy ludzie zatrzymują się i myślą, że to figury ustawione na witrynie (śmiech). Większość ludzi nie dowierza, że to prawdziwe psy. Gdy idę z nimi na spacer, nie ma osoby, która by się nie obejrzała. Przechodnie proszą o zdjęcia, zadają pytania…

Na pewno zwracają na siebie uwagę. Mimo swoich gabarytów są bardzo spokojne i grzeczne.

Tak, to bardzo inteligentna rasa. Nigdy moich psów nie szkoliłam, a są bardzo mądre i ułożone.

Podejrzewam, że na pielęgnację pudli trzeba poświęcić ogrom czasu…

No i tu zaczynają się schody (śmiech). Pudel duży, zwłaszcza ten o białym umaszczeniu jest jedną z najbardziej wymagających ras pod względem pielęgnacji. Moje psy są wystawowe, więc muszą mieć bardzo długie włosy, co wiąże się z konieczność częstych kąpieli i stosowania wielu kosmetyków. Kąpie je co 1-2 tygodnie. Cały proces, czyli kąpanie, odżywianie, suszenie z wyczesywaniem oraz zakładaniem papilotów i gumek trwa nawet do pięciu godzin. To czasochłonne, ale bardzo przyjemne. Kocham to, co robię, więc nie traktuję tego jako pracy. To moja pasja.

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *