Zawsze chodziła ścieżkami. Na nagraniach z wakacyjnej kamery widać, że rodzina trzyma się blisko, a ona zawsze gdzieś z przodu, na murku, podśpiewuje, tańczy. Jak mawiała jej najstarsza siostra – „zawsze była inna”. Babcia z kolei zamiast: „jesteś ładna, Natalko”, zawsze powtarzała: „jesteś urokliwa”. Cholernie ją to bolało – „czyli nie jestem ładna” – myślała. Dopiero po latach zrozumiała, że inność i urokliwość to jej atuty. Bo to oznacza, że zobaczy to, czego inni nie widzą…
Natalka to Natalia Darewicz – fotografka „z urodzenia”.
SKĄD WZIĘŁO SIĘ W TWOIM ŻYCIU FOTOGRAFOWANIE?
Tata fotografował mnie i moje siostry, tworzył albumy, kolekcjonował stare rodzinne zdjęcia, tworzył archiwum rodzinne, w moim domu ciągle oglądało się fotografie, wyciągało je, przeglądało, wspominało. To samo dotyczy slajdów – podczas seansów wspominaliśmy, poznawałam tak historię swojej rodziny, podziwiałam urodę babci, mamy, cioci. Patrzyłam na siebie malutką, tam na slajdach, patrzyłam w oczy tym osobom i szukałam w nich siebie z tamtych lat.
Dziadek zbierał stare aparaty, nagrywał mnie i siostrę na stare taśmy, archiwizował. Dużo przebywałyśmy w domu prababki, dziadka i babci. Oni bardzo dużo z dziećmi rozmawiali, dziadek bawił się z nami, wygłupiał, rejestrował nasze dzieciństwo na taśmach i kliszach, na tyle, na ile mógł. Gdyby wtedy istniały smartfony, miałybyśmy na pewno pełne archiwum naszego życia. Dzień po dniu.
Mój ojciec chrzestny to z kolei człowiek, który zawsze we mnie wierzył i bardzo kochał, ale nie dożył, niestety, czasu, gdy zaczęłam być naprawdę fotografką, czego bardzo żałuję. Nagrywał mnie i siostry na kamerze VHS: nasze zabawy, zwykłe życie, urodziny, święta, kłótnie i chwile szczęścia. Wszystko. Odtwarzałyśmy to potem nieustannie, wspominałyśmy, cieszyłyśmy się, że możemy patrzeć na nasze „żywe” wspomnienia.
To ogromna wartość mieć w domu takie archiwum.
Chyba w pewnym momencie chciałam też stać się częścią tworzenia wspomnień. Pewnego dnia sama chwyciłam za aparat i bardzo szybko zauważyłam, że widzę więcej, że przez ten mały wizjer dostrzegam moich bliskich takimi, jacy są, i że moje wspomnienia o nich bardzo im się podobają.
Potem zaczęłam fotografować ludzi wokół mnie, znajomych, przyjaciół, dalej rodzinę, osoby na spotkaniach – czułam, że ich widzę, że potrafię ich zobaczyć. Bo możesz fotografować, ale nie widzieć. To jest proces: najpierw obserwujesz, patrzysz, oglądasz zdjęcia… bardzo dużo zdjęć, w końcu łapiesz za aparat, nieśmiało zaczynasz fotografować i na początku nie zastanawiasz się nad techniką, chcesz po prostu to robić.
Potem czekasz na wywołanie zdjęć jak na najważniejszy dzień w miesiącu, nie możesz poprawić nic w programie, bo to, co udało ci się uchwycić, jest już na papierze.
Fotografia cyfrowa była dla mnie w 2005 roku na pewno odkryciem. Bardzo ją pokochałam. Miałam w końcu szansę wybrać ujęcia, dodać im światła… Pułapka czaiła się w tym, że można robić dużo zdjęć, nie skupiając się na tym, co najważniejsze. Dużo wody musi upłynąć, nim znajdzie się w tym balans. Tadeusz Rolke, znany polski fotograf, który nadal używa tylko analogowych aparatów, mówi, że nie jest w stanie zrozumieć, jak można wykonać na sesji 1000 zdjęć, przecież na kliszy jest ich określona liczba i tylko tyle można zrobić! Nigdy nie można przestać myśleć nad każdym kadrem, trzeba go zaplanować.
Dlatego z 1000 zdjęć zeszłam do 500 na sesję. Sukces, prawda? (śmiech).
KIM CHCIAŁAŚ BYĆ W DZIECIŃSTWIE I MŁODOŚCI?
Chodziłam zawsze chodzić swoimi ścieżkami. Na nagraniach z wakacyjnej kamery widać, że rodzina trzyma się blisko, a ja zawsze gdzieś z przodu, na murku, podśpiewuję, tańczę. Jak mawia moja najstarsza siostra – „zawsze byłaś inna”. Babcia z kolei nie mówiła do mnie „jesteś ładna, Natalko”, tylko „jesteś urokliwa”. Cholernie mnie to bolało – czyli nie jestem ładna –myślałam. Dopiero po latach zrozumiałam, że „inność” i „urokliwość” to moje atuty. Bo to oznacza, że zobaczę to, czego inni nie widzą.
Jako mała dziewczynka malowałam, rysowałam, rzeźbiłam – tak spędzałam każdą wolną chwilę, chciałam być artystką, architektką… Parałam się sportem, ale nigdy żadna dyscyplina nie zawładnęła mną zupełnie. Występowałam w szkolnych przedstawieniach, uwielbiałam rozśmieszać ludzi, grać, deklamować. Oczywistym było, że szłam w kierunku aktorstwa. W liceum dostałam się do Teatru Muzycznego Junior i przez 4 lata jeździłam w weekendy z Wejherowa do Gdyni na zajęcia. Czy deszcz, czy wiatr, wsiadałam w walkmanem na uszach do SKM i jechałam do mojego świata… Żeby nie było, piłam piwo na plaży i bawiłam się w sopockim Non Stopie na tak zwanym „nielegalu”, nie różniłam się aż tak od moich rówieśników, bez przesady, ale miałam swój alternatywny świat… Niestety, moje dolegliwości zdrowotne i brak odpowiedniego wtedy wsparcia, spowodowały, że nie zdawałam do szkoły aktorskiej, nie odważyłam się… I tak znalazłam się na kierunku filologia rosyjska na UG, ale to już kolejna historia…
OPOWIEDZ COŚ CIEKAWEGO O LUDZIACH, KTÓRYCH FOTOGRAFUJESZ
W 90% są to panie, które dzwonią do mnie z pytaniem o sesję, mówią mi, że są niefotogeniczne, że będzie ciężko coś z nich wydobyć, że są krytyczne wobec siebie, że nie lubią siebie… Ale widziały zdjęcia u kolegi, siostry, koleżanki i one były takie piękne, i one też takie chcą. Zawsze wtedy proszę, by wzięły głęboki oddech, że to wspaniałe, że zdecydowały się na ten krok i sesję dla siebie. Potem rozmawiam z nimi, czasami długo… Fotografowanie to jedno, a relacja, która tworzy się pomiędzy modelem a fotografem, drugie. Najważniejsze. Często też zauważam, że kobiety, bo to głównie one są bohaterkami moich sesji, widzą siebie zupełnie inaczej niż ja je postrzegam. Potem najczęściej są zachwycone sobą, płaczą ze szczęścia, chwalą się swoimi zdjęciami. Jedna pani napisała mi, że koleżanki w pracy oszalały na punkcie jej zdjęć, a ona chodzi z podniesioną głową i już jej nikt nie podskoczy, cokolwiek to znaczy (śmiech). Kiedy czytam takie wiadomości, sama łykam łzy, że moje zdjęcia mają taką siłę. Czasem jednak dzieje się inaczej. Pewnego razu napisała do mnie klientka (choć wolę nazywać je moimi modelkami), że zdjęcia są cudowne, profesjonalne, że przyjaciółka się zachwyca, ale ona jednak widzi siebie inaczej, a mąż jeszcze dodał, że nie lubi jej w makijażu… Ta modelka płakała, jak mi to pisała, a zdjęcia były naprawdę piękne – ona naturalna, drobna kobieta, o zaraźliwym uśmiechu… My widzimy siebie inaczej, używamy filtrów, aplikacji do robienia zdjęć, zmieniamy siebie. Ale to nie jesteśmy przecież my. Ja nie przerabiam zdjęć i moich modeli. Może nastąpić więc tak zwane zderzenie z rzeczywistością. Wiem, że moje fotografowanie nie jest dla każdego, jest bardzo naturalne, ale znajduję niszę i chętnych, i to mi wystarcza.
CO JEST NAJWAŻNIEJSZE W FOTOGRAFII? CZEGOSZ SZUKASZ ZA POMOCĄ OBIEKTYWU?
Prawdy. Emocji. Często nie zastanawiam się nad tłem, ważne jest dla mnie spojrzenie, uśmiech, skupiam się na człowieku. Czasami aż mi głupio, jak widzę dekoracje tła moich koleżanek po fachu, takie wypracowane, dużo się dzieje, a u mnie industrialne studio i okno, a na ich tle mama i dziecko. Ale to, co widzę w ich oczach, to co tworzy się na ich twarzach przy naturalnym świetle płynącym z tego okna… To jest dla mnie właśnie istota fotografowania. Ostatnio zadzwoniła do mnie pewna pani z informacją, że słyszała, że u mnie jest najfajniej na sesji i ona po prostu chce do mnie przyjść. Prawie spadłam z krzesła. Nie była ważna cena, gdzie, co i jak. Ona chciała spędzić ze mną 2 godziny i mieć swoje zdjęcia. Na pytanie: czego szukam w fotografii, odpowiedziałabym więc – człowieka. Mój mistrz, Peter Lindbergh, którego wystawę miałam ostatnio szansę zobaczyć w Hamburgu, szukał ludzi w ludziach. „Odkolorowywał” ich. Zdjęcia były prawie zawsze czarno-białe. I chociaż on parał się scenografią, a jego zdjęcia były jak kadry z filmów, to najważniejsze zawsze pozostawały oczy. Bo to w oczach znajdziemy drugiego człowieka. Oczy mówią wszystko.
W CO SIĘ OSTATNIO NAJBARDZIEJ ANGAŻUJESZ?
Od dwóch lat organizuję sesje (między innymi) w ramach dwóch projektów I AM YOUR MOM i I AM WOMAN (nazwa projektu pochodzi od piosenki Helen Reddy, „I am Woman”. Helen niestety odeszła od nas niedawno, na szczęście jej twórczość została z nami i będzie na zawsze). Panie podczas spotkań w ramach projektów otrzymują makijaż i minisesję. Cena nie jest wysoka. Wydarzenie odbywa się w sopockim apartamencie albo w studiu w Gdańsku. Panie w Trójmieście przekazują sobie informacje o sesjach „pocztą pantoflową”, czasami nawet nie muszę reklamować, w dwa dni mam komplet! Przy tych projektach współpracuję z moimi ulubionymi makijażystkami, z którymi rozumiemy się bez słów. One widzą kobietę i w mgnieniu oka potrafią dobrać dla niej makijaż, nieprzesadny, taki „akurat”. Bo ani make-up, ani zdjęcie nie mogą być przesadzone. To mają być ONE. Teraz jestem w trakcie promocji nowego projektu, tym razem tylko dla dzieci, i to bezpłatnego. Projekt nazywa się SIŁA JEST DZIEWCZYNKĄ i powstał przy współpracy z moją córką, Tosią.
SKĄD POMYSŁ NA ZABAWĘ DLA DZIEWCZĄT?
Obie z Tosią jesteśmy pełne pasji: Tola do sportu i nauki, ja do fotografii. Czytamy pisma dla dziewczyn, dużo książek, dużo rozmawiamy, przeżywamy, żaden temat nie jest nam obcy. Obecny, dotyczący strajków, również. W pewnym momencie, w zeszłym roku, robiąc zdjęcia Tosi, wpadłyśmy na pomysł, by pokazać siłę dziewczyn, taką, jaką zobaczyłyśmy na jej zdjęciach. Moc płynącą z jej oczu. Bo na tych fotografiach nie było nic prócz twarzy Toli i jej spojrzenie. A za tło robiła zasłonka z łazienki. W rozmyślaniach nad projektem poszłyśmy krok dalej: skąd ta siła? „Z pasji, Mamo, ona jest z pasji!”. I tak się zaczęło… Wiosną tego roku przyszła do nas pandemia i rozgościła się na długo, więc projekt się przesunął. Ale już jest, powstał i został przekazany światu. Na mojej stronie na Facebooku są szczegóły i regulamin. Udział w projekcie jest bezpłatny. Projekt ma charakter konkursu. Szukamy dziewczynek w wieku 8–11 lat, które zechcą nam opowiedzieć o swojej pasji i będą chciały być sfotografowane. Partnerują projektowi i dopingują go magazyny „Together” i „Mademoiselle”.
Jeśli właśnie czyta ten wywiad jakaś mama dziewczynki w tym wieku albo babcia, ciocia, znajoma rodziny, która zna taką dziewczynkę, niech zajrzy na moją stronę. Razem możemy zrobić coś naprawdę dobrego, zmotywować inne dziewczynki, pokazać im siłę pasji i siłę spełniania marzeń. Ten projekt ma na pewno jeden naczelny cel… Przypomnieć dziewczynom, że mogą wszystko i tylko od nich zależy, czy to wszystko się wydarzy. Zapraszam bardzo serdecznie, z całego serca, do projektu. Spotkajmy się na sesji!
https://www.facebook.com/events/673258816660243/
Moja Mama, przez wielkie M, zawsze mi powtarzała, obojętnie co zrobisz, ja zawsze będę cię wspierać, chcę, byś była szczęśliwa. Ja już nauczyłam się być szczęśliwą, choć droga do tego była długa. Teraz jest czas, by pomóc innym. To moja misja.
Serdecznie pozdrawiam,
Natalia Derewicz
Photography
695 886 588
Czytam i czytam wywiad z naszą Natalką i jestem coraz bardziej szczęśliwy. Cóż więcej mogę napisać. Warto żyć dla dzieci.
tatko