Autokreacja to jej drugie imię. Czerpała z życia pełnymi garściami, przekraczała granice i zarabiała miliony na swojej twórczości. Tamara Łempicka, królowa art deco. Kto by pomyślał, że malarką została trochę przez przypadek? Dzisiaj jej obrazy mają w swoich kolekcjach Madonna, Barbra Streisand czy Jack Nicholson.
Jej obraz „Autoportret za kierownicą” z 1929 roku stał się ikoną lat dwudziestych ubiegłego wieku. Kobieta w pilotce na głowie i superaucie była uosobieniem nowoczesnej kobiety. A przecież to był autoportret malarki, choć nigdy nie miała zielonego bugatti, a jedynie niewielkie żółte renault. „Zawsze ubieram się jak samochód, a samochód jak ja” – mawiała. Taką zobaczył ją wydawca prestiżowego niemieckiego żurnala mody „Die Dame” i zamówił u niej autoportret na okładkę swojego magazynu. To najbardziej znany obraz malarki i najchętniej masowo reprodukowany przez współczesnych admiratorów jej talentu.
Obrazy Tamary Łempickiej
Jej inny obraz zatytułowany „Piękna Rafaela”, uznany za jeden z najważniejszych aktów XX stulecia, portretuje prostytutkę, a swój obiekt artystka znalazła na ulicy: „Madame, jestem malarką i bardzo chciałabym, żeby pani pozowała mi do aktu” – zaczepiła na ulicy młodą brunetkę. Na szczęście modelka potraktowała tę propozycję poważnie i być może wpłynęła na zmianę patrzenia na kobiece ciało.
Głównie jednak z usług Łempickiej korzystały arystokratki i żony bogatych przemysłowców, które masowo zamawiały u niej portrety. Łempicka spędzała więc po kilkanaście godzin dziennie przy sztalugach. Jednak pozytywny odbiór wśród odbiorców nie przekładał się na entuzjazm krytyków sztuki, którzy krytykowali jej sztukę za „cielesność graniczącą z kiczem lub przynajmniej grzechem”. Co więcej, nazywali ją nawet „propagatorką perwersyjnego malarstwa”, zauważając homoerotyczny charakter jej twórczości.
A ta krytyka tylko przysparzała Łempickiej klienteli. Zachwycone kobiety pragnęły mieć obrazy namalowane ręką Tamary – najlepiej takie naturalnej wielkości. Wszystkie chciały mieć seksapil jak czarnoskóra tancerka Josephine Baker, o której malarka mówiła, że „zniewalała swym ciałem każdego, kto ją zobaczył. Wyglądała, jakby zeszła z jednego z moich płócien, więc nawet nie myślałam jej prosić, by mi pozowała”. Dziennikarz „La Pologne” pisał, że „modelki Tamary de Łempickiej to kobiety nowoczesne. Nie znają hipokryzji i wstydu w kategoriach moralności burżuazyjnej. Są opalone i ogorzałe od wiatru, a ich ciała sprężyste jak ciała Amazonek”.
Łempicka prywatnie
Łempicka ciężko pracowała na sukces, ale za to lekko wdawała się w liczne romanse. Nie ukrywała, że pociągają ją także kobiety, ale to romans z Gabrielem d’Annunzio doprowadził do jej rozwodu z Tadeuszem Łempickim w 1927 roku. Szybko wyszła ponownie za mąż, za barona Roula Kuffnera, właściciela największego majątku ziemskiego w Austro-Węgrach. Zimą 1938 roku pod wpływem narastającego faszyzmu postanowili wyjechać do Stanów Zjednoczonych. Szybko stała się ulubioną portrecistką gwiazd Hollywood, elit towarzyskich i finansowych.
Czy będąc w Warszawie, czy to w Paryżu, czy w Beverly Hills, zawsze bawiła się szampańsko, hołdując poglądowi, że artystom wolno więcej niż zwyczajnym zjadaczom chleba. „Robię, co chcę, i nienawidzę robić tego, co muszę – oświadczała, będąc już po osiemdziesiątce. – Moje życie nigdy nie było konwencjonalne”.
Przyjaciel Jean Cocteau pisał, że „kochała tak samo sztukę, jak i wytworne towarzystwo”. Późną nocą, kiedy wracała z bankietów do domu, zamiast do łóżka szła prosto do pracowni i podniecona wrażeniami wieczoru, a często także kokainą, malowała do świtu.
Tamara Łempicka tworzyła też własną legendę, chciała, by wszyscy uwierzyli, że mają do czynienia z genialną dziewczyną, zupełnie bez wykształcenia, za to o wielkim talencie, która z dnia na dzień została sławną artystką. Jednak ta opowieść to kolejna świadoma autokreacja – tak jak sfałszowanie metryki, żeby nie tylko się odmłodzić, ale też żeby odciąć się od Rosji.
Niestety, po wojnie zapanowała inna estetyka w malarstwie, zaczęto skłaniać się ku tradycji surrealizmu i abstrakcji, przez co twórczość artystki przestała cieszyć się popularnością. I choć Łempicka próbowała iść z duchem czasu i naśladować obowiązuje trendy – jej kariera nie rozbłysła na nowo. Po śmierci męża w 1962 roku, przeniosła się do Meksyku, gdzie zmarła w 1980 roku.
W latach 70. jej twórczość zaczęła przeżywać renesans, jednak do łask powróciły obrazy z lat 20. i 30., a nie z okresu powojennego. Teraz, w XXI wieku, prace malarki znów stały się przedmiotem pożądania, bo jak sama artystka twierdziła: „Nie liczą się początki – o ile koniec jest dobry”.
Tekst: Urszula Abucewicz