Tajlandia – jeden kraj, dwa oblicza

Znowu jesteśmy w Tajlandii. Jakoś nas tu ciągnie. Może dlatego, że widoki są piękne, ludzie mili, a jedzenie pyszne? A może ze względu na to, że przyjeżdżając tu na miesiąc, nie musimy się martwić wizą, bo… nie jest ona tu potrzebna.

Przygodę z miastem Chiang Mai rozpoczęłyśmy od malowania muralu dla Squirrel Hostel. Mieszkałyśmy na obrzeżach miasta, u podnóża niskich gór. Dosłownie 5 minut marszu od nas znajdował się Uniwersytet położony nad brzegiem jeziora. Po dziedzińcu chodzą dzikie pawie i biegają jelenie! Studenci do najbliższego wodospadu mają jednie 10 minut drogi, a teren zielony jest tak rozległy, że kursują po nim bezpłatne busy! Reasumując: studenci mają w Tajlandii źle i wcale, ale to wcale polskie żaki nie mają im czego zazdrościć.

Podczas naszego pobytu miałyśmy okazję uczestniczyć, w Water Festival. Jeszcze zanim dotarłyśmy na miejsce, słyszałyśmy o nim legendy! Festiwal Wody jest niczym innym jak gigantycznym śmigusem-dyngusem. Wszyscy się w niego wkręcają! Na ulicach można spotkać dziadków goniących młodzież z załadowanymi do pełna plastikowymi pistoletami. Główną promenadą nieustannie leje się woda. Wszyscy są mokrzy, szczęśliwi i głodni. Produkcja endorfin podczas imprezy sięga zenitu. Człowiek cieszy się jak głupi, bo właśnie oberwał wodą lub udało mu się kogoś oblać. Wszyscy, niezależnie od wieku, bawią się niczym dzieci. Miasto opanowuje szaleństwo, globalna, zdrowa głupawka, która uzależnia i męczy jednocześnie, dlatego tę całą intensywność po Water Festival całe miasto odsypia przez następne dni.

A teraz parę słów o tym, co dzieje się teraz. Ostatnie dwa tygodnie spędzamy na wsi, w centrum jogi Suan Sati. Wiedziałyśmy, że jedziemy na łono natury, ale myślę, że obydwie nie byłyśmy gotowe na to, co jest nam dane tu doświadczyć. Każdego dnia los serwuje nam spotkanie z innym egzotycznym zwierzęciem. Pierwszego dnia czekał na nas w toalecie gigantyczny pająk, drugiego dnia skorpion pod prysznicem, trzeciego największa ćma świata, dalej były jadowite węże w ogrodzie, kameleon, stado pszczół, inwazja termitów, chrabąszczy i grubych żab… Kto wie, co jeszcze nas czeka? Żyjemy w dżungli! A ona rządzi się swoimi prawami. W Suan Sati uczestniczymy w pierwszych w naszym życiu zajęciach jogi. Rozciągamy się jak koty i relaksujemy przy dźwiękach spokojnej muzyki, medytujemy. Popołudniami zajadamy się posiłkami gotowanymi przez lokalne nastolatki, które gotują tak wybornie, że jest nam głupio, bo nasze zdolności kulinarne ograniczają się do przypalania wody.

Tajlandia – kraj, w którym byłyśmy dwa miesiące temu. Wydawać by się mogło, że już się znamy. Nic bardziej mylnego. Podczas drugiego pobytu kraj ten pokazał nam swoje nieznane oblicze – dzikie, nieujarzmione i piękne. Ze znajomych rzeczy, tylko upał pozostał ten sam. Będziemy tęsknić za wszystkim, oprócz niego. Czas ruszać dalej w trasę. Czekają na nas Laos, Wietnam i… no właśnie, nie wiemy, co dalej przyniesie nam los. Znając życie, na pewno będzie to wysoka temperatura, a co jeszcze? O tym dowiemy się same już za kilka tygodni.

5/5 - (1 głosów)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *